Rybki i bezrybie- czyli XXIV Zlot w Oczkowie
Data: 29-10-2009 o godz. 16:18:58
Temat: Pogawędkowe imprezy


Już w czwartek wieczorem wiedziałem, że pojawiły się pierwsze ryby. Szczęśliwiec- Skandalista trafił sandacza z brzegu. Zapowiadało się bardzo optymistycznie, tym bardziej siedziałem jak na szpilkach!



Aura w drodze do Oczkowa nie była zbyt sprzyjająca - we Wrocławiu deszcz, na trasie trochę śniegu, szaro i nieprzyjemnie. Dojechaliśmy. Na miejscu Łosoś, Sandalista, Binio i Lomstar zajadali obiadek. Głodny byłem, ale co tam. Zanim zamówiłem jedzonko, musiałem zapytać jak rybki. I zaświeciło słońce, gdy zobaczyłem zdjęcie Skandalisty z pięknym szczupakiem.


Fot. Lomstar

Nie było na co czekać. Obiad, rozpakowanie szpargałów i biegiem nad wodę! Nie wypożyczaliśmy łodzi na piątek - pogoda średnia i mocny wiatr zniechęcały do pływania, ale nie zniechęcały do łowienia z brzegu. Sandalista i Binio też stwierdzili, że czas na ryby i zwodowali łódź. Wiatr wiał mocno w naszą stronę, tworząc duży łuk z plecionki. Czucie przynęty było utrudnione, mimo to w pewnym momencie dziwne uderzenie zwróciło moja uwagę. Jak zawsze w takim przypadku ciąłem, zapas plecionki był spory i nie do końca wyszło jak wyjść powinno. Predator Manssa wyglądał jakby przeciągnąć go po tarce od ziemniaków … nie inaczej tylko szczupaczek. Seria kolejnych rzutów zaowocowała tylko zerwaniem przynęty.
Połowy tego dnia były ciekawe - ja złowiłem wiadro, jakiś kawałek bielizny. Woytas pochwalił się frotką do włosów i jakimiś innymi śmieciami. Po zerwaniu kolejnej przynęty zwinąłem wędki, ciemno się zaczęło robić. Wróciliśmy do pensjonatu.

O 7 rano spychaliśmy naszą łódkę na wodę. Plan - obłowimy spady przy skałach i popłyniemy pod tamę. Na podobny plan wpadł chyba Sandalista z Biniem. Gdy dopływaliśmy Binio holował sandacza.

Binio pozował a ja, oprócz pstrykanych zdjęć, podsłuchiwałem Sandalistę.
- Tak tak, sandacz … wypchnąć? … ale patrzą … ale … zobaczę co da się zrobić.

Zwialiśmy na obiad. Zresztą nie tylko my zgłodnieliśmy.
W czasie obiadu zrodził się nam nowy plan. Zgodnie orzekliśmy, że płyniemy na spady przy skałach i potem pod tamę. Dobrze, że z Woytasem jesteśmy tak jednomyślni w innym wypadku Wojtek pływałby na wiosłach, a ja z akumulatorami chodził po brzegu.
Zrobiliśmy tak jak zaplanowaliśmy. Płynąc pod skały trafiliśmy na sporą ławicę ryb. Kotwica szybko spadła na dno, echosonda pokazała 11m, ale pokazywała również sporo ryb i ciekawe echo z dna.
Główka 25 gr. szybko opadła na kamienie, zdążyłem trzy razy wyciągnąć przynętę gdy w tym samym czasie Woytas jeszcze czekał aż jego 3- gramówka dotknie dna. Po chwili to on holował okonia.

Trzydziestak, a nawet trochę więcej, i spojrzenie Wojtka tak mnie zdopingowały, że dołożyłem jeszcze 5 gr. do główki. Teraz 30- gramową przynętą jeszcze szybciej czesałem dno. A Wojtek …
- Ale miałem branie, ale walnął, aż w łokciu poczułem.
Ja tam wiem swoje, palił papierosa i żar mu pod kurtkę spadł … branie heh. Ale na wszelki wypadek postanowiłem i tamten kawałek dna przeorać. I trafiłem. Sandacz może miał 30, a może i miał trochę ponad. Nie pstrykałem, bo głupio wygląda ryba, która jest podobnych rozmiarów jak przynęta. Po godzinie zawinęliśmy się z miejscówki, czas było wracać. Może gdybym wracał tyłem, może gdybym inaczej ustawił łódź to szczupak trafił by na moją wędkę, ale trafił na Wojtkową i drugi raz tego dnia gratulowałem ładnej rybki.

Wróciliśmy do przystani. Tam dowiedzieliśmy się, że licho było i niewiele się działo. Plan zadziałał. Obydwaj mieliśmy ryby - a to już fajnie.

Wieczorem pojadłem, popiłem i dosyć szybko powiedziałem dobranoc. Nastawiłem budzik, podobnie jak dnia poprzedniego, na godzinę 6:00. Zadzwonił. Drzemka - tak do 7:00. Gdy zeszliśmy na dół okazało się, że i tak jesteśmy jednymi z pierwszych. Na dworze było niezbyt przyjemnie. Mgła i mżawka skutecznie zniechęciły mnie do pływania. Wojtek popłynął.
Na brzegu zostało kilku fachowców. Poszedłem do nich. Nawet próbowałem chwilkę połowić, ale szybko odpuściłem. W zasadzie już miałem kończyć, ale dołączył do mnie Dziadek z żywą rybką i po kilku minutach holował szczupaka

Zrobiłem kilka zdjęć i pogratulowałem. Widziałem, że złowiona ryba bardzo poprawiła Dziadkowi humor. Trochę czasu później dowiedziałem się, że Dziadek złowił jeszcze jednego szczupaczka w tym samym miejscu. Świetne zakończenie zlotu.

Może niewiele, może i niedużo. Ale cała frajda w tym, aby się spotkać, aby razem się pobawić. Dziękuje wszystkim zlotowiczom za kolejne świetne spotkanie. Za jakiś czas znowu się zobaczymy.

Jarokowal







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1905