Styczniowego pstrągowania ciąg dalszy...
Data: 21-01-2008 o godz. 19:00:00
Temat: Spinningowe łowy


Pamiętam jeszcze jesienią gadaliśmy o tym, co będziemy robić zimą . Ktoś nawet coś burknął, że sezon się kończy i dopiero na wiosnę będzie łowił. Inni napomykali o łowieniu z lodu.



Zaproponowałem pstrągi - nastała cisza. Cisza, ponieważ nikt ich do tej pory nie łowił - oprócz mnie - i każdy wyobrażał sobie tę rybę jako nieosiągalną. Jednak po paru spotkaniach, rozmowach i kiełbaskach przy ognisku, namówiłem ich na wykup znaczków na wody górskie - czego wynikiem był pierwszy, opisywany przez Ziomka wyjazd.

Od tamtej pory kropkowany zawrót głowy. Ziomek, który już parę "pstruchów" zaliczył i Zwierz, który cały czas czeka na tego swojego pierwszego - załapali temat dokładnie tak, jak myślałem. Połknęli bakcyla. Połknęli na tyle, że nie było dla nich aż tak ważne złowienie czegokolwiek. Ważne były wędrówki rzeką, brodzenie, przedzieranie się krzakami i pogaduchy przy gorącej herbacie. Wspomnę też o tym, że zobaczywszy, iż ja łowię na ręcznie przez siebie zrobione woblerki - i łowię na nie - sami zaczęli kombinować, jak tu zacząć robić. Przyznam się, że pewnie na najbliższe ryby pojadą już z jakimiś swoimi wyrobami.

Ostatnia niedziela zaczęła się wyjazdem z Zielonej Góry ok. 7 rano. Celem była Kwisa. Po dojechaniu nad wodę, wysiadłem 5 km wcześniej, aby nie łazić kupą. Oni pojechali dalej i mieli schodzić w moją stronę.

Pogoda po prostu zapowiadała się pięknie. Lekki mrozik z rana z pięknie wstającym słońcem i lekką mgiełką, dawały ten zaczarowany klimat, który tak bardzo lubię.

Jednak po chwili dostaję od chłopaków telefon: u nas jest tłum ludzi. Będziemy schodzić dalej i szybciej - trochę mnie to zirytowało, ponieważ u mnie były pustki.

Kiedy złowiłem pierwszego kropka – takiego krótkiego (32 cm) dzwonię i słyszę, że są już niedaleko i musimy się naradzić, czy nie pojechać gdzie indziej. Odkładam słuchawkę i łowię drugiego, ale krótszego - 28 cm.

Za chwilę spotykam wędkarza, który opowiada, że nie miał żadnego kontaktu z rybą. Chwila rozmowy i wyjmuję parę metrów dalej następnego trzydziestaka.
Jednak na tym koniec. Przynajmniej na Kwisie. Spotykamy się koło "przeprawy" i postanawiamy pojechać na inne miejsce na Bóbr.

Dobrze, że blisko w okolicy jest sporo takich fajnych miejscówek. Dzwonię w międzyczasie do Ramzesa, który łowił z kolegami gdzieś na Bobrze, aby zapytać, czy sporo ludzi - jednak jak mi potem powiedział, schował gdzieś telefon i nie słyszał dzwonka.
Szybko dojechaliśmy na miejsce. Pierwsze wrażenie - pusto - nikogo nie ma, więc do boju.

Na dworze ciepło, słonko ładnie grzało i świergoliły zadowolone ptaszki. Rzeka jak marzenie - lekko trącona, ale niska. Nad taflą co rusz jak strzała przelatuje zimorodek. Biegaliśmy tak po łąkach i krzakach okalających ją dookoła, aż do zupełnego ciemka - nie mogąc nacieszyć się pogodą. Z żalem przyznam, że chłopaki znów mieli pecha - nic nie złowili. Kombinowali już na wszystkie sposoby. Gruby Zwierz łaził po całym nurcie w tą i z powrotem, …

… a Ziomek wtykał kija we wszystkie zawady i powalone drzewa.

Jednak brały chyba dziś tylko na moje wobki. Nieduże bo nieduże, ale zawsze - dwa następne krótkie wyjąłem.

Czwartek - załatwiłem sobie z ziomkiem wolne w robocie i wypad o 7 rano na Bóbr. Już rano nie było mrozu. Woda fajna nie za wysoka, pogoda że tak powiem - może być - potem było już bardzo ciepło.
Szybka herbata, zbrojenie spinnów i do boju. Ziomek próbując nowego wobka w drugim rzucie zapina kropka 33 cm.

Potem długo nic. Jedyne, co wyskakuje oblizać ogonek gumy okazuje się króciakiem. Około 11 wracamy w stronę samochodu z postanowieniem pójścia w drugą stronę w dół rzeki. Szybki kubek herbaty i już jesteśmy nad wodą. Jeden rzut, drugi - i wyskakuje mi około pięćdziesiątak do woblera. Jednak robi dwa młynki i spina się nie wiadomo dlaczego. Coś tam powiedziałem, ale nie przytoczę. Ziomek 50 metrów dalej wyjmuje trzydziestka, a mnie zaraz chwilę potem spina się taki ze trzydziestopięciocentymetrowy kropek - wrrrr. Do tego wszystkiego nagle słyszę wrzask - MAAAM !!! - więc lecę z aparatem gotowym do "strzału" - ale to szczupak - taki z 50 cm. Ładny, nabity już ikrą - wędruje do wody.

Do wieczora już nic dalej nie było. Trochę muchą machałem - zawsze to jakieś owady w powietrzu latały.

Styczeń to styczeń. W sobotę ciąg dalszy…

Sobota - wyjazd nieco później, bo około 9.30 z Zielone Góry. Celem ponownie Bóbr.
Wyjazd w nieznane, bo od trzech dni pada w górze rzeki. I rzeczywiście po dojechaniu na miejsce okazuje się, że woda już znacznie trącona. Przez pół dnia dosłownie nic się nie działo. Może i to było powodem słabego żerowania ryb.
Chyba koło 14 Ziomek zapina kropka 34 cm, a ja zaraz po nim zapinam kropka 35 cm.

I to by było prawie na tyle, gdyby znów nie spadł mi przyzwoity czterdziestak. Jego szczęście.

Prawdopodobnie było to nasze ostatnie pstrągowanie w styczniu. Fartem była pogoda. Prawie zawsze, prócz jednego wyjazdu, była piękna, rzekłbym - wiosenna pogoda.
W powietrzu unosił się wilgotny, ciepły, trochę mglisty "zapach lasu", gdzie żywica mieszała się z ususzonymi trawami, pachnącymi pod wpływem wilgoci. Raz tylko właśnie, kiedy to byliśmy wszyscy razem - czyli w piątkę - zaliczyliśmy słońce, potem deszcz z wiatrem i na koniec śnieżycę. Ale i wtedy nikt nie narzekał. Adalin pospacerował trochę z krzesełkiem w plecaku , ppp1000 przekonał się, że to nie jego działka to pstrągowanie - jednak miło mu było razem przewędrować te kilka kilometrów i pogadać przy wędkowaniu z kolegami. GrubyZwierz ( choć wcale nie jest gruby ) z Ziomkiem połknęli bakcyla już chyba na zawsze. Po latach łowienia w jeziorach, Odrze i zbiornikach zaporowych, odnaleźli się na szybkich pstrągowych wodach niemal natychmiast - chłonąc piękno spacerów i samego wędkowania, z całym szacunkiem dla otaczającej ich przyrody.
Aż ciekaw jestem, jaka będzie wiosna?







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1724