Magia małej rzeki
Data: 14-02-2009 o godz. 10:00:00
Temat: Wieści znad wody


Łowienie na długą wędkę zimą może stanowić nie lada wyzwanie. Ryby żerują bardzo chimerycznie, a ich brania potrafią być niezwykle delikatne. Aby jednak dopomóc szczęściu wystarczy prawidłowo wytypować łowisko. Przemyślany wybór zdecydowanie zwiększy prawdopodobieństwo złowienia w lutym przyzwoitej płotki, jazia czy leszcza...



Z dnia na dzień robiło się cieplej, słońce coraz częściej wyglądało zza chmur, a jakby tego było mało w całej Polsce padał deszcz – tak wyglądał przełom stycznia i lutego w naszym kraju. Choć taka pogoda z całą pewnością nie spodobała się miłośnikom podlodowego szaleństwa, to wędkarze preferujący bardziej konwencjonalne metody połowu zacierali ręce w oczekiwaniu na rozpoczęcie sezonu z długą wędką.

Łowiskami, z których lód zszedł najszybciej były rzeki. Nad jedną z nich wybrałem się razem z kolegą Łukaszem, w niedzielę 8 stycznia. Rzeka zapewne znana jest wędkarzom z Mazowsza. Nazywa się Jeziorka i jest pięknym i malowniczym, lewym dopływem Wisły, w którego górnym odcinku występują nawet pstrągi.

Całą sobotę spędziliśmy na kompletowaniu zestawów, mieszaniu zanęt i opracowywaniu taktyki na niedzielny wyjazd. Niby rekonesans, niby inauguracja sezonu, ale zarówno ja, jak i Łukasz mieliśmy nadzieję, że nie wrócimy o przysłowiowym kiju, dlatego już w przeddzień wszystko było dopięte na ostatni guzik.

Pobudka o 7:00, szybkie śniadanie, łyk gorącej herbaty i ekspresowe pakowanie sprzętu do bagażnika samochodu. Kilkanaście minut później dojechaliśmy na miejsce. Jak się okazało nie byliśmy pierwsi – nad brzegami Jeziorki siedziało już kilku amatorów gruntówki – jednak bez efektów. Zanim oddaliśmy się przyjemności łowienia czekał nas prawie kilometrowy spacer, z masą sprzętu, którą trzeba było przetransportować po śliskim i błotnistym terenie.

Wreszcie na miejscu! – można było wykrzyczeć kilka minut później. Po chwili odpoczynku zabraliśmy się do rozkładania stanowisk i gruntowania łowiska. Woda w tym miejscu jest stosunkowo płytka, podobnie jak cała rzeka. 10 metrów od brzegu głębokość Jeziorki wynosi około 100-110 cm i na odcinku, na którym łowiliśmy ma równe, pozbawione dołków i górek dno.

Po wygruntowaniu można było się zabrać do lepienia kul. Przygotowaliśmy zanęty o różnej spoistości i kolorze. Ja postawiłem na mieszankę bardziej nawilżoną, mniej spoistą o kolorze ciemnobrązowym, zaś Łukasz przygotował zanętę jasną i bardziej spoistą. Podobne było zaś przeznaczenie (obie zanęty były leszczowe) oraz proporcje gliny do zanęty, które wynosiły 2,5:1. Po celnym wrzuceniu kul, zabraliśmy się za łowienie.

Pierwsze przepłynięcia nie nastrajały zbyt optymistycznie. Pomimo delikatnych, 2 gramowych zestawów ryby nie brały, a robaki na haczykach pozostawały nienaruszone. Jednak po 10 minutach w moim łowisku zaczął się istny festiwal płotek. Ryby brały pewnie i regularnie. Nie powalały wielkością, ale były pięknie ubarwione i grubiutkie. Jednogłośnie postanowiliśmy nie rozkładać siatek i wszystkie ryby po delikatnym wyhaczeniu wracały do wody.

Po pewnym czasie płotki zaczął łowić także Łukasz. Jednak jak szybko ryby wpłynęły w łowisko, tak szybko z niego odpłynęły. Nie pomogło precyzyjne i bezszelestne donęcanie kubeczkiem zanętowym, eksperymentowanie z gruntem, gramaturą spławików i przynętami. W pewnym momencie zaczęliśmy łowić na iście ’’ciernikowe’’ zestawy z żyłką główną 0,05 mm i haczykiem numer 22.

Tuż przed 12:00 spławik znowu zniknął pod wodą. Po zacięciu ryba, ostro odjechała w dół rzeki i spieła się. Reakcją na to było ponowne pogrubienie zestawu i rozmyślanie - co to mogło być?.

Kolejne przepłynięcie i znów branie – tym razem siedzi. Ze szczytówki wyjechało około 1,5 metra amortyzatora, a zaraz po odpięciu topu czuć było charakterystyczne dla leszcza potrząsanie łbem. Typowanie okazało się trafne – kilka sekund później naszym oczom ukazał się leszcz. Nie był duży, ale zaskakiwał niewiarygodną jak na ten gatunek siłą i walecznością. Po wyjęciu na brzeg wyginał się w rękach niczym słynąca z ogromnej siły brzana.

Ryba miała niecałe 40 cm długości i po kilku fotkach w dobrej kondycji wróciła do wody.

Dla mnie dzień już mógł się skończyć – była ładna pogoda, łowiliśmy fantastycznie ubarwione ryby w środku zimy, a jakby tego było mało udało mi się złowić leszcza w płytkiej rzece i to zimą – do pełni szczęścia brakowało tylko większej ryby u Łukasza.

I złowił ją. Zaledwie 10 minut po moim leszczu, kolega zaciął prawie identycznego. Po krótkim i sprawnym holu ryba trafiła do podbieraka i podobnie jak moja szybko powędrowała do wody.

Jednak żeby nie było zbyt pięknie, po leszczu Łukasza brania ustały i zaczęła się psuć pogoda (deszcz padał do samego końca). Ponowne korekty w zestawie i donęcanie przez dłuższy czas nie przynosiły efektu. Między 12, a 14 łowiliśmy pojedyncze płotki i jazgarze i gdy mieliśmy zacząć się pakować… Łukasz zaciął coś dużego. Ryba wysnuła o wiele więcej gumy niż poprzednicy i uparcie murowała do dna. Niestety po niespełna minucie, jeden z jej gwałtownych odjazdów skończył się wypięciem, a nam pozostały tylko wymowne spojrzenia i niedosyt, bo ryba niewątpliwie była spora.

Przygoda Łukasza zachęciła nas do tego, aby pozostać jeszcze jakiś czas i spróbować zapolować na coś większego, jednak nasz limit szczęścia na ten dzień najwidoczniej się wyczerpał.
Przyszedł czas na podsumowanie. Złowiliśmy po kilkadziesiąt płotek, trochę jazgarzy, kilka niewymiarowych jazików i po 1 naprawdę przyzwoitym jak na takie łowisko i porę roku leszczu. Tymczasem ponownie czekała nas wycieczka ze sprzętem – tym razem do samochodu.

Wracaliśmy w świetnych nastrojach i bogatsi o nowe doświadczenia. Następny wyjazd, jeśli tylko pogoda będzie sprzyjająca planujemy za 2 tygodnie – mamy nadzieję, że będzie równie udany.

Wedkarz_wawiak







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1855