Nadchodzi 1 maja
Data: 19-05-2008 o godz. 23:55:00
Temat: Łowca okazów


Nadchodzi 1 maja, święto pracy. Ja mam ten dzień wolny. Pochód..., cóż nie wybieram się, nawet nie wiem, czy będzie w moim mieście. Gdyby był i tak bym...



Nadchodzi 1 maja, święto pracy. Ja mam ten dzień wolny. Pochód..., cóż nie wybieram się, nawet nie wiem, czy będzie w moim mieście. Gdyby był i tak bym nie poszedł. Na ten dzień mam już ustalone plany. Obowiązkowo wypływam na rybki. Pogoda w kwietniu nie pozwoliła popływać za okonkiem po kanałach Międzyodrza. W ostatnim tygodniu kwietnia przeglądam woblery. Nie mogę zdecydować się, który będzie pierwszy penetrował wody Odry. Decyzja zapada: zabieram wszystkie jakie mam. Przychodzi ostatni wieczór, z wrażenia nie chce się spać. I tak nie będę spać – idę na nockę do pracy. Rano wracam i widzę, że jestem sam w domu. Ukochana już w pracy. Ona musi pracować, aby ktoś miał wolne. Jest godzina 6:10, 1 maja 2008. Bąbel od wczoraj u babci. Wyciągam cały sprzęt i układam przy furtce koło domu. Coś mnie zaczyna męczyć, czegoś zapomniałem, nie przyszykowałem. Zanoszę sprzęt pomału nad wodę. Niepokojąca myśl cały czas nie daje mi spokoju. Do miejsca wodowania mam 20 metrów. Łódź na wodzie, echosonda, wędki, przynęty, podbierak, wiosła i akumulator zapakowane. Czas wypływać, wsiadam i płynę, a tu nie ma jak. I oświeciło mnie: bez silnika nie da rady. Teraz dopiero dotarło do mnie, co mnie tak męczyło. Silnik został schowany w zeszłym roku do szafy Szybki powrót do domu, montaż silnika i płynę. Sprawdzam godzinę – jest 7,00. Pamiątkowe zdjęcie pływadełka i jestem na wodzie.

Zaraz po wypłynięciu z kanału na Odrę oglądam nową miejscówkę. Zimą woda przyniosła trochę pływającego zielska. Wiatr kępę umieścił w trzcinach. Chyba zostanie ona już tam na stałe. Będzie w niej siedział tegoroczny narybek a i okoń znajdzie w niej stołówkę.

Płynę dalej. Pogoda nie jest najciekawsza. Zanosi się na deszcz, chmury na horyzoncie. Widoki znane od zawsze.

Pływam chwilę, może więcej, mijają minuty, które zamieniają się w godzinę. Co kawałek zatrzymuję się, aby porzucać woblerkiem. Wybrałem firmę Rapala, wydawał mi się najbardziej odpowiedni na tą chwilę. Kilka rzutów i coś siedzi na końcu kija. Walczy zaciekle. Nie daję za wygraną parę ruchów kołowrotkiem i widzę go. Szczupak nie większy niż 50 cm,. Wyciągam aparat, aby uwiecznić pierwszego w tym roku (nie licząc tego malutkiego przy łapaniu okonków z brzegu). Aparat uruchomiony a rybki nie ma, popłynęła sobie. Szkoda fotki myślę. Po paru rzutach płynę dalej. W oddali słyszę charakterystyczne uderzenia szczupaka o wodę w trakcie ataku na płyciznach. Pływam kolejną godzinę. Pora pomału wracać do domu jest prawie godzina 9:00 a ja po trzeciej nocce w pracy jeszcze nie spałem. Dzwoni kolega. - I jak? – pyta. - A nie ma czym się chwalić – odpowiadam i obiecuję, że jak złapię, to zadzwonię. Zabieram się w drogę powrotną drugą stroną Odry. Echosonda wskazuje

3,7 metra, temperatura wody 33°C. Czujnik temperatury wskazuje głupoty, zatrzymał się w zeszłym roku i nie chce niżej zjechać. Napotykam innego wędkarza w oddali.

Przy brzegu słyszę uderzenie szczupaka o wodę. Rzucam w to miejsce woblerem. Nie daję za wygraną. Kilka kolejnych rzutów i nic. Słyszę kolejne chlapnięcie. Rzut i coś czuję na końcu wędki. Nie stawia dużego oporu. Podciągam z otchłani na wierzch. Przymierzam się do wyciągnięcia aparatu, już po niego sięgnąłem i widzę, że coś wielkiego zjadło mojego woblera. Aparat trafia na dno łódki. Na moje szczęście odłożyłem go w porę. Szczupak zaczyna walczyć. Hamulec w kołowrotku zaczyna wydawać dźwięki. Moje serce zaczyna mocniej bić. Raz w życiu miałem coś podobnego. Wtedy nie udało mi się wyciągnąć go z wody. Teraz tak nie będzie – myślę. Dokręcam hamulec. Szczupak zaczyna płynąć z prądem wody. Moja łupinka razem z nim. Wymęczę chłopaka. Zaczynamy podpływać w pobliże trzcin. Zaczyna się walka siłowa – który z nas wygra? Sam nie wiem, ile to trwa. Zaczynam wygrywać walkę. Jest coraz bliżej łódki. Ryba poddaje się. Wyciągam podbierak i wkładam do wody. Jednak szczupak ostatkiem sił próbuje uciec. Na próżno. Ponowna próba i jest w podbieraku. Wkładam go do łódki. Pomiar długości: równe 95 cm. Radość niesamowita, nawet nie marzyłem o czymś takim. Pełny gaz na manetce i do domu. Telefon do przyjaciela. Wsiada w samochód i pędzi do mojego domu. Gdy Przypływam, już jest na miejscu. Robi mi fotki ze szczupakiem i znika. Szkoda, że nie potrafi wykorzystać możliwości swojego aparatu.

Teraz ja robię pamiątkowe zdjęcia i powrót na wodę. Może coś jeszcze się uda złapać. Odechciało mi się spać, adrenalina działa.

Tym razem nie odpływam daleko od domu. Płynę od razu na drugą stronę Odry, ale w przeciwnym kierunku. Słychać miły odgłos dla ucha, czyli uderzenie szczupaka blisko brzegu. Kolejny rzut i jest. Tym razem okazuje się, ze z wrażenia po poprzednim nie zabrałem ze sobą aparatu. Po krótkiej chwili walki mam go w łódce. Od razu wracam do domu. Nie będę przesadzał. Szczęście należy szanować. Jutro też jest dzień. A mam zamiar tak samo popływać. Jeszcze tylko fotka i koniec przygody. Jadę na piwo do miasta, Dni Gryfina się rozpoczęły.

Miejsce połowu: Odra Wschodnia –Regalica. Dla ułatwienia podam: odcinek między autostradą Kołbaskowo –Berlin a Gryfinem. Sprzęt to wędka Robinson Titanium Zander 11-23 gr 2,25 m, kołowrotek Spro Blue Arc 9200, żyłka 0,20, wobler Rapala CD-9 MAG.

Dziękuję za uwagę i proszę o wyrozumiałość.

Darogryf







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1747