Tajemnice boleniowych przynęt
Data: 05-02-2003 o godz. 01:47:31
Temat: Spinningowe łowy


Postaram się pisząc o boleniowych przynętach, napisać też o pewnych niebezpieczeństwach czyhających na wędkarzy, analizujących to, co wydarzyło się podczas wędkarskiej wyprawy. Błędne wnioski potrafią zatrzymać postęp w łowieniu na kilka lata, czasem można utknąć w takiej ślepej uliczce na zawsze. Warto też uświadomić sobie, że najdoskonalsza nawet przynęta ma pewne poważne ograniczenia. Pomiędzy drapieżnikiem a jego ofiarą zachodzą pewne związki, swoistego rodzaju interaktywność. Ryby wprawdzie tego nie rozumieją, ale są pewne sytuacje nienaturalne, które wywołują u nich lęk, a w rezultacie ucieczkę lub odstąpienie od ataku.



No bo na przykład w naturalnych warunkach ukleja nie pruje jak przecinak na czołowe zderzenie z boleniem. Powinna ona raczej dbać o to aby utrzymywać od niego bezpieczny dystans. Niestety bardzo często nasze przynęty wdzierają się do tego podwodnego teatru niczym postaci z innej bajki rażąc sztucznością. To właśnie umiejętność dopasowania się do sytuacji leży u postaw sukcesów.

Moja przygoda z boleniami zaczęła się 27 lat temu, na jednej z wiślanych główek. Trafiłem tam z kolegą podczas majowej wyprawy. Było sporo boleni i biły z właściwym dla tego gatunku temperamentem. To podniecenie udzieliło się i nam. Blaszki poszły w ruch i na ziemi po pewnym czasie wylądowały 2 bolenie. Złowił je mój kolega. Ryby omijały moje przynęty, jakby miały one wymalowany znaczek ostrzegający o radioaktywności. Z tego żalu i bezsilności zacząłem się przyglądać łownej przynęcie kolegi. Była to obrotówka stylizowana na Longu Meppsa. Mój kolega oczywiście wynosił swoje umiejętności ponad znaczenie przynęty, ale jakoś na inną ryby nie mógł złowić. Nie zmarnowałem tego doświadczenia, wnioski uznałem za zbyt oczywiste, aby zabłądzić na początku wędkarskiej kariery. Bardzo się przejąłem tą wiedzą, może nawet za bardzo, o czym jeszcze wspomnę w dalszej części tekstu. Zaopatrzyłem się w odpowiednie przynęty w Pewexie (to takie sklepy, gdzie panie dawały tylko za dolce - towar). Były to Meppsy Longi, Gold, nr 1. Na tekturce producent wyjaśniał, czym różnią się poszczególne rodzaje jego produktów. Zrozumiałem wówczas, że fala hydroakustyczna ma istotny wpływ na skuteczność przynęty. Przez kilkanaście lat łowiłem na ten wabik. Moje błystki były wielokrotnie modyfikowane. Miały różnej szerokości skrzydełka, ołowiany korpus i nieco mniejsze kotwiczki. Przerabiałem też różne warianty kolorystyczne, ale wychodziło mi, że złotawy kolor jest najskuteczniejszy. Nie ręczę za tę wiedzę, bo przyzwyczajenie i wspomnienia udanych połowów potrafią wypaczać naszą ocenę. Nie szukałem przynęt alternatywnych, bo łowiłem sporo ryb. Pływałem dużo pontonem po Wiśle i ciągle namierzałem skupiska boleni. Łowiłem też w okupowanym przez wędkarzy porcie, przy ujściu kanału elektrowni w Połańcu. Było tu spore stado bolków. Próbowali je łowić miejscowi i przyjezdni. Nie chwaląc się miałem najlepsze wyniki. Ale prawda jest taka, że już wówczas czułem doskonale tą rybę i miałem w sobie taką wiedzę, której nie da się przekazać w żaden sposób. Patrząc na wodę wiem gdzie i kiedy rzucić i jak poprowadzić przytnę. Ta wiedza dawała i daje wyniki, ale też powodowała bezkrytycyzm w stosunku do przynęty. Dopiero kiedy dostałem po nosie od człowieka którego wprowadziłem w arkana sztuki łowienia boleni, zacząłem myśleć. Jemu nie chciało się robić obrotówek, więc łowił na cienkie 11-centymetrowe kawałki nierdzewni, z dwoma kotwicami. Na coś takiego złowił 4 bolenie. Moja obrotówka była bezradna, a ja się załamałem po powrocie do domu. Moja ukochana obrotówka nie była najlepszą boleniową przynętą!

