Zimno, smutno, deszczowo ... szczupakowo
Data: 27-10-2008 o godz. 07:30:00
Temat: Spinningowe łowy


Dzień nie zapowiadał niczego nadzwyczajnego, taki zwykły czwartek. Pobudka, śniadanko, szybkie zaliczenie łazienki , ubranie się i ogień na PKS. Autobus się spóźniał i spóźniał, w końcu jest … całe 5 minut po czasie. Kiedy wpadam na zajęcia z siatkówki jest 4 minuty po czasie. Szybko sięgam po klucz od szatni leżący na stoliku, w miedzy czasie rozgłaszam magiczne:
- dzień dobry, przeprasza…
- nawet się nie przebieraj ! – usłyszałem w odpowiedzi.

Czwartkowe zajęcia mogę sobie już odpuścić, decyzja była szybka… Jeszcze szybciej niż pomyślałem udałem się w drogę na PKS i do domu ..., na ryby rzecz jasna.



Przed wyjazdem jeszcze tylko zerknąłem na PW, herbatka w termos zmiana ciuszków na ,,robocze” i jazda. W drodze jeszcze zgłaszam swoją obecność na poligonie i spokojnie można kontynuować pedałowanie.
Tego dnia było bardzo zimno, siąpił nieprzyjemny deszczyk i wiał straszny wiatr. Kilogramy ciuchów dawały ciepło i komfort podczas wędkowania, ale do jazdy rowerkiem mogłem odziać się trochę skromniej… Krokodyl jest pod wrażeniem, że potrafię do mojego plecaczka wcisnąć wodery, kamizelkę z przynętami i całym osprzętem, termos i aparat. Chyba nie uwierzy, ze jeszcze zapakowałem do niego zimową czapkę, 4 pary rękawiczek i podwójne skarpety. Normalnie rekord!!!

Na miejscu jestem około 9.30. Już korci żeby połowić, ale pierwsza sprawa grzybki. Do godziny 11 udaje mi się znaleźć niewiele. Zaledwie kilkadziesiąt gąsek zielonek i gąsek siwych.

Podczas zbierania grzybów nie trudno zauważyć takie wynalazki.

Czasu pozostało niewiele, niecałe 4 godziny łowienia. Szybkie sklecenie sprzętu do kupy, na agrafkę kopyto i możemy atakować wodę. Pierwsze rzuty nie przynoszą kontaktu z rybą. Dopiero po 10 minutach jakiś zębacz odprowadził przynętę pod nogi. Pozostawiając po sobie jedynie ślad na wodzie, w momencie wyciągania przynęty. Taka sytuacja powtórzyła się jeszcze raz jednak te szczupaki nie miały ochoty na zagryzienie manns’owskiego predatora trójki. Pogoda nie rozpieszczała, wiatr nie pozwalał prowadzić przynęty w oczkach pomiędzy listkami roślin. Po prostu nie było ich widać i większość rzutów kończyła się szybkim zwinięciem zielska. Jakieś 15 metrów przed spodziewanym stanowiskiem grubego szczupaka jest przytrzymanie. Cięcie i pulsujący ciężar po drugiej stronie linki poprawia humor, tylko jeden młynek i przyjemny szczupaczek ląduje wyślizgiem na brzegu.

Rozczarował swoją postawą podczas walki, a taka ładnie wybarwiona i tłuściutka sztuka. Jak na 56 cm powinien pokazać trochę charakteru, jemu najwyraźniej go brakowało. Jeszcze zdjątko i bez buziaka do wody. Poszedł jak strzała, może już się z nim spotkałem i wiedział co się święci i że walka jest zbyteczna? Przeczuwał, że zaraz wróci do wody czy jak? W dodatku jak ładnie uśmiechnął się do Pogawędkowiczów, zobaczcie...

