Upragniony sum gigant
Data: 31-07-2008 o godz. 11:00:00
Temat: Wieści znad wody


Upalny lipcowy dzionek, zwiastował dobre brania podczas nocnej zasiadki na łodzi. Prognozy na tę noc były rewelacyjne. Miało być parno, bezchmurnie, spokojnie – bez wiatru. Księżyc wchodził właśnie w ostatnią fazę trzeciej kwadry, co zapowiadało ciemną noc. Noc sumowo – węgorzową!



Na łowisko dotarłem na godzinę przed zachodem. Tradycyjnie w miejscu, gdzie zamierzałem rzucić kotwicę, postawiłem najpierw bojkę i postanowiłem opłynąć dokładnie łowisko. Bacznie obserwując ekran echosondy, penetrowałem najpierw najbliższą głębinę, potem podejście na blat i w końcu sam blat w zasięgu rzutu.

Są! Zobaczyłem je tuż przy samym szczycie skarpy. Przyczajone niczym duchy, czatowały na przyszłą zdobycz. Ogromne kształty na ekranie, pobudzały do maksimum moją wyobraźnię. Trudno określić, jakiej wielkości i masy mogły być te ogromne cielska, czatujące przy dnie. Cielska, na których widok poczułem miły dreszczyk.

Dopłynąłem z powrotem do bojki. Cichutko i bezszelestnie postawiłem kotwicę dziobową tak, aby nie walnąć o dno i nie wzbudzić obłoków mułu. Przyjemny, lekki zefirek, powoli znosił łódź na całą długość linki, ustawiając ją dokładnie wzdłuż skarpy. Gdy linka wyprężyła się już, znów cichutko i bezszelestnie postawiłem lekką kotwicę rufową. Celowo przygotowałem lekkie kotwice, by po zacięciu dużej ryby, móc bez problemu szybciutko je wyjąć z wody i dać się rybie holować po tym ogromnym zbiorniku.

Jeden zestaw zarzuciłem od strony dziobu, a drugi od rufy. Jako przynęt użyłem płotek, świeżo złowionych tego samego dnia na stawie w Spale. Zestawy na tę noc, przygotowałem typowo na grubą rybę. Kije spinningowe do 140 i do 250 g, kołowrotki sumowe – na jednym gruba plecionka, na drugim żyłka czterdziestka. Po zarzuceniu, odpowiednio je zabezpieczyłem i podwiesiłem dzwonki. Teraz mogłem tylko czekać, na branie i ogromną dawkę adrenaliny.

Słońce właśnie chyliło się ku zachodowi, zalewając niebo i wszystko wokół złotym blaskiem.

Potem ucichł, ten przyjemny lekki powiew, woda się wygładziła. Nastąpiła całkowita cisza, nawet ptaki zamilkły. Gdy zaczęło szarzeć wszystko w zasięgu wzroku, nagle ryby wyraźnie się ożywiły. Widać było tegoroczną drobnicę, ściganą przez bolenie. Raz za razem spławiały się leszcze…Spostrzegłem też słusznych rozmiarów sandacza, który w pogoni za jakąś płoteczką wyskoczył na powierzchnię. Nagle woda ożyła!

Wtem, jeden z moich dzwoneczków również ożył, jakaś ryba poderwała go z podłogi łodzi, by z hukiem uderzyć w wędzisko.
Zerwałem się na równe nogi. Błyskawicznie odpiąłem dzwonek i jednocześnie silnie zaciąłem…
Niestety, pospieszyłem się z zacięciem i wyrwałem rybie z pyska przynętę. Zarzuciłem ponownie w to samo miejsce. W tym samym momencie, gdy kończyłem zabezpieczać kijek, na drugim zestawie coś podciągnęło dzwonek do góry. Zaciąłem, gdy mój sygnalizator zaczął opadać do dołu. Znów pudło! Tym razem za późno.

Takich brań miałem jeszcze kilka, by przy kolejnym idealnie trafić w moment zacięcia.

Ryba wzięła na cięższy zestaw, z żyłką czterdziestką. Po zacięciu, od razu wiedziałem z czym mam do czynienia, jaka ryba mnie zaszczyciła braniem - SUM!
Kij wygiął się w pałąk, żyłka lekko zaświszczała. Poczułem coś twardego. Coś, co z pewnością blokowało ciężarek przy dnie. Wyprężyłem mocniej zestaw, szarpnąłem raz, potem drugi i poczułem jak ciężarek uwolnił się z zaczepu. Chwała Bogu, bo to może być ryba życia!
Szczytówka kija natychmiast zapulsowała życiem. Poczułem wyraźne targnięcia łbem ryby i specyficzne, wężowate ruchy na końcu zestawu.
Od tego momentu nie „patyczkowałem” się już. Wiedziałem, że tylko szybki, siłowy hol, uchroni rybę przed wytworzeniem nadmiernej ilości kwasu mlekowego, który z pewnością ją zabije po wypuszczeniu na wolność.
W pośpiechu - a może z emocji? - Zapomniałem na śmierć, o zwinięciu drugiej wędki i podniesieniu kotwic. Tak bardzo chciałem poczuć siłę tej ryby, marzyłem o holowaniu łodzi przez taką bestię, a jednak zapomniałem! Trudno!

Skupiony nad tym, co zawisło na haku, zacząłem systematycznie pompować kijem, jednocześnie zwijając żyłkę. Był coraz bliżej i bliżej. Już wyraźnie czułem, że za kilka sekund ujrzę jego łeb, a zaraz potem to wielkie, ogromne cielsko...

Byłem tak pochłonięty holem, że zapomniałem nawet o założeniu neoprenowej rękawicy, którą miałem przygotowaną w zasięgu ręki.

Od pierwszego lipca, miałem wszystko opracowane w najdrobniejszych szczegółach w swojej głowie:
Zacięcie, ekspresowe zwinięcie drugiej wędki, wyciągnięcie kotwic, rękawica i… hol. Taki był mój plan, o którym w jednej sekundzie zapomniałem na śmierć! Ech, gapa! Teraz będę zmuszony podebrać rybę gołą ręką, ryzykując ukłucie hakiem, lub poranienie tarką w rybim pysku…

Od zacięcia upłynęło zaledwie kilka sekund, a różne myśli kłębiły się w mojej głowie. Nie straciłem jednak zimnej krwi!

Oto, pochyliłem po raz ostatni kij do samej wody i jeszcze mocniej podciągnąłem zdobycz ku powierzchni. Jest!
Na powierzchni wody w nikłej poświacie latarki czołowej, zamajaczył wyraźny kształt sumowego łba. Widziałem jego wąsiska i te malutkie, chytre oczka. Z pyska wystawała połowa przynęty. Zacięty był więc, tylko za wargę.

W tym momencie zdębiałem! Nie wiedziałem jak podebrać rybę? Czy podbierakiem, który miałem przygotowany na burcie? Czy gołą dłonią, ryzykując rany?...

Nie poddam się, nie bez walki! Wyprężyłem całe swoje ciało, kij zatrzeszczał od mojego uścisku.
- Twoja masa, przeciwko mojej! – pomyślałem w duchu - Zobaczymy, kto jest silniejszy?

Przytrzymałem ręką szpulę kołowrotka, zaparłem się z całych sił i…podniosłem suma na kiju. Przeniosłem przez burtę łodzi i delikatnie położyłem na dnie…
Na końcu mojego potężnego zestawu dyndała czterdziestka! Czterdzieści centymetrów żywego suma.

Delikatnie odpiąłem zdobycz z haka i natychmiast uwolniłem. Teraz już wiedziałem, co tak bezustannie nękało moje zestawy. Rybska, które nie były w stanie przełknąć przynęty! Tylko, gdzie podziały się te, które widziałem na ekranie echosondy?

Jakby w odpowiedzi na moje pytanie, dziesięć metrów przede mną, zobaczyłem gejzer wody i mnóstwo baniek powietrza na powierzchni wody. Za moment, gdzieś z tyłu drugi taki sam widok.

- Szlag by was trafił, skubane cwaniaki! ...

Jotes







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1771