TEAM ZACHÓD NA BORNHOLMIE - OCZAMI JEDNEGO ROWERZYSTY
Data: 18-05-2011 o godz. 19:40:00
Temat: Morskie opowieści


Szanowne Panie Wędkarki i Szanowni Panowie Wędkarze,

zamknijcie na chwilę oczy i wyobraźcie sobie relację z wyjazdu wędkarskiego napisaną przez osobę trzecią, prawie zupełnie nie związaną z wędkarstwem... Przez osobę, która z rybami ma tyle wspólnego co sprzedawca w markecie wykładający pangę do lodówki... Wyobraźcie sobie...

A zresztą, co będziecie sobie wyobrażać.
Zamiast tego poczytajcie i pooglądajcie - ta historia WYDARZYŁA SIĘ NAPRAWDĘ.



Pewnego dnia zebrali się kolesie z TEAM ZACHÓD i wykombinowali wyjazd na BORNHOLM. Bo podobno ten czas, czyli druga połowa kwietnia, to dobry czas na wyciąganie ryb z morza stojąc na brzegu wyspy. W sumie do tej pory nie rozumiem, jak ja się tam znalazłem, gdyż bardziej kręci mnie rower a nie latanie z kijem. Najważniejsze, że rower zmieścił się do auta bo ważnym jest by podkreślić, że BEZ ROWERU NIGDZIE BYM NIE POJECHAŁ (A tak między nami to zabrali mnie ze sobą pewnie dlatego, by wypełnić osobowo bilet na prom i zaoszczędzić trochę kasy...).

Ale nie rozgrzebujmy strych ran:)

Wyjazd to w sumie 5 dni zabawy, od 2011-04-17 do 2011-04-21, z tego 2 dwa dni na dojazd i powrót, i 3 dni zasadniczego łowienia – taki był plan, ale z jego realizacją nie było już tak wesoło.

Najpierw, let me introduce, załoga w pełnym składzie (od lewej):
LOWELAS
GRUBY ZWIERZ
ZIOMEK
THE ANIMAL
EGONIK

Autem pojechaliśmy do portu Sassnitz (Niemcy) skąd wypływał prom do Ronne na Bornholmie. Czas dotarcia do niemieckiego portu to ok. 2 L wina, trochę kanapek, itp., natomiast prom na wyspę płynął 3,5 godziny.
Jeszcze w Sassnitz pogoda pogorszyła się, zrobiło się zimno i niepewnie, co do tego, co nas zastanie po drugiej stronie... Ale w związku z tym, że już nie było odwrotu, popłynęliśmy w siną dal.

...trzy i pół godziny później...

SZOK! Słonko! Kamień z serca:) Czym prędzej pojechaliśmy na tanie pole namiotowe (jest ich pięć), które w okresie letnim zebrało pozytywne recenzje...
...ale to było w okresie letnim. My się tam wbiliśmy w drugiej połowie Kwietnia czyli: w dzień +14 a w nocy +4...

Dotarliśmy, wyszedł autochton i oferuje...
- kawał pola,
- brak prysznica,
- brak ciepłej wody,
- bieżąca woda w odległości 500 m od pola – zimna,
- toaleta spłukiwana wiadrem... - już na tym etapie obmyśliliśmy, że ten który korzysta zapewnia wodę następnemu...

SZOK po raz DRUGI! Ale kaszana... Morale grupy na poziomie ziemi.

Właściciel (widząc, że nie jesteśmy zachwyceni...) zaproponował byśmy podskoczyli do AAKIRKEBY, bo tam może być "normalne" pole. I było, oczywiście, że było... ale zamknięte. Dobrze, że na tej wyspie mieszkają sami dobrzy ludzie - właścicielka zaproponowała nam abyśmy pojechali do NEXO, bo tam powinno być czynne pole...

Nie mając innego wyjścia, czyli to trzech razy sztuka, pojechaliśmy do NEXO.

I to było to, jedyna właściwa decyzja co do noclegu w ciągu całego dnia.
Mamy bazę wypadową: "Nexø Familiecamping":
- jest woda gorąca,
- jest prysznic,
- jest normalny kibelek,
- jest miejsce,
- jest drożej... ale nikogo już to nie obchodziło bo była to fantastyczna miejscówka.

I do tego 50 metrów od morza.

Namioty rozbite, na rower za późno (czyli ja odpadam) ale na wędkowanie za to w sam raz.

No i się zaczęło... Chłopaki w akcji.
Najpierw biegiem by zająć najlepsze miejsca na cyplu oraz pierwsze ustalenia typu: co? czym? jak? A także czy ciepło w nogi.

The Animal z poświęceniem życia zajmuje jedno ze stanowisk. Dobra, prawda jest taka, że poślizgnął się bo było bardzo ale to bardzo ślisko. Jednak doświadczony wędkarz potrafi sobie radzić w takich sytuacjach – lata praktyki nad lubskimi (i nie tylko) akwenami wodnymi. W sumie najważniejsze, że wędka cała...