Ambicja nie pozwalała mi skopiować przynęty kolegi, więc zacząłem pracować nad swoją wersją. To, co mnie raziło najbardziej w pierwowzorze to jego długość. Próby skrócenia zaś powodowały, że przynęta wpadała w korkociąg i kręciła się niemiłosiernie. Wyglądało to jak wahadłowa obrotówka. I tu pomógł przypadek. Po którymś rzucie ciągnięta blaszka nie kołysała jak oszalała. Powodem tej zmiany była mała trawka, nabita na kotwiczkę. Tak powstało śmigiełko stabilizujące wychylenia boczne blaszki. Dolutowałem do kotwiczki prosty kawałek dentalu. Na niego nanizałem koraliki oraz malutkie śmigiełko. Drut zagiąłem aby te ozdoby nie pospadały i blaszka była gotowa. Podginając śmigiełka mogłem sterować wychyleniami przynęty. Kolejnym krokiem naprzód był film wideo, na którym nagrałem sobie ukleje, walczące z nurtem. W domu przeanalizowałem wszystko dokładnie i wyciągnąłem wnioski. Zrozumiałem, jakie ograniczenia niesie ze sobą prosty kawałek blachy. Moja przynęta musi się wyginać w 1/2 długości. Tak powstał pomysł pocięcia wahadłówki na części i zawiasowego połączenia ich. Pracowałem nad tą przynętą wiele lat, bo ryby pokazały mi, że to przełom w dziedzinie boleniowych przynęt. Z faktu, że przynęty wykonywane były ręcznie wynikały różne interesujące wnioski. W obrębie tego samego modelu jedne przynęty były średnio skuteczne inne zaś, drgając w przedziwny sposób, doprowadzały bolenie do furii. Pierwszy raz widziałem jak do jednej przynęty startują dwie ryby. To uskrzydlało. Kiedyś, gdy ściągałem pospiesznie przynętę, ślizgała się ona po powierzchni wody. W momencie, kiedy znalazła się za przykosą, gdzie nurt wyraźnie zwalnia, woda otworzyła się. To z dna oderwał się stary boleń i dosłownie wessał blaszkę. Patrzyłem na to w osłupieniu. Po pewnym czasie okazało się, że ta technika daje kapitalne ryby. Jest ona jednak mocno ograniczona. Dużych boleni nie ma wiele i są one bardzo ostrożne. Zbyt częste podawanie przynęty w ten sposób znieczula je. Testy pokazały, że wykonywanie tej sztuczki prostą blaszką daje zdecydowanie gorsze wyniki. Był jednak jeden wielki mankament nowej przynęty. Jej wykonanie jest nieprawdopodobnie pracochłonne. Odstraszało to wielu od jej kopiowania.


Tylko taki egzemplarz "Hamerówki" mi pozostał...

