Zaroślowe szczupaki, czyli moje wędkarskie eldorado
Data: 23-05-2008 o godz. 09:36:10
Temat: Spinningowe łowy


Dzisiejszy ranek potwierdzał zapowiedzi meteorologów. Upalna niedziela odeszła w zapomnienie i poniedziałek przywitał ochłodzeniem i chmurami. Mimo że było 14 stopni i zanosiło się na deszcz, wiedziałem, że tego dnia nie będę siedział w domu...



Niespecjalnie wcześnie, bo o 9.40 dojechałem swoim dwuśladem nad wodę i nieśpiesznie zabrałem się za montowanie sprzętu. Zachęcony ostatnim powodzeniem od razu "zaparkowałem" na grobli oddzielającej "trzeci" i "czwarty" (staw). W zasadzie nie oczekiwałem poprawy wyniku z soboty (trzy wymiarki). Biorąc pod uwagę doświadczenia z zeszłego roku, nie liczyłem na wiele brań. W taką pogodę zwykle brał jeden, może dwa, z tym że były to już solidne pięćdziesiątaki. W tym sezonie jeszcze nie udało mi się przekroczyć granicy pół metra i to właśnie był cel na dzisiaj, tym bardziej że pogoda ku temu sprzyjała.

Pierwsze rzuty nie przyniosły kontaktu z rybami, podobnie było przez najbliższe 40 minut. Dopiero w miejscu, gdzie ostatnio brał jeden za drugim, doczekałem się brania i to już na samym początku tego ciekawego odcinka. Niestety, ale zaraz po zacięciu dał susa w ziele i się wypiął. Trudno ocenić, jaki był duży, ale najważniejsze, że coś się zaczęło dziać.

Seria rzutów i nic, kilka kroków i znowu wachlarz, niestety ciągle zero. Cały czas rzucam na wyprzedzenie wzdłuż brzegu, ale na pusto. Nawet wyjścia do przynęty nie udało mi się zaobserwować. W pewnym momencie, gdy ściągałem gumę, zahaczyłem ziele. Szarpnąłem mocniej i na powierzchni się zakotłowało. Przynęta z zielem wyskoczyła jak z armaty, co przestraszyło ok. 70-cio centymetrowego esoxa, który zrobił tylko świecę i gdzieś przepadł. Trudną miejscówkę wybrał jak dla mnie. Kilka rzadkich trzcinek a wkoło pełno ziela. Jak myślicie gdzie stał??? Tak macie rację, w samym środku tego skupiska pomiędzy trzcinami. Jeszcze nie wiem jak, ale ja go dorwę, tak łatwo mu nie odpuszczę.
Oddałem w tym miejscu jeszcze ze trzydzieści rzutów z różnych miejsc, obławiałem tamto skupisko z lewej i prawej strony, rzucałem na styk, wolnej wody z zielem, przerzucałem to skupisko i starałem się jakoś poprowadzić wabik w interesującym mnie terenie pod różnymi kątami napłynięcia na samo stanowisko jak i jego sąsiedztwa predatora nr 3. Wszystko na darmo. Niemal każde przeprowadzenie przynęty kończyło się wyjęciem wodorostów a i zmiana kolorów nie dawała rezultatów.

Wracam do białego z czarnym grzbietem, posyłam go pod zwisającą brzózkę i nic. Tym razem wydłużam rzut ok. 5 metrów. Obrót korbką i siedzi. Walka toczy się na powierzchni, dużo przy tym chlapaniny, zniżam szczytówkę do powierzchni wody. Cwaniak próbuje skryć się w kępie zarośli, ale szybka kontra z mojej strony i znów jest pod brzegiem na otwartej wodzie. Jeszcze chwila, szybki chwyt za kark i jest. Na oko widać, że podobny do tych z soboty. Gramolę się na brzeg, miarka wskazuje 51 cm. Radość jest podwójna, bo i zdobycz na brzegu, i przekroczyłem w końcu te pół metra. Szybko ustawiam aparat na jakimś kołku i foto z "pstryka". Szczupły do wody, a ja już wiem, że nawet gdy nic nie złowię i tak będę zadowolony.

Powoli idę i obławiam kolejne rokujące miejsca. W jednym z nich miałem już wychodzić na brzeg i iść dalej, ale coś mnie tknęło i posyłam tym razem perłowego predatora z niebieskim grzbietem daleko w sam środek rzadkiej roślinności. Pobicie jest natychmiastowe i pewne. Od razu widać, że ten jest większy, trzyma się dna i uparcie prze w podwodną roślinność. Na moje szczęście w tym miejscu jest dużo wolnego miejsca i jako tako mogę kontrolować hol. Na dobrze dokręconym hamulcu idzie dość łagodnie, dopiero pod brzegiem stawia większy opór i ponownie szuka schronienia w gąszczu podwodnej roślinności. Plecionka i kijek do 35 g łatwo jednak sobie z nim radzą i po trzech minutach moje palce zaciskają się na jego karku, tuż za kaczodziobym pyskiem. Miarka wskazuje 58 cm, a więc jest tegoroczny rekord. Myślę sobie – powoli do przodu, będą większe, bo przecież w tej wodzie nie takie pływają. Foto z "pstryka" i mogę oddać go wodzie.