A gdy już każdy ostatecznie i bezpiecznie zalogował się na swojej miejscówce zaczęło się w pełni profesjonalne łowienie.
TEAM ZACHÓD w akcji. Pozostawiam kwestię komentowania co do szczegółów wędkarskich tym, którzy się na tym znają. Ja pozwolę sobie jedynie na skromne wrzuty.

A teraz portfolio TEAM ZACHÓD czyli jak należy poprawnie łowić i wyglądać na bornholmskich cyplach.



ZIOMEK

THE ANIMAL

GRUBY ZWIERZ

LOVELAS

I tak robiłem im te zdjęcia myśląc o tym jakie to wędkowanie jest nudne. Zastanawiałem się jak to może być pasją, rozrywką, celem życia, powodem do zarywania dni, nocy czy wolnych popołudni.
Nie zapominajmy o tak delikatnej sferze życia jaką są związki między ludzkie... A jak partner nie akceptuje do końca wyboru wędkarza by być wędkarzem.

Co jest w tym wędkarstwie takiego co pcha ludzi na jakąś wyspę na środku Bałtyku?
Na to pytanie zna odpowiedź tylko wędkarz. Nie podejmę się polemiki ale napiszę tylko tyle, że to coś podobnego co mnie zmotywowało do tego by zapakować rower na auto i przyjechać by poganiać trochę po tej wyspie.

Nie zapominajmy o najpiękniejszych chwilach w życiu każdego wędkarza: brania, holowania, podbierakowania, itp.
My tu gadu gadu a na haku zalogowała się już pierwsza ryba...

...aktualnie, powyższe zdjęcie jest jedynym dowodem na to, że taka ryba naprawdę dała się zaciąć. Pan łowiący wykazał się niespotykaną na tej szerokości geograficznej humanitarnością i ją... no dobra, uciekła mu jak nic. Poszła w odmęty Bałtyku. I nie był to pech początkującego – do tej pory naukowcy zastanawiają się co się tam wydarzyło.

Całe zdarzenie miało na pewno motywujący wpływ na całą grupę. Do łask wróciły wodery – czyli "zaatakujmy ryby z morza". A zaznaczam, że dzień już się kończył i kończyły się także już siły. Moje przynajmniej bo ileż można czekać na rybę.

No ile można czekać na rybę? ILE? CHWILĘ!
I proszę, można. Jest i rybka. Zobaczcie jaki jest dumny.
Jest to pierwsza ryba tej wycieczki. Pierwsza w sensie, że została złowiona absolutnie.

I to nie byle jaka. Jak na moje oko jest to zdecydowanie ryba morska, mierząca i ważąca ileś tam... Zresztą kogo to obchodzi, ważne, że jest.
Rybka z bliska. Na potrzeby zdjęcia jeszcze oddycha. A następnie… ależ on ją naparzał tym kijem...
A jaka smaczna była! Nie mam pytań:)

Cała załoga jeszcze przed kolacją. Była radość i była nadzieja, że wyjazd będzie rybnie udany. Bo czasem trzeba mieć nadzieję...

Wszyscy wracają z udanych łowów. Nie należy pomijać faktu, że na Bałtyku ruch jest dość spory. Czy aby na pewno ryb wystarczy dla wszystkich?

Tak pokrótce wyglądał pierwszy dzień wyprawy. Kolejne dni czyli drugi, trzeci, czwarty i piąty, czyli poniedziałek, ptorek, środa i czwartek wyglądały zdecydowanie odmiennie. A czy ryby były to się dopiero okaże:)

Fakt są smutne lecz napisać to muszę. Takiej posuchy rybnej to nikt się nie spodziewał po tak fantastycznym dniu przybycia, kiedy to były i brania i inne fajne rzeczy dla wędkarza. Karta się odwróciła. Praktycznie trzy dni totalnego bezrybia. Chyba Ci co na łódeczkach wracali wieczorową porą do portu wybrali z wody wszystko co najlepsze. Napiszę więcej, wszystko co mogło by dać się złowić.

Jednakże nikt nie tracił humoru bo podobno samo łowienie daje mnóstwo satysfakcji więc zabawy było co nie miara.
Towarzyszyła nam fantastyczna pogoda, więc co rano wyruszającym na łowy wędkarzom towarzyszył fantastyczny wschód słońca.
Nie obyło się również bez pozowania, lanserka musi być wszędzie.

Czas się wziąć do roboty – wędkowania znaczy. Połowy odbywały się w następujących miejscach:
- obok obozowiska – najlepsza miejscówka;
- południowe wybrzeże – okolice Ronne i Arnager oraz okolice;
- wybrzeże zachodnie – poniżej Nexo.
Do wszystkich miejsc panowie docierali niebieską strzałą wypchaną po sufit woderami, wędkami, żarciem na cały dzień, przynętami, itd.
Patrząc na nich można odnieść wrażenie, że żadna ryba im się oprze.

THE ANIMAL – cóż, widocznie na trzeźwo to czasem się już nie dawało… Żartuję, przecież wszyscy wiedzą, że miał tam herbatkę.

LOVELAS – czy ktoś ma jeszcze jakieś wątpliwości dlaczego LOVELAS ma właśnie taką ksywkę? Popatrzcie na gościa. Krosno O. rządzi na Bornholmie.

