Rozpoczęcie sezonu trociowego 2008
Data: 05-01-2008 o godz. 13:00:00
Temat: Spinningowe łowy


Wtorek 1 stycznia 2008 roku, godzina 6.00. Na dworze panują egipskie ciemności. Dobrze, że pogoda dopisuje temperatura 0 stopni - bezwietrznie i bez opadów.



Pod blok podjeżdża granatowy WW Passat - to mój kuzyn Piotr vel Robak.
Na plecach plecak z termosem i kanapkami, w ręku wędka, jednym słowem zwarty i gotowy, a więc do dzieła. Wsiadam do auta i ruszamy. W naszych oczach nie wygasły jeszcze błyski sylwestrowej nocy, a już jesteśmy gotowi na kolejne wyzwanie: rozpoczęcie nowego sezonu trociowego na Redzie.

Oczywiście jedziemy na otwarte trociowe zawody towarzyskie “REDA 2008”. Ruszamy w kierunku Wejherowa, gdzie na parkingu niedaleko szpitala są zapisy. Po drodze z Redy zabieramy kolegę Błażeja vel Bobek. Docieramy na miejsce zbiórki, dokonujemy zapisów i następuje chwila konsternacji:

- Gdzie łowimy ??

Powiem szczerze, że ostatnie dwa tygodnie tylko o tym myślałem, gdzie tu zacząć i gdy przyszło co do czego, zupełnie nie wiedziałem. Tylko Bobek miał plan - wysadziliśmy go koło mostu klejowego w Redzie. My postanawiamy jechać na drugi koniec miejskiego odcinka i iść od Śluzy w górę. Mamy tu kilka sprawdzonych miejscówek i gdzieś w połowie tego odcinka spotkamy się z Bobkiem, potem razem udamy się do góry, gdzieś w okolice komina w Wejherowie.
Jesteśmy na miejscu, szybko zbroimy sprzęt i ruszamy w kierunku miejscówek. Na agrafce zapinam najnowsze cudo prosto od Prusaka, które doszło do mnie 4 dni przed rozpoczęciem sezonu. “Jarku - jeszcze raz wielkie dzięki”.

Gdy zaczynamy systematyczne czesanie miejscówek, na dworze jest jeszcze szarówka. Jeszcze nie zdążyłem dobrze obłowić pierwszej miejscówki, gdy otrzymałem info, że na górze ktoś już o 7.50 miał komplet troci, a o 8.10 był drugi i to 200 metrów wyżej miejsca, gdzie łowiłem z Robakiem.
No to ładnie się zaczęło - pomyślałem - i z większym zapałem wziąłem się za obławianie rzeki. Na odcinku gdzie łowiliśmy nie było żywej duszy, a takie były obawy przed nowym sezonem. Jedynie dolny odcinek poniżej śluzy był oblegany bardziej niż wszystkie inne. Na jednej z miejscówek mam wyjście niewielkiego tęczaka, ale tylko trącił woblera i zawrócił. Około 10 postanawiamy udać się wyżej do Pieleszewa. Bobek został na tym odcinku. Rozładował mu się telefon, a nie doszedł jeszcze na osiedle. Jak się później okazało od miejsca, gdzie go zostawiliśmy poszedł w górę rzeki.

Nie zdążyliśmy jeszcze dobrze wejść na nasze miejscówki, gdy spotkaliśmy znajomego, który mówi nam o samicy łososia 95 cm złowionej niedaleko miejsca, gdzie się spotkaliśmy. A my z Robakiem nadal na zero! Z Bobkiem nie ma kontaktu, dzwonię do znajomych, którzy są gdzieś u góry. Jeden z nich ma trotkę 56 cm, ale nie bierze udziału w zawodach. U reszty słabo - są bez ryb. My też jak na razie nie widzieliśmy nikogo z rybą. Zeszliśmy 400 metrów w dół, potem 400 metrów w górę od mostu i nic dalej 0.
Około godziny 12 postanawiamy zjechać na sam dół, aż do Mrzezina i zobaczyć, czy coś się tam dzieje. Na miejscu zastajemy sporą liczbę samochodów, co zniechęca nas do łowienia. Z rozmowy z jednym z wędkarzy wynika, że złapano 3 srebrniaki i kilka tęczaków.
Niestety z informacjami od wędkarzy to już tak jest, że im dłużej się słyszy o danej rybie, to staje się ona coraz większa. Podobnie było z łososiem, o którym pisałem wyżej. Najpierw miałem informację, że miał 93 cm, potem że 96, a pod koniec zawodów jakiś napotkany wędkarz powiedział mi o … dwóch łososiach 96 i 93 cm!!! Niestety była to jedna i ta sama, złapana w Pieleszewie ryba.

Po rajdzie na sam dół postanawiamy wykonać kolejny skok - tym razem na samą górę, na most Krokowski. Dzwonię do jeszcze jednego znajomego co słychać, ale On też nic nie ma, za to spotkał Bobka, który złowił pstrąga źródlanego 42 cm. Mówi też, że w okolicach śluzy pada sporo tęczaków. Ładne tęczaki powyżej 40 cm padają też w okolicach komina w Wejherowie, co jest sporym zaskoczeniem. Niestety Piotr zniechęcony wynikami, oddaje mi swoja listę startową, zostawia mnie samego i jedzie do domu.. A ja wędrując w dół rzeki zmierzam w kierunku szpitala, na miejsce zbiórki, nie zaliczając żadnej ryby. Po drodze widziałem jeszcze spław ryby.

Na miejscu jestem 20 minut przed czasem. Robię kilka fotek złowionym rybom i postanawiam upiec sobie kiełbaskę na ognisku zrobionym przez organizatorów.

O 15 następuje zamknięcie zawodów i rozpoczyna się wręczanie pucharów. W trakcie rozdawania na miejsce zbiórki przychodzi spóźniony zawodnik z rybą 79 cm. Jest nim zaledwie15 letni Karol z Redy, dla którego był to ”pierwszy raz” na trociach i od razu pierwsza ryba i to jaka! Niestety nie zostaje sklasyfikowana, ale Prezes okręgu zobowiązał się ufundować dodatkowy puchar na pocieszenie. Z rozmów z wędkarzami wynika, że wszyscy są rozczarowani wynikami. Na 101 osób biorących udział złapano zaledwie 9 ryb .Osobiście myślę, że to o niczym nie świadczy, a ryby w rzece są i nie raz miło nas jeszcze zaskoczą.

Z informacji od rozrzuconych po całej rzece znajomych, a nie biorących udziału w zawodach wynika, że poza zawodami złowiono około 15 ryb, co łącznie daje na otwarciu sezonu dwadzieścia kilka troci i łososi z czego, aż pięć srebrniaków. Bardzo dużo było tęczaków różnej wielkości, jeden pstrąg źródlany 42 cm, a także pstrągi potokowe, z czego największy miał 41 cm.

Tirith27







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1717