Na ujście kanału przyjeżdżałem czasami na występy. Łowiłem nową przynętą, kiedy inni nie mieli nawet wyjścia. Łowiłem przy wschodnim wietrze i kiedy bolenie znikały z pola widzenia. Były też wiele razy takie sytuacje, że przyjeżdżałem na milczące łowisko, a po 20 minutach rzucania, bolenie wyraźnie się ożywiały. To nie był przypadek. Niestety było też i tak, że więcej piłowałem niż łowiłem. I to zmusiło mnie do porzucenia tej przynęty na kilka lat. Zamówiłem sobie w BassPro. małe rybki zwane Litlle Fishie 1,5 cala. Dorobiłem do nich ołowianą główkę i pokazałem to boleniom. Bardzo im się ta prosta przynętą spodobała. Ale moja żyłka do poprawiania rzeczy doskonałych nie dawała mi spokoju. Kombinowałem, co można z tą rybką zrobić. No i wymyśliłem, że można ją zmusić, aby ruszała szybciej lub wolniej swoim ogonkiem. Skracając wargę napędową wymuszamy szybsze drgania. Taka przynętą stawia mniejszy opór płynąc pod szybki prąd. Jeśli chcemy, aby wychylenia były mocniejsze, a co za tym idzie fala hydroakustyczna mocniejsza, wargę należy usztywnić smarując ją klejem szybkoschnącym. Nieobcinane wargi, usztywnione w ten sposób, dają najmocniejszą falę. Są doskonałe do łowienia z szybkim nurtem w niespokojnej wodzie.


Tanie i skuteczne rybki - kiedy było wolno, łowiły bolenie już od lutego. Na czerwono zaznaczona warga, którą można skracać i usztywniać.

Przynęta jest namierzana z dalszej odległości, co przekłada się na ilość wyjść do niej. Największym felerem jest nienajlepszy kolor. Wygląd przynęty odgrywa istotną rolę. Nie zawsze bolenie atakują bezkrytycznie wabik. Często tuż przed połknięciem lustrują go i odstępują od ataku. Zależy to od poziomu adrenaliny. Mam na ten temat swoją własną teorię. Uważam, że głód w rybim brzuszku nie jest jedynym czynnikiem decydującym o wędkarskim sukcesie. Są pewne warunki atmosferyczne, które wywołują agresję u ryb. Nie ma ona wtedy żadnego powiązania z odżywianiem. Moje największe sukcesy z okresu, kiedy zabierałem łowione ryby, dowodziły, że te niesamowicie gryzące ryby, pod koniec dnia, miały puste żołądki. Tak było też pewnego wrześniowego dnia, kiedy złowiłem trzy sumy. Polowały one od rana do nocy we wszystkich warstwach wody. W ich żołądkach nie było najmniejszego śladu pokarmu. Podobne spostrzeżenia mieli inni wędkarze. To tłumaczy, dlaczego na przykosie, pełnej boleni, przy południowym wietrze, łowi się kilkanaście sztuk, a kiedy wiatr zmieni kierunek na nie daj Boże wschodni, a bolenie nadal ostro biją, to złowienie 2 sztuk jest nie lada problemem. Generalnie jestem wędkarzem pogodowcem i zaciekle bronię tej teorii. Pokładam się ze śmiechu czytając wynurzenia o tym, że ryby żerują zawsze, tylko wędkarze nie zawsze potrafią je złowić (kochane redakcje, czytajcie wynurzenia swoich autorów, wielokrotnych zwycięzców przedziwnych wędkarskich spędów). Innym czynnikiem mającym wpływ na poziom adrenaliny u ryb jest zawartość tlenu rozpuszczonego w wodzie. Ryby z gwałtownych przelewów są najprostsze do złowienia. O tym, że są lekko wstawione świadczy nadmierna ilość śluzu na ich skórze. Słabe wyniki w środku lata, przy niskiej wodzie, dowodzą, że ta teoria jest prawdziwa. Dlatego wykorzystuję tę wiedzę, szukając ryb w tym okresie o świcie. Kilkukrotnie łowiłem bolenie od szarówki do wschodu słońca. To okres, kiedy woda była najchłodniejsza, a co za tym idzie jej nasycenie tlenem najwyższe. Różnice w jego poziomie przy niskich wartościach mogą być dosyć spore, co powoduje, że rybom przez 2 godziny totalnie odbija.

