Jesienne z(a)wody
Data: 02-12-2007 o godz. 21:55:00
Temat: Wieści znad wody


Dnia 4 listopada / niedziela/, grupa zapaleńców z Bielska-Białej i okolic spotkała się na spinningowych towarzyskich zawodach wędkarskich na zbiorniku Tresna.



Zawody były kontynuacją poprzednich, o których można poczytać TUTAJ . Tym razem jednak główny organizator - Tomek79 - postarał się bardziej niż ostatnio i zgromadził nad wodą pokaźną grupę wędkarzy - 14.
Konkurencja była zatem duża, a każdy miał ochotę na zgarnięcie głównej nagrody. A co było nagrodą? Cała pula wpisowego, które dla każdego uczestnika zawodów wynosiło 10 zł. Zatem w sumie 140 złotówek. Może nie jest to kwota oszałamiająca, ale na pewno jakiś kręcioł, czy też wędkę można za to kupić.


Jezioro Żywieckie - Tresna.

Jako miejsce zbiórki wyznaczyliśmy miejsce niedaleko zapory. To tam mieliśmy się spotkać i uzgodnić wszelkie szczegóły dotyczące zawodów. Godzina zbiórki to 5.45.

Pierwsi na miejsce przyjechali Paluszek z synem. Byli pierwsi, choć mieli zdecydