Kleń na medal!
Data: 16-07-2008 o godz. 08:30:00
Temat: Łowca okazów


Po huśtawce stanu, woda na Nysie Kłodzkiej w końcu spadła na tyle, że można, a nawet trzeba było jechać! Dodatkowa motywacja (bez niej też bym jechał) to zapowiedź spotkania z Andzią. Wyznaczony konkretny czas i miejsce. Cel wiadomo – polowanie na klenie. Strugacz na jednym, wobler na drugim końcu wędki! Obydwa końce w wodzie, jeden głębiej, chociaż to już różnie bywało.



Półtorej godziny jazdy i wita mnie taki widok:


Na przywitanie.

Jak tu nie łowić? W czasie rozkładania sprzętu słyszę, że ktoś jedzie. Andzia. Wypada łowienie opóźnić o jakiś czas, mniej więcej o jedno piwko. Bezalkoholowe. Na więcej nie ma czasu, coś pogoniło na napływie.
Buty na nogi, kable w dłoń i do wody!


Andzia na przelewie.

Ja idę na swoją miejscówkę, dała mi już dwa pięćdziesiątaki. Trzy, cztery lata temu, od tej pory nic ciekawego, ale sentyment pozostał. Tym razem znów nic, jeśli nie liczyć dwóch kilkunastocentymetrowych okoników...
Za to kilkanaście metrów niżej na czterocentymetrowego woblerka ściąganego od brzegu solidne kopnięcie i wisi! Kleń, koło 40 cm. Jak na pierwszego klenia w sezonie jest ok. Oby tak dalej.


Pierwszy w sezonie.

Fotka buzi i do wody! Idź po mamusię.
Mam chęć na obłowienie wody pod krzaczkiem przy drugim brzegu. Zmiana wobka na płycej chodzący (też 4cm, malowany na tęczaka), rzut, kilka obrotów korbką i łup! Domniemany czterdziestak walczy jakby mocniej, Kijek gnie się po rękojeść, uroki parabolicznej akcji – hol takim kijkiem to bajka! Jest nieźle, czyżby szczupak?
Że jest lepiej niż nieźle zobaczyłem za chwilę, gdy udało mi się podnieść rybę z dna. Kleń albo klenisko jakiego dawno nie widziałem! ’’Żeby się tylko nie wypiął, bo chyba mnie...’’ – myśli chyba standardowe w takiej sytuacji, przynajmniej dla mnie.


Mam go!

Udało się! Chwyt za karczycho (było, za co złapać!) i jest mój. Do brzegu kawałek, ale fotka musi być. Niezbyt udana, bo słońce za plecami, ale widać, że to nie trzydziestak. Szybki pomiar – 54 cm, dwa centymetry więcej od poprzedniego rekordu!


54 cm.

Później już bez brań, nie licząc okonków.


Zmierzch.

Pora wracać do ’’bazy’’. Tam ognisko, kiełbaski, piwko (bezalkoholowe) i wieczorne Polaków rozmowy.


Ogień.

O woblerach i nie tylko. Wymiana doświadczeń, woblerów i toastów. Za te złowione i za te, które jeszcze czekają na nas.


Teraz już mój!

O świcie znów do wody.


Świt na przelewie.

Na początku okonki i kleniowe niedorostki, ale nadzieja na większe jest. Brały, ale do pół metra trochę im brakowało.


Czterdziestak.

Wypad udany w stu procentach. Dopisały ryby, pogoda i towarzystwo. Wróciło mi też natchnienie do strugania. Po części to zasługa zaczepów i tego, że jak zwykle brakuje mi jakichś wobków.

PS 1:
Sprzęt użyty podczas połowów:
Kijek Pacyfic Bay, 3,04 m, cw 4-17 g
Kołowrotek Ryobi Applause 3000
Żyłka 0,18 mm, Stroft.
Wobler 4cm, pływający tęczak, swojskiej roboty

PS 2:
Andzia donosi, że też dorwał swojego 50+ i przypieczętował go boleniem. Nie darmo chwalił się, że to jego tydzień!

Z wędkarskim pozdrowieniem

Prusak







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1768