Moja pierwsza, moje pierwsze - Rio Ebre cz. 1
Data: 13-10-2002 o godz. 10:44:22
Temat: Pogawędkowe imprezy


Witam serdecznie wszystkich, których ciekawią moje przygody na pierwszym zagranicznym wędkowaniu. Na pierwszej innej wodzie. Tak obcej i nieznanej do tej pory. Wszystko dla mnie było tam pierwsze. Poza powtarzanym często na Pogawędkach słowem "Ebro"...



Chociaż rzeka ta odległa jest ode mnie o 2.500 km, podróż zaplanowaliśmy w tylko dwóch etapach. W połowie drogi, w mieście Dijon (Francja), mamy bardzo długi odpoczynek. Gorąca kąpiel, wyjątkowa gościnność gospodarzy, specjalne dania z francuskiej kuchni, zwiedzanie okolicy i degustacja najlepszych francuskich piw (o tym nie wiedzialem, że mogą być piwa z najwyższej półki), przyczyniły się do zapomnienia o przejechanych juz 1150 km.

Chociaż do spotkania w Riumar (miejsce docelowe) jest sporo czasu, chęć obejrzenia Rio Ebre wciska nas w naszą solidnie przeładowaną Lagunę combi. Jeszcze na drogę dostajemy prowiancik i już Roj naciska pedał gazu na pięknej autostradzie wzdłuż Lazurowego Wybrzeża.

Granicę Hiszpanii przejeżdżamy nocą. Zresztą jaka to granica? To normalna informacja na znaku drogowym i komórce Roja, gdzie sympatyczny głos operatorki wita nas w Hiszpanii. Teraz już liczymy kilometry do mety. Nocny przejazd przez Barcelonę i decyzja - zatrzymujemy się do świtu na parkingu, na jakieś 40 km od celu podróży.

Pada deszcz i jest ciepło. Roj i Artur już chrapią w samochodzie, ale ja nie mogę zasnąć. Pachnie już rzeką. Wszystko tutaj inne. Krajobraz i roślinność. Na chodniku znajduję rosówkę. Chociaż nie jest największa, przypomina mi, że jedziemy na ryby.

Koniec spania - ostatni etap. Jest jeszcze ciemno, kiedy zjeżdżamy z autostrady. Kierunek Amposta. Potem udaje nam się znaleźć drogowskaz do Riumar. Jedziemy główną drogą aż do jej końca, aż do samego brzegu Rio Ebre.

Znajdujemy się w porcie. Deszczyk jeszcze straszy falami, ale już z samochodu widzimy rzekę. W blasku świateł portowych i księżyca na lustrze wody dostrzegamy ciągły ruch. Port śpi, ale ryby nie. Artur ma stalowe nerwy - znowu kima w samochodzie. Roj i ja przemierzamy brzeg. Wszędzie słychać pluski ryb, wyskoki nad lustro wody. Kiedy ja ostatnio widziałem tak żywą rzekę?

Wreszcie zaczyna sie rozjaśniać. W porcie kręcą się ludzie. To nie wędkarze. Wszędzie tutaj stragany. To jakieś centrum handlowo - turystyczne. Ale tutaj? Teraz? Po sezonie?

Wreszcie robi się jasno. Przez polaroidy oglądam wodę. Widoczność do 70 cm. Woda - jak dla mnie - szybko płynąca. Biorę stara bułkę, przywiezioną jeszcze z Polski. Na pomoście w zatoczce kruszę ją. Od razu podpływa stadko drobnicy. Próba odgadnięcia co to za rybki na nic się zdaje. Ukleje? Nie. Nieważne - widok czarujący. Z dna podchodzi coś dużego. Popłoch wśród młodzieży. Na moment widzimy rybę - drapieżnik?

To nie szczupak. To nie sum. Więc co? Sandacz? Kruszymy bułkę dalej. Stadko drobnicy znowu podpływa. I znowu z dna dźwigają się większe ryby. Teraz jest ich więcej. Widzimy dwie, trzy. Za głęboko i za szybko się poruszają. Ku naszemu zdziwieniu jedna atakuje zanurzony w wodzie miękisz bułki. To nie sandacze. Rybia młodzież ucieka, bo starsi maja głos.

Wreszcie widać ryby coraz lepiej. To amury! Zauważyliśmy z Rojem, że ich oczy są niżej umiejscowione - wypisz wymaluj - amurki. Takie koło 1-2 kg. Głębiej chodzą większe, ale tylko przez chwilę można zauważyć leniwe przegrupowanie. Sazany?

Wędki jeszcze w bagażniku, czekamy na przyjazd całej grupy. Ale już snujemy plany jak dobrać się do tych ryb. Im bliżej południa, tym więcej ich wzdłuż brzegów. Podchodzimy cichutko do jednej z kładek na uboczu. Całe stado - jedna przy drugiej - opala się w słońcu. Teraz mamy ryby na wyciagnięcie ręki. To cefale. Mają sjestę. Wielkość tych ryb przekraczaja jednak moje wyobrażenie o nich. To miała być niewielka rybka. Tutaj - na oko - te większe sztuki chyba mają ponad 2 kg. Roj z samochodu wyjmuje wiadro z naszymi kompostówkami. Podrzucamy im po jednej sztuce. Bez zainteresowania. Po którymś z kolei rzucie jeden cefal łapie robaczka. No to je mamy. Roj już ma plan jak je dostać. W końcu trzeba będzie rybę tą przetestować na patelni.

Mijają godziny. Karpiarz informuje nas o małym opóźnieniu. Już wie, gdzie jesteśmy. Przyjedzie po nas. My jednak nie nudzimy się. Roj oddala się nieco od naszego pomostu, gdzie obserwuję zachowania ryb. Ryby żerują na glonach przyczepionych do łodyg moczarki kanadyjskiej, trzcinie, zwalonym pniu pod samym brzegiem. Czyszczą z glonów nawet dna łodzi zacumowanych przy pomoście.

Obserwacje zakłóca nagle okrzyk Roja.
- Rysiu! Mam!
Zaciekawiony podnoszę się z pomostu. Roj idzie w moim kierunku i w ręce trzyma rybę. To cefal. Wśród licznego stada, zaczajony jak czapla Roj, złapał na rękę jedną sztukę.

No nieźle! Tyle ryb, że na rękę można łowić. Ciekawy sposób na naszą pierwszą rybę z Rio Ebre. Oglądamy ją ze wszystkich stron. Mocno osadzone łuski. Lekko spłaszczona od góry, spora głowa. Oczy umiejscowione niżej niż u tołpygi. W dosyć szerokiej paszczy, podobnej do kleniowej, brak zębów. Ryba nie ma śluzu, dobrze się ją trzyma w ręce. Brak kolorów czerwonych jak na okoniu czy płoci, ale czarne podbicia na łusce tworzą widoczne, cienkie poziome pasy na srebrnej rybie. Od głowy przekrój prawie okrągły, aż po ogon. Płetwy piersiowe dziwnie wysoko usadowione, w wodzie mylone z płetwą grzbietową. Grzbietowe dwie. Pierwsza charakterystyczna jak u okonia, ale krótsza - 4 promienie.

Oglądam atlas ryb. Mam cefalowate. Niestety u mnie tylko jeden gatunek - chelon grubowargi, inaczej nazywany tępogłowem grubowargim. Porównuję jego opis i rysunek - wszystko pasuje prócz głowy. Nasze cefale miały mniejsze oko i niżej umiejscowione. Gęba wyraźnie większa. Zatem to nie chelon.

Pierwsza ryba została wypuszczona. Polowanie na następne z tego gatunku rozpoczęło nasze wędkowanie na Rio Ebre. I chociaż ryby zostały upieczone, jak nam radzono i były świeżo złowione, nie były niestety smaczne. Taki był werdykt 12 osób degustujących pierwsze cefale z Rio Ebre. Ale przecież nie po cefale tu przyjechaliśmy. Najważniejsze miało się dopiero wydarzyć.

Już za niedługo drugi odciek "Moja pierwsza, moje pierwsze".

Wasz Old_rysiu







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=19