Dnia 14.08.2008 wybrałem się wraz z synem oraz kilkoma kolegami na nocną
zasiadkę nad Wisłą. Celem naszej wyprawy był odcinek Wisły w okolicach Powiśla, a metoda to lekka i ciężka gruntówka .
Nad wodę dotarliśmy ok. godz.18 i po rozstawieniu całego biwaku i wypełnieniu
stosownych formularzy. Rozpoczęliśmy oficjalnie, nocne czuwanie nad wędkami.
Bilans pierwszych 4 godzin to 3 niewymiarowe sumki, które jak najszybciej
wróciły do wody oraz kilka leszczyków i krąpi. Dziwnym trafem im
dalej w nockę, tym mniej brań włącznie z całkowitym ich brakiem, a więc z braku
brań całe towarzystwo niewiadomo kiedy zasnęło, zostawiając mnie samego na
posterunku. Dotrwałem tak cierpliwie do godziny 4.00 nad ranem, kiedy to
postanowiłem rozwinąć spinning wsiąść na ponton i popływać między Wiślanymi
główkami szukając jakiegoś dogodnego miejsca gdzie mógłbym pojjigować za
sandaczem.
Opływając jedną z kolejnych główek zaobserwowałem kilka uderzeń
sandaczy w pogoni za drobnicą więc długo nie myśląc, rzucam ciężarek i zaczynam
połów. Czekając cierpliwie na pierwsze, jakże miłe pstryk. Branie
przychodzi w najmniej spodziewanym momencie , a mianowicie kiedy obserwowałem
wędkarzy wyłaniających się zza krzaków niedaleko miejsca gdzie łowiłem.
Uderzenie było tak silne, że przeniosło się, aż do samego dolnika wysyłając mi
sygnał do zacięcia, ale niestety, puste zacięcie i złość na siebie nie
pozostawia złudzeń. Skopałem pierwsze branie i tyle.
Mijają minuty, a ja
wciąż testuję nowe kolory, tym razem na linię frontu poszedł perłowy Predatar Mannsa z czarnym grzbietem, na główce 20 g i haku 5/0. Rzucam teraz w warkocz
na pograniczu uciągu i spokojnej wody, przy drugim rzucie czuję mocne uderzenie, zacinam energicznie i czuję mocny opór, który zaczyna majestatycznie
odchodzić w lewo, a wraz z nim zapas mojej plecionki na kołowrotku, kijek Luxus Sensitiwe Spin c / w 25g i 240 cm długości, sprawuje się nienagannie
amortyzując mocne szarpnięcia ryby, już wiem, że jest to kolos i raczej typuje
suma, ponieważ ryba mocno muruje do dna. Wiem jednak, że duże sandacze robią
podobnie i mam nadzieję, że to właśnie duży sandacz połakomił się na mojego Predatorka. Hol ryby trwa już ok. 10 minut, a ja dalej nie jestem w stanie
odzyskać nic z mojej plecionki w dodatku ryba zachodzi mnie z drugiej strony
gdzie jest linka cumująca ponton, staram się więc odciągnąć ją od tego zamiaru,
przykręcam hamulec kołowrotka i zaczynam lekko pompować, ryba słabnie jej zrywy
są już krótsze i mniej energiczne po kolejnych 5 minutach moim oczom ukazuje się
ogromne cielsko sandacza by po chwili zniknąć ostatnim zrywem w wodach Wisły.
Teraz już wiem, że mam szansę to wygrać tylko gdzie jest podbierak, no jak
zwykle został u kolegów. Dzwonię żeby przypłynęli do mnie, bo mam dużą rybę i
chyba nie dam rady bez podbieraka, koledzy płyną. Sandacz mocno zmęczony już
zaczyna się wykładać, próbuję podebrać go ręcznie jednak pierwsza próba kończy
się rozerwanym palcem i mocnym zrywem ryby, dopiero za drugim razem łapię
sandacza bolącymi palcami za pysk i wyciągam ręcznie do pontonu, teraz dopiero
widzę jaki jest duży i piękny, niestety po oględzinach stwierdzam, że ma mocno
poszarpane pokrywy skrzelowe, hak lub plecionka musiały je naruszyć. Przypływa
właśnie kolega pan Andrzej i syn – gratulują mi ryby.
Szczęśliwy i zadowolony z pierwszego połowu na Wiśle obiecuję sobie kolejne
wyprawy w te miejsca późną jesienią, wyprawy w doborowym towarzystwie moich
kolegów Roberta, Adama, Piotrka i Leszka. Wyprawy na które chętnie jeździ ze
mną mój syn zarażony już tą nieuleczalną chorobą jaką jest wędkarstwo.
Tak się
kończy moja nocna zasiadka zwieńczona porannym sandaczem i wyprawa, która
zapewne by się nie odbyła gdyby nie to , że poznałem pana Andrzeja człowieka ,
który pływa już 40 lat po Wiśle i swoimi opowieściami o niej zachęcił mnie do
poświęcenia jej więcej czasu . Wiśle , która potrafi obdarzyć piękną rybą,
oczyszczonej i odrodzonej, nowej wodzie pięknej królowej, której należy się
szacunek i pokłon
P.S. - Dodam jeszcze, że sandacz liczył sobie 88 cm długości i ważył 6,85 kg .
Przepraszam synu, że cię nie obudziłem jak wypływałem.
Sandal