Kolejną przynętą, która zwróciła moją uwagę, jest ukleja Mannsa. Bardzo mi się podoba wygląd tej przynęty. Niestety ten wspaniały srebrny kolor jest bardzo nietrwały. Nie wykonuje ona też żadnych ruchów w wodzie. Trzeba było więc ją ożywić. Dorobiłem do niej główkę z ołowiu oraz ster, którego zadaniem jest wymuszenie bocznych drgań. Ale nie powinien on sprowadzać przynęty zbyt głęboko. Ster jest cofnięty mocno do tyłu i nachylony pod ostrym kątem. Ci, którzy kiedyś zmagali się z robieniem woblerów, wiedzą w czym rzecz, innych odsyłam do tekstów speców od produkcji tej przynęty. Ważną sprawą jest stosunek masy główki do masy silikonowej reszty. Prawidłowy jej rozkład ma tu istotne znaczenie. Kiedyś zmusiłem bolenie kursujące po płyciźnie, w środku upalnego dnia, do zainteresowania się tą przynętą. Wprawdzie nie złowiłem żadnego, ale inne przynęty nie były w stanie wywołać kompletnie żadnego skutku. Jak na razie ta przynęta łowi ryby najczęściej w sytuacjach beznadziejnych. Ciężki model tej przynęty, z dużym sterem, zastosowałem do łowienia boleni z dna na głębokim przelewie. Szybki nurt i duża głębokość nie pozwalała na dotarcie do dna normalną przynętą. Zbyt ciężkie główki grzęzły między kamieniami na wypłyceniach. Ster rozwiązał ten problem. Kiedy się go zrobi odpowiedniej wielkości do konkretnego miejsca wystarczy zarzucić przynętę w poprzek nurtu i przytrzymać na naprężonej żyłce. Kiedy trąci o dno podnosimy szczytówkę wysoko, po czym opuszczamy, nawijając nadmiar żyłki i znowu trzymamy naprężoną. I tak do następnego stuknięcia. Brania następują w trakcie podnoszenia przynęty.


Ukleja do połowów z dużych głębokości, długość 10 cm. Pierwszy raz publikuję jej zdjęcie.

Na koniec w wielkim skrócie o innych przynętach. Boleniowe woblery. Długość 8 - 5 cm. Srebrne lub złote, ale zawsze matowe. Szary kark a na przejściu w srebro lub złoto wskazana metaliczna błękitna pręga, może też być zielony metalik. Przynęta powinna być pokryta sporą ilością lakieru i nie razić nowością (przybrudzona). Akcja drobna, wskazane wersje płytko schodzące i takie, co to potrafią zanurkować na 1,5 m. Stabilność woblera to wskazana cecha, bo często przechodzi on przez warkocze i zawirowania.


Wobler 4 cm, którego nie udało się do tej pory skopiować. Drga jakoś tak dziwnie, że ryby nie mogę się powstrzymać.

Twistery i rippery 5 cm, perliste i przezroczyste. Ogonki poskracane, aby szybciej drgały. Gumki są najbardziej skuteczne przy wysokiej mętnej wodzie. Mają dobrą falę hydroakustyczną, ale nienajlepszy wygląd. Przy przejrzystej wodzie należą do grupy przynęt pierwszych rzutów.


Kierownik Wisły przy warsztacie.

Jak widzicie, omówienie przynęt zajęło sporo miejsca. Ich stosowanie w konkretnych warunkach to temat na małą książeczkę. Chciałem ją napisać, ale okazało się, że pozycje wędkarskie dostępne na rynku są mocno sponsorowane ze względu na słabą sprzedaż. Nie pozostaje nic innego jak samemu zdobywać wiedzę. A satysfakcja z jej zdobywanie jest wielka.

RH - Kierownik Wisły







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=203