W tym samym momencie dostrzegam zawirowanie na powierzchni w miejscu, gdzie przed 10 minutami biczowałem wodę. Czekam, aż mój ostatni rywal spokojnie nabierze sił i odpłynie. Długo zresztą to nie trwało, bo od razu wyrwał się i popłynął w sobie tylko znanym kierunku.

Wycieram ręce, oczywiście o spodnie, bo szmatę zostawiłem w plecaku przy rowerze. Kongerek w dłoń i już patrzę jak podać przynętę w zauważony rewir. Rzut troszkę zszedł o metr w prawo, chciałem podać bliżej gęstwiny ziela, jednak i to wystarcza. Kilka obrotów korbką kołowrotka i jest atak. Wał wody w błyskawicznym tempie poszedł w stronę kopyta, po ułamku sekundy czuję branie, zacięcie i jest. Ten od razu wykonał świecę. Wiedziałem już, że jest podobny do pierwszego. Po minucie był już na brzegu. Normalna kolej rzeczy, mierzenie, wyhaczanie, fotka i do wody.

Jeszcze tylko seria rzutów tak dla własnego spokoju i idę dalej. Miejsce, gdzie 1 maja trafiłem pierwszego wymiarka sezonu, jest puste. Decyduję się na długi rzut na otwartą wodę tak aby poprowadzić przynętę tuż obok wystających z wody dwóch trzcin. Atak jest tym razem niewidoczny na powierzchni, ale kij dobrze przekazał informacje o zainteresowaniu się gumą. Energiczne zacięcie i kolejna ryba płynie z lekkim sprzeciwem w moim kierunku. Przy brzegu widać, że to kolejny nieduży wymiar. Wyciągam aparat, trochę się przy tym szamoczę, z czego skwapliwie korzysta mój przeciwnik i daje nogę. Wydawał się dobrze zapięty, starczyła tylko chwila nieuwagi, by mógł się uwolnić. Mimo tego i tak jestem szczęśliwy. Ten byłby czwartym wymiarkiem tego dnia, a jeszcze sporo wody przede mną.

Zmieniam miejsce, parę machnięć kijem i branie na granicy wolnej wody i ziela. Tego rozbójnika musiałem przedrzeć przez dziesięciometrowy pas roślinności. Ostatecznie trafił w moje ręce.

Miarka wskazuje 47 cm, a więc jest nowy rekord. Cztery miarowe szczupaki na jednym wypadzie, lepiej chyba być już nie może. Ten ostatni trafił się w miejscu, gdzie zaczyna się głębsza woda. Choć mniej w niej ziela, to w zeszłym roku miałem tam dużo słabsze wyniki w porównaniu z płytszą częścią stawu. Fotka – i do wody

Kolejny rzut i od razu branie, ten jest wariat szczytówka niemal styka się z wodą a "skoczek" daje niezły pokaz świec. Niestety, ale ten ma już tylko 43 cm. Po nim trafiły się już tylko dwa krótkie, dużo mniejsze egzemplarze esoxa.

Obszedłem staw wkoło, patrzę na zegarek, jeszcze sporo czasu. Wracam do tego przestraszonego siedemdziesiątaka. Na próżno, nic się nie dzieje. Zmieniam staw na "drugi". Tam też kicha pomimo obłowienia najlepszych miejsc. Następny jest "pierwszy". Już po chwili zauważam atak na powierzchni w miejscu, gdzie tarła się płotka. Staję dobre pięć metrów od wody i rozpoczynam serię. Prowadzę skokami i gdy już wyciągam gumę z wody, jest atak. Nie zdążył, ale już wiem, gdzie jest. Schował się w samych trawach przy brzegu i czekał, aż płotki wystraszone wcześniejszym atakiem wrócą na miejsce igraszek. Ponawiam i sytuacja się powtarza, wszystko widzę jak w akwarium. Muszę trochę zwolnić, przytrzymać, aby mógł uderzyć. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Tym razem też nie udało mi się zaciąć. Już lekko podenerwowany prowadzę skokami gumę juz czwarty raz. Jest atak – wstrzymuję się sekundę z zacięciem, może teraz się uda... udało się!!! Szybka walka, w której nic nie pokazał, i mam go w rękach. Wydawał się większy... a to tylko 47 cm. Jest strasznie gruby. Jeszcze nie widziałem tak spasionego kurdupla.

... i do wody z nim. Idę dalej na kolejne miejsce, jeszcze dalej i dalej. Obszedłem wkoło kolejny staw, jednak bez dalszych efektów. Wracam do mojego jednoślada i zaczynam powolne składanie sprzętu. Korzystając z okazji postanawiam zrobić jeszcze jedno zdjęcie,

by pokazać, jakie widoki nie są mi obce podczas wędkowania na poligonie. Akurat obudziłem się w porę, bo ostatni pojazd z całego sznurka niebezpiecznie się oddalał. Dogoniłem go jednak zoomem.

Milan







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1748