Liptovská Mara
Data: 26-10-2008 o godz. 08:00:00
Temat: Nasza publicystyka


Pod koniec września kumpel melduje, że jedziemy na Liptovską Mare. Decyzję już podjął, więc mnie pozostaje wypisać wniosek o urlop i w środę 01.10 ruszamy z Warszawy przez Śląsk do Liptovskiego Trnovca.



Błogosławimy Częstochowę, przez którą jedziemy w "pełnym pędzie" 1h45m. Kolacyjka w Żywcu i ok.22 docieramy na miejsce.
Czeka już ekipa śląska w składzie 4 osób i 2 Słowaków a kolejna 2 dojedzie w sobotę. Pomimo tego, że Ślązacy i Słowacy nie znali się wcześniej trwa integracja. Z rozpędem dołączamy. Integruję się do 02:00 i idę spać a reszta walczy do 05:00. Zwlekają się i tak wcześniej, bo trochę po 09:00 i po śniadaniu, debatach, kawce, drugim śniadaniu i debatach – wypływamy … No gdzieś tak … wczesnym popołudniem.
Większość łowi nową metodą: spinning połączony z DS. Tyle, że szczytówka spinningu drga cały czas, ale brań nie zanotowano - refleks i chęci jakby mocno osłabione.
Płyniemy do restauracji na jakiś obiad. Podają tam zupę gulaszową. Zupka okazała się bardzo smaczna a drugie, w postaci haluszków z serem owczym i słoninką, równie dobre. Wieczorem ciąg dalszy integracji, ale już w mniejszym stopniu. W piątek wypływamy "bladym świtem" ok. 09:00. Pływam na łódce z kolegą, zmieniamy miejsca, głębokość, kolory, gramatury główek, ale nie ma nawet puknięcia. Czasami na echu pokazywało ryby, ale równie dobrze mogły to być karpie czy leszcze. Na brzegu zresztą mimo dosyć niskich temperatur stało kilka namiotów obstawionych sprzętem dla karpiarzy. Jednak, w zasięgu wzroku, żadnego holu nie zarejestrowałem.

Mamy telefon od Ślązaków, że mają szczupaka ok. 60 cm, sandacza 76 cm i karpia ok.2 kg zapiętego za pysk. Słowacy mają kilka okoni w rozmiarze 30+, ale niewiele. No to jeszcze parę rzutów i mamy płynąć do Slązaków. No i w jednym z tych rzutów kumpel ma pierwsze branie. Po ładnej walce wyciąga okonia, który od tego momentu jest jego rekordem - ma 42 cm i waży 1,3 kg.

Zmieniamy jednak miejsce i płyniemy do kolegów. Stajemy na 14 m i rzucamy na prawie 30 m głębię. Na dnie sporo karczy, a co za tym idzie zaczepów. Raz i drugi rwę plecionkę, kumpel też. Inni doławiają jakieś sandacze w rozmiarze 50-60cm a my nawet bez brania.
No, ale kiedyś też muszę mieć branie. No to miałem!
Główka 30 g z twisterem (mikadowski seledyn z pieprzem) puknął w karcz, albo jakiś pień i zaczął spadać ale nie spadł bo go coś szarpnęło. Jak go szarpnęło to ja też szarpnąłem i w pierwszym momencie sądziłem, że to kolejny zaczep. Odjazd wyprowadził mnie z błędu, co ja będę pisał - fajnie było.

Tyle, że po jednym czy dwóch odjazdach i kilku szarpnięciach stwierdziłem, że to jakiś ledwo wymiarowy sandacz, bo ciągnąłem go bez specjalnych oporów z jego strony. Jednak, ... jak zobaczyłem kilka metrów pod powierzchnią rybę, to adrenalinka tak podskoczyła, że rączki zaczęły latać a nogi tak jakby zmiękły.
RYBA jakiej nigdy w życiu nie złowiłem!!!
Adrenalina chyba mi też na wzrok padła bo widziałem coś bliżej metra, pomyliłem się o 16 cm.

Przy 84 cm sandacz ważył 5,2 kg. No i z tym jednym sandaczem zostałem królem polowania. Sandacz do wody nie wrócił, chociaż takie były zamiary. Duży twister + 10 cm plecionki były w pysku a hak był tak wbity w przełyk, że nawet z wyczepiaczem męczyliśmy się dobrych kilka minut. Na dodatek, co mnie trochę zdziwiło pęcherz miał obok haka. W sumie 10 wędkarzy złowiło 7 czy 8 sandaczy, 1 szczupaka, 1 karpia i chyba 10 okoni powyżej 30 cm. Wieczorem dojechało 2 kolejnych Słowaków i integracja trwała dalej. W sobotę wypłynięcie zostało przełożone, ponieważ ..., no nie kac, ale deszcz nas wystraszył. Zresztą czy po 3 dniach integracji można mieć jeszcze kaca? Deszcz lał do popołudnia, druga część ekipy warszawskiej nawet się odważyła i Słowacy na 2 pontonach też, ale wytrzymali niecałą godzinę i wrócili całkiem przemoczeni. Po południu przestało padać, ale zaczęło wiać i towarzystwo wypłyneło. Ja odpuściłem, złowiłem taką rybę, więc mogłem sobie odpuścić. Niedzielny poranek miał być jednak wędkarski. Niestety wiatr nie złagodniał, więc pozostało nam pakowanie gratów i powrót do Warszawy.

Sacha







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1786