Z pamiętnika młodych wędkarzy
Data: 23-11-2008 o godz. 11:00:00
Temat: Pomagamy dzieciom


Jesienno-zimowa szaruga nastroiła mnie do uporządkowania i przedstawienia Wam wakacyjnych wspomnień. W dniach 27 – 31 sierpnia 2008r. Białochowo opustoszało, dzieci wyjechały na wspaniałą wycieczkę wędkarską do Niemiec.



Wspomnienia Beaty

Wróciłam do pracy po miesięcznym urlopie pełna chęci i energii. W głowie miałam masę pomysłów na nowy rok szkolny. Jednak w mych planach nie było wyjazdu i to wyjazdu wędkarskiego.
Przebywając w gabinecie mojej Szefowej zadzwonił nagle telefon. Otrzymałam propozycję wyjazdu na obóz Royal Fishing Club z grupą ośmiu dzieci. PZW z Torunia proponowało swojego tłumacza, panią Monikę. Wybór dzieci-uczestników był oczywisty, ponieważ w placówce na wakacje została tylko część dzieci, więc to właśnie oni mieli pojechać. Część z nich przekraczała wiek proponowany przez Niemców, ale lista została zaakceptowana. Czwórka dzieci była już na podobnym obozie cztery lata temu, więc bardzo zależało im na wyjeździe.

Po tygodniowych przygotowaniach wyruszyliśmy na podbój niemieckich ’’fiszy”. W pierwszym dniu zapoznawaliśmy się z różnymi technikami wędkarskimi, w drugim łowiliśmy na stawie hodowlanym, a dnia trzeciego wędkowaliśmy na morzu. Tym razem nie połowiliśmy takich i tylu okazów. Żal mi było dzieciaków, które w strugach deszczu oczekiwały choćby najmniejszego brania. Niemieckie ryby nie okazały się w niczym lepsze od naszych, krajowych - one też nie chciały brać. Ale dzieciaki się nie zniechęciły, korzystały z wszystkich atrakcji przygotowanych tylko dla nich. Na stawie największą rybę złowiła Kasia, a najwięcej Andrzej, na kutrze nie do pobicia był Piotr, który wyciągnął dwa śliczne dorsze. Mieliśmy sporo atrakcji, samo płynięcie na kutrze było fantastyczną przygodą, tym bardziej, że pogoda była piękna. Każde z dzieci zapamiętało coś innego, to co wywarło na nich największe wrażenie. Oczywiście czwórka dzieci porównywała pobyt sprzed czterech lat do tego wyjazdu, wrażenia były zupełnie inne.

Była to przygoda, o której nikt z nas z pewnością nie zapomni. Nie zapomnimy również o naszych przyjaciołach z Ukrainy, którzy promienieli radością i uśmiechem. Dużo dowiedzieliśmy się o barszczu ukraińskim i życiu zwykłych ludzi na Ukrainie, o tym jak nasze narody są do siebie podobne i jak świetnie możemy się porozumieć.



Wspomnienia Darka

Była to moja pierwsza podróż za granicę. Rok temu nie udało nam się przejechać granicy, bo jakiś celnik nie chciał nas puścić. Dlatego najważniejsze dla mnie było przekroczenie samej granicy. Spaliśmy z chłopakami w jednym dużym namiocie. Obudziłem się super wyspany, to pewnie morskie powietrze tak mnie ukołysało.

W sumie cały pobyt był bardzo fajny. I chociaż mocno się starałem to i tak nic nie złowiłem
Na szczęście ciocia Beatka też nic nie złowiła!

Wspomnienia Weroniki

To już mój drugi wyjazd na niemieckie ryby. Który był lepszy? Nie ma na to odpowiedzi, ponieważ oba te wyjazdy były zupełnie różne. Tym razem wędkarsko było trochę gorzej, bo złowiłam tylko jednego dorsza, ale za to towarzysko było idealnie. Nie było tu takich gwiazd jak Michalczewski, ale za to byli cudowni Ukraińcy i jeden wyjątkowy Niemiec – Tim. Jedna szczególna chwila zapadła w mojej pamięci: gdy łowiliśmy na stawie zaczęło padać. Wszystkie dzieciaki wyglądały jak zmokłe kury, a nas nic nie ruszyło. A dlaczego? Bo byliśmy tak odziani, że nas żadne ulewy nie ruszyły, mogłoby być urwanie chmury, a my byśmy i tak się świetnie bawili. Nasze zielone stroje, otrzymane kiedyś od wędkarskiego Mikołaja, zrobiły furorę. A gdy łowiliśmy na kutrach cudnie było sobie przycupnąć na krzesełkach – też prezentach od Mikołaja. Na koniec połowów wyręczyłyśmy z Kasią załogę kutra i pięknie – kobiecą ręką zmyłyśmy pokład.

Przy ognisku na zakończenie obozu wszyscy siedzieli w kręgu i śpiewali w różnych językach. Nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu, ważne, że byliśmy razem i świetnie się bawiliśmy. Buziaki. Mam nadzieję, że inne dzieci będą miały okazję przeżyć tak wspaniałe chwilę jak ja. Podziękowania również dla wujka Leszka, który dowiózł nas bezpiecznie na miejsce, cioci Moniki za wspaniałe tłumaczenie oraz naszej najukochańszej cioci Beatki za wspaniałą opiekę nad nami, choć wiem, że te chwile mogła spędzić z rodziną.

Wspomnienia Andrzeja

Mam nowych przyjaciół i to z zagranicy. Jeden to Sasza a drugi to Tim. Najśmieszniejsze było to, że Tim jest Niemcem, a cały nasz pobyt na obozie myślałem, że to Ukrainiec. Bo uczył się ukraińskiego i cały czas przebywał z nami i Ukraińcami. Na stawie nawet trochę połowiłem. Udało mi się wyciągnąć okonki, ale nie byłem z nich do końca zadowolony, bo były trochę małe. Ale za to nikt z naszej polskiej ekipy nie złowił w tak krótkim czasie aż tylu kurdupli.

Wspomnienia Adama

To mój drugi wyjazd do Niemiec. Minęło trochę czasu od ostatnich połowów na kutrze. Tym razem udało mi się złowić dorsza. Może nie był to rekord świata, ale była to moja największa ryba w życiu, mam nadzieję, że to dobry początek i że już tylko takie okazy będę łowił.

Najlepsze w trakcie naszego pobytu były śniadania, te ciepłe bułeczki z masłem orzechowym. Ale po przekroczeniu granicy, będąc już w Polsce, ubłagaliśmy ciocię, aby kupiła nam polski obiad – najlepsze schabowe na świecie. Jak ci Niemcy mogą jeść te grille?

Wspomnienia Krystiana

Największe wrażenie wywarło na mnie gospodarstwo, w którym nocowaliśmy przed przekroczeniem granicy. Właścicielem tego gospodarstwa jest pan Zbyszek, człowiek ’’instytucja”. Czym ten człowiek się nie zajmuje? Produkuje okna, prowadzi pensjonat, hoduje krowy (takie rasy, które mogą przebywać cały rok na dworze) i jeszcze rośliny. Ile tego było!

Byliśmy na hali, gdzie siedziało sześćdziesiąt kobiet i szczepiło rododendrony. Gospodarstwo była wielkie, a to co widzieliśmy to nie wszystko. Pan Zbyszek zaproponował mi, że mogę, jak już będę usamodzielniony, przyjechać do niego do pracy – byłoby fajnie.
W Niemczech byłem drugi raz i nie połowiłem tak jak za pierwszym razem, tym razem tylko dwie sztuki: jeden okoń i jeden dorsz.

Przed wyjazdem za granicę pomyślałem, że trzeba zabrać ze sobą flagę biało-czerwoną i to był świetny pomysł. Na kutrze kapitan wciągnął ją na banderę, ale to super wyglądało, byłem z siebie dumny.

Flaga nie wróciła z nami do Polski, z podpisami pojechała na Ukrainę, bo stamtąd przyjechały najfajniejsze dzieciaki.

Wspomnienia Roksany

Nie wspominam dobrze pierwszego dnia w Niemczech, bolał mnie brzuch i głowa, może to przez podróż, a może ze strachu, przed tymi wielkimi rybami. Były nas trzy dziewczyny, więc i nie do pary, trochę obawiałam się tego, że dziewczyny odepchną mnie na bok i będę się nudziła. Na szczęście tak nie było, dziewczyny szybko się mną zajęły i większość czasu spędziłyśmy razem. Wszystko było dla mnie nowe, nigdy nie łowiłam na stawie hodowlanym i na kutrze. Było po prostu świetnie. Na stawie lało, ale byłam tak ubrana, że nic nie czułam, za to inne dzieciaki kuliły się z zimna.

Na kutrze była super pogoda, tak się opaliłam, że aż wieczorem piszczałam z bólu. Dorsze nie chciały skusić się na przynętę.

Jedyna rzecz, która mi się nie podobała, to prysznice, które były włączane na czas. Miałam 240 sekund by się wykąpać! Jakaś porażka to była, bo ja potrzebuję pół godziny na kąpiel. W sumie gdybym mogła pojechać jeszcze raz nie zastanawiałabym się nawet przez sekundę. Mam nadzieję, że jeszcze pojedziemy i że spotkam Katarynę, Saszę i Tima. Pozdrawiam Was koleżanki i koledzy wędkarze.

Wspomnienia Piotra

Ale połowiłem!!! Nikt nie miał tyle ryb co ja i to jakich!
Kuter przyniósł mi sporo emocji, bo złowiłem aż dwie śliczne rybki i to w jednym miejscu. Gdy wyciągnąłem pierwszą byłem pewny, że już nic nie złowię, a tu spotkała mnie niespodzianka, druga rybka była jeszcze większa. Z radości dostała ode mnie buziaka. Nie zapomnę również jednego z wieczorów, gdy opiekunowie zaprosili nas do rysowania. Każdy mógł narysować coś o tematyce wędkarskiej. Narysowałem ryby z mojej czapki. Nie spodziewałem się, że mój rysunek spodoba się komuś. Szefowa Royal Fishing Club była wyraźnie zadowolona z mojej pracy, bo ciągle przekładała ją na górę wszystkich prac.

Z tych rysunków ma powstać kalendarz, ciekawy jestem, czy kiedykolwiek go zobaczę, a jak go zobaczę to ’’pęknę” z dumy. Cieszę się, że była fajna pogoda i że mogliśmy wykąpać się w morzu, duże fale dawały dużo radości.

Zabrałem ze sobą z Niemiec jeszcze jedną pamiątkę: kleszcza. Musieli mi go wyciągać polscy chirurdzy.

Wspomnienia Kasi

Podobało mi się wszystko, a najbardziej Ukraińcy. Mam wspaniałą przyjaciółkę Katarynę, z którą rozumiałyśmy się bez słów. Na kutrze złowiłam dwa dorsze, jednego nawet na wędkę naszego opiekuna, który jest w kadrze niemieckiej drużyny morskiej. Moja rybka nad stawem była całkiem spora, tylko nie wiem co to za gatunek (ciocia też nie wie). Ognisko na zakończenie zintegrowało nas najbardziej i chociaż niemieckiego nie znam to piosenki wychodziły mi znakomicie.

Specjalne podziękowania dla :

  • Royal Fishing Club - za zorganizowanie nam tych niezapomnianych chwil,
  • PZW Toruń (pani Dajewskiej i panu Purzyckiemu) - za pamięć o nas,
  • Monice - za piękne tłumaczenie i jeszcze lepsze porozumienie,
  • PZW Grudziądz (Zarządowi, panu Byczyńskiemu, panu Dąbrowskiemu, panu Pikowi) - za to, że zawsze przypominają sobie o nas gdy są atrakcyjne wyjazdy,
  • Panu Leszkowi Droszczowi za szczęśliwą drogę,
  • Panu Zbigniewowi Szykulskiemu - za wspaniałą gościnę w Derkaczu.

    Dzasowa







  • Artykuł jest z
    www.pogawedki.wedkarskie.pl

    Adres tego artykułu to:
    www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1809