Weekendowy zjazd Grupy Południe - cz. II
Data: 28-05-2008 o godz. 07:00:00 Temat: Pogawędkowe imprezy
Kto przyjechał na zjazd rodzinny userów PW do Oczkowa?
Już wiecie! Czas na pokazanie, co tam robiliśmy.
Atrakcyjne imprezy.
Już samo wypicie piwka w tak pięknych okolicach, to już nie lada atrakcja. Jeśli do tego dodamy odpowiednie towarzystwo, tak jak kiedyś pisał Sazan, piwko zamienia się w najsmaczniejszy napój.
Do tego dołączymy dyskotekę - tym razem tylko do 3:00. Specjalny grill, degustacje panierowanej ryby z ’’Żywieckiego Morza’’ no i zwiedzanie Browaru Żywiec w Żywcu.
No to kolejno:
Najpierw uczta dla ciała - piwko, muzyka i taniec.
Mam nadzieję, że nie wymagacie, abym pisał, kto z kim najładniej zatańczył. Wszyscy byli wspaniałymi tancerzami, ale na wyróżnienie zasłużył sobie Darek. Niestety nie otrzymaliśmy od niego zgody na fotografowanie.
Kolejna atrakcja - wieczorny gril.
Gdzie obok degustacji wartości smakowych bolenia, znalazły się na stole pieczone kiełbaski, boczek, sałatki różnego typu i do tego, specjalny zestaw alkoholi.
Fotografujemy czy nie? Padło pytanie. Odpowiedź: - ogólnikowo. Czyli, na fotach ma być widać, że jest impreza, ale nie robić zbyt dużo obok tego zamieszania. Ludzie - tak, jadło w cieniu.
Niestety muszę napisać coś o boleniu. Złowiony przez Lobuza boleń, miał być przekazany dla wielkiego towarzystwa, aby raz na zawsze zapadł werdykt, czy bolenie są smaczne, czy nie. Zrobiłem go jak tylko mogłem najlepiej. Wyfiletowany, w panierce z jajka i bułki tartej na samym maśle a na dodatek, tak jak szczupaka na złoto. ( Patent Old_rysia zastrzeżony ).
Półmisek z rybą robił wrażenie ( nie chwaląc się ). Kto żyw sięgał za kawałkiem bolenia. Niestety werdykt ogólny - ryba nie jest smaczna. Zbyt dużo ości, mięso śluzowate o niemiłym posmaku koloru izabelowego. Nawet koty grasujące przy ławach, gdzie stał grill, wolały ukraść kiełbaskę niż rybę.
Najciekawszą imprezą był wyjazd do browaru w Żywcu.
Tiur rzucił hasło - spodobało nam się. Jego limuzyna wyjechała na plac przed pensjonat 'Rybak'. Najpierw 4 osoby, potem kolejne i pojechały trzy samochody.
Dostałem się do krążownika szos Tytona, który to prowadziła Aśka - pierwszy raz na automatycznej skrzyni. Aśka jednak jest mistrzynią kierownicy i tylko dwie minuty instrukcji Tytona wystarczyło, aby wyjazd zaliczyć na piątkę z plusem. Wielkie uznania dla Tiura, który prowadził nas swoim ścigaczem przez całe miasto Żywiec, nie gubiąc ani jednego samochodu.
Pierwszy widok na miejscu był oszałamiający:
Codziennie z zakładów wyjeżdża 140 tirów z tym produktem na cały świat.
Cały zakład można traktować jak małe miasteczko. Z lewej i prawej strony głównej ulicy, wszędzie budynki związane z browarem.
Jedno trzeba przyznać. Budynki są ślicznie odrestaurowane, czyściutkie, zero jakichkolwiek przykrych zapachów, wszędzie czyste ulice i chodniki.
Wreszcie wchodzimy do środka. Największa tutaj rozlewnia piwa do kufli. Dziewczyny leją żywieckie różnych marek. Niektóre nazwy widzę pierwszy raz.
Darek pyta : - No Oldi, które wybierasz?
Trudna sprawa, więc czytam na jednym z kurków - 'Memphis' ( może coś źle napisałem, ale jakoś tak ). Darek prosi, abyśmy zajęli stolik. Za minutkę idzie z wielkim kuflem czarnego piwa. Pomyślałem sobie - ale wpadka. Ciemne wybrałem. Tymczasem to tylko kolor. Smak był bardzo przyjemny. Na sto procent nie przypominał ciemnego słodkiego piwa.
Wypad do browaru w Żywcu, uważam za bardzo udany. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu na całkowite zwiedzenie go, ale na pierwszy raz wystarczy. Musimy coś zostawić na kolejne spotkania w Oczkowie. Oto fotka zwiadowców. Tutaj można zorganizować specjalne wejście, nawet na halę produkcyjną.
Zapraszam na ostatni odcinek, w którym będzie więcej o wędkarstwie i ciekawostkach przyrodniczych.
Old_rysiu
|
|