Nadzieje i apetyt na grubszą rybkę pobudzone właściwie, zaraz zapukamy do domu starszej koleżanki. Pukałem i pukałem, ale chyba grubej samiczki nie było w domu. Pomimo dokładnego obłowienia dwóch najbardziej obiecujących miejscówek nic więcej się nie działo. Szybko dochodzę do roweru, łyk gorącej herbaty i zawracamy na ,,drugi”.

Tam pomiędzy brzegiem a krzaczkami powinien stać jakiś misio. Indiańskie podchody pomiędzy ściętymi drzewami, cichuteńkie wypuszczenie przynęty na 5 metrów w wodę i cisza. Nic się nie dzieje, miał być atak a tu nic. Wachlarzem obławiam miejsce i idę dalej. Zmieniam gumisia na obrotówkę i w nowym miejscu urywam ją w pierwszym rzucie… Peszek. Gramolę się na brzeg, nowy przypon a na końcu woblerek własnego rzemiosła. Po kilku rzutach jakby coś dwa razy szarpnęło lecz już nie poprawiło. Tego dnia najwyraźniej każdy szczupak dawał mi tylko jedną szansę. Idę dalej. SDR przechodzi tuż obok podtopionego krzaczka gdzie może być koło metra wody. Nie dalej jak na wyciągnięcie kija bach! Mocne branie skwitowane szybkim zacięciem. Kurde myślałem, że będzie większy. Na krótkiej lince szamocze się szczupiątko. „Na oko” mniej więcej 45 cm i kiedy sięgam po aparat uwalnia się z za małych o numer kotwiczek…

Kolejne miejsce puste, kolejne i kolejne. Jestem już na grobli między pierwszym a drugim. Myślę sobie zobaczymy na jedynce w rogu tam można liczyć zawsze na posterunkowego. Rzucam niemal na sam brzeg na piasek, na 20 cm wodę. Zazwyczaj po pierwszym poderwaniu gumy następuje atak. Inaczej jeszcze nie miałem tam brania. Tym razem nic, może dlatego, że zamiast silikonowej imitacji rybki zaprezentowałem woblerka?

Zmiana pozycji i już stoję w woderach w miejscu gdzie miało nastąpić branie. Kilka rzutów i coś płynnie gnie kijek, nie mogłem zrobić nic innego jak przywitać się solidnym zacięciem. Powolutku, trzymając się dna idzie w prawo. Będzie duży! Hurra! Jak się on tutaj uchował skubaniec? - szybko przemknęło mi w myślach. Nie tracąc czasu luzuję hamulec. Na powierzchni ładny wirek i odjazd na 10 metrów. – Hehe niezły, tylko żeby się nie wypiął – powtarzam sobie w głowie. Podciągam go do brzegu, wychodzi na powierzchnię i …
- Cholercia… Nie może być! Tylna kotwiczka w pysku w ,,nożyczkach” a brzuszna zaczepiona za przednią płetwę i stąd ten znaczny opór. Dokręcam nieco hamulec, z którym też chyba przesadziłem luzując go. Nieco ostrzejszy hol, tego nie ląduje wyślizgiem tylko podbieram ręką. Miarka wskazuje 55 cm, ustawienie aparatu, zdjęcie i do wody z nim. Może dorośnie do takich rozmiarów, jakie miałem w myślach podczas holu. Życzę mu tego z całego serca.

Pozostało mało czasu niecałe 30 minut rzucania. Na pozostałych 4 miejscach obławiam tylko stromo opadające spady, czego efektem jest tylko jakiś okonek podążający obok woblerka. Wybija godzina 15, czas jechać na obiad a potem niemal z biegu na trening.

Zmarzłem nieprzeciętnie. Przez większość łowienia towarzyszył mi deszcz i wiatr, który z biegiem czasu i wzrastającą liczbą podań przynęty cichł, co trochę poprawiało nastrój i samopoczucie. Nie połowiłem okazów, ale dwa przyjemniaczki się trafiły a ja miło spędziłem ten niezbyt piękny dzień.

Pozdrawiam kolegów z PW i życzę
choćby tylko takich wypadów jak ten wyżej opisany.


Milan









Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1787