ZIOMEK – on nie ma czasu na pierdoły, łowi i łowi – chyba kończą mu się już pulpety i inne gołąbki... LUB/I zjadłoby się znowu rybkę.

GRUBY ZWIERZ – "stary niedźwiedź mocno śpi..."

Wojownik. Zawsze gotowy by zaciąć, zawsze gotowy by walczyć z dużą rybą. Zdjęcie przedstawia jeden z wielu udanych...

...zaczepów:) :) :) :) :) :) :) :) :) A wygląda jakby holował całkiem sporą rybę. Cóż, życie.

Lekka zmiana tematu na przyrodniczo – widokowy. Pamiętajmy o tym, że wyspa to nie tylko ryby i wędkowanie i trolling.
Wyspa Bornholm to także piękne widoki, fantastyczne miejsca, wspaniała architektura i cudowny klimat tego miejsca... Znaczy jest to moja opinia ale wędkarzom też się chyba podobało bo bez powodu nie fotografowali by takich miejsc:
- charakterystyczny wiatrak bornholmski oraz zieleń:

- kamieniste klify – okolice Arnager:

- kamienisty brzeg – okolice Ronne:

- schody do raju – jeszcze tylko kilka stopni i można moczyć kija:

Jak już wspominałem chłopaki nie tracili czasu na to by wracać do obozu na żarełko. Przerwa w łowieniu, wymiana spostrzeżeń, pomysłów oraz planowanie dalszych działań, czyli zostawać czy jechać gdzie indziej – dylematy współczesnego wędkarza bornholmskiego (...kto zauważył mój fantastyczny rower na trzecim planie?).

Było na wyspie pewne miejsce, gdzie można było sobie pooglądać ryby z bliska więc, gdy naszym wędkarzom nie szło jechali tam by trochę pozazdrości, pewnie też się powkurzać a może nawet nabrać motywacji na nowy dzień. Mowa tu o porcie w Nexo, gdzie pod koniec dnia spływały trollingowe łódeczki, kutry i inne łajby. W porcie nie było małych ryb...
Nawet lodówki nie poradziły sobie z takimi okazami.

To już była lekka przesada. Dałby jedną – ma ich tyle.

A temu udało się wysępić – dali mu potrzymać rybę do zdjęcia. Wygląda jak Polak, co nie? Ten facet, nie ryba...

Chłopaki się motywują:
- O jacie! Ale mają ryby!
- No... myślisz, że mamy dobre przynęty?

Jak ktoś zarzuca pięćdziesiąt wędek na raz to się nie dziwię, że coś tam z tej wody wyszarpie. To jest w ogóle legalne??

Wracamy na ziemię a raczej na brzeg przy naszym obozie.
Chłopaki się napatrzyli, co nieco podsłuchali i zmotywowani ruszyli do boju. A miało to miejsce ostatniego wieczoru przed wyjazdem. Desperacja a może świadomość, że wielu ludzi czeka na rybę, sprawiła, że stał się cud. Znów wróciła dobra passa. Ryby wskakiwały na haczyk jedna po drugiej...
I na dwóch to w sumie się skończyło.

Najpierw zaszalał THE ANIMAL – starszy, najbardziej doświadczony jegomość, z pewną pozycją w świecie wędkarskim, nie mógł wrócić do domu ze świadomością, że zawiódł...

Chwilę później do bazy rybę przytargał ZIOMEK – cóż, to już druga jego zdobycz podczas tego wyjazdu... szał!

Drugi raz w ciągu pięciu dni stwierdziłem, że można.
Rybka była zdecydowanie bardziej niż smaczna. Pożegnalna konsumpcja, jak co dzień, odbyła się w naszej obozowej stołówce:)
A oto i cała ekipa... tak wyglądają ludzie po kilku dniach połowów na Bornholmie.

A teraz czas na mały smaczek...
Oczywistą oczywistością jest fakt, że na wyspie nie kradną, że nie należy obawiać się dzikiej zwierzyny. Jednakże, jesteśmy Polakami więc zawsze "dmuchamy" na zimne. Postanowiliśmy więc zamontować Dźwiękowy System Odstraszający The Animal Snoring Protection System. Jego niezawodne działanie prezentuje poniższy film.

W tle słychać zwierzęta ale żadne nie miało prawa podejść na odległość mniejszą niż 100 m.
Jeśli ktoś jest zainteresowany zakupem D.S.O.T.A.S.P.S. to zapraszam do kontaktu.

I to by było na tyle.

Dziękuję chłopakom za fantastyczny wyjazd.

Dla tych, którzy zainteresowani są pooglądaniem wyspy oczami rowerzysty zapraszam na mój blog:

www.egonik.bikestats.pl

Autorstwo:
Egonik - tekst (część tekstów pochodzi z mojego bloga), zdjęcia
The Animal – zdjęcia
Ziomek – zdjęcia

PS. Z premedytacją nie używałem profesjonalnego słownictwa wędkarskiego... bo go nie znam:) Poza trollingiem oczywiście – ale to znają wszyscy.







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=2069