Szczupak olbrzym
Data: 10-06-2008 o godz. 07:00:00
Temat: Łowca okazów


Tak samo jak w dzień dziecka postanowiłem wybrać się na Dratowskie Sandacze. Pierwszego czerwca brały, więc czemu dzisiaj miało by być inaczej.



Budzik zrobił mi pobudkę o 1.45, szybkie robienie kanapek, w międzyczasie kilka łyków kawy i jestem prawie gotowy. Przez okno widzę, że kolega z którym się umówiłem na dzisiejsze spinningowanie, już czeka na mnie. Szybko pakujemy cały sprzęt do samochodu, łódka (260/115cm) na bagażnik i o 2.30 ruszamy w drogę.

Na miejscu jesteśmy o 3,20, jest już prawie widno. Wyjmujemy cały sprzęt z mojej ’’Ładziany’’ 2107 do zwodowanej już łajbki. Jeszcze tylko chwila zastanowienia, czy aby nic nie zapomnieliśmy i ruszamy na wodę.

Dookoła spokój i cisza, delikatny wiaterek słabo marszczy wodę.

Dopływamy do pierwszej miejscówki. Widzimy jak drobnica (chyba uklejki) ucieka na wszystkie strony.
Myślę:
To dobry znak, Mętnooki żeruje.
Wykonuję kilka rzutów we wcześniej wypatrzone miejsce, w pewnej chwili czuję mocne puknięcie w przynętę (srebrny ripper Manns 10cm na 18 gramowej główce). Wykonuję mocne zacięcie, po krótkim holu wyjmuje pierwszego sandacza. Mały, tylko 50cm. Po kilkunastu rzutach postanawiamy zmienić miejscówkę. Przepływamy jakieś pięćdziesiąt metrów, nie więcej. Kotwiczymy i do dzieła. Po kilkunastu rzutach kolega wyjmuje niedużego sandałka - również pięćdziesiątak. Cieszymy się, że są brania. Po kolejnych kilkunastu rzutach mam i ja branko, zacięcie, szybki hol i siedemdziesiątak siedzi w podbieraku. Teraz, już naprawdę, jestem szczęśliwy. Trzy sandacze (moje dwa i jeden kolegi) w godzinę trzydzieści to wielki sukces, bynajmniej ja tak uważam.

Kolejne dwie godziny upływają nam na pustych przebiegach przynęt. Zmiany wielkości i kolorów nic nie dają. Wracam do wcześniej wspomnianego Manssa 10cm i postanawiam, że w dniu dzisiejszym przy nim pozostanę i będę łowił tylko na niego. Jak się później okazało to był strzał, nie w dziesiątkę, tylko w 114-kę. Nie wiem, która była godzina w momencie kiedy poczułem potężne uderzenie na kiju. Branie było naprawdę bardzo mocne! Kiedy skwitowałem je równie silnym zacięciem, poczułem że ’’siedzi’’. W tej samej chwili ryba postanowiła, że tak łatwo się nie podda. Nastąpił silny odjazd, około 30/40 metrów. Gdy podholowałem ją trochę bliżej postanowiła, że znów wyciągnie mi trochę plecionki.
Pomyślałem:
Mam pięknego sandacza, naprawdę pięknego! Na pewno ma jakieś 5/6 kilo. Jeśli uda mi się go wyholować to będę bardzo szczęśliwy.
Drugi odjazd był ostatnim, o wiele krótszym, jeszcze tylko nieudana próba ucieczki pod łódkę i na tym koniec. Ryba się poddała! W tym momencie doznałem szoku, to nie sandacz, a szczupak! Olbrzymi szczupak, który, na oko, waży o wiele więcej, niż zakładane wcześniej 5/6 kilo. W tym samym momencie, kiedy doznałem szoku, że to nie ’’sandał’’ tylko szczupak, oblał mnie zimny pot.
Pomyślałem sobie:
Przecież nie mam na zestawie stalki, pewnie zaraz utnie plecionkę i będzie po wszystkim! Życiówka przepłynie mi tylko koło nosa!
Na szczęście kolega Krzysiek wiedział jak się obchodzić z podbierakiem i rybka, a raczej RYBSKO, bezpiecznie wylądowała w łódce.
Zamiast sandała wyholowałem szczupaka giganta! Po spłynięciu do brzegu mierzymy, a potem ważymy olbrzyma. Metrowa miarka okazała się za krótka i musiałem poprosić kolegę by użyczył mi swojej. Pokazała 114cm! Natomiast na wadze elektronicznej ukazał się wynik dwucyfrowy, dokładnie 11,10 kg.

Sprzęt na który złowiłem ’’szczupaka życiówkę’’ to:
-spinning, Mikado KOPERNIKUS 280cm, CW do 30g
-kołowrotek, SHIMANO Catana 2500
-plecionka, Ronthomson Fluo 0,16mm
-przypon stalowy, niestety został w kieszeni kamizelki
-przynęta, srebrny z czarnym grzbietem, ripper Manns 10cm uzbrojony w 18-to gramową główkę.
Szczupak został złowiony na zbiorniku Dratów koło Łęcznej.

Mario_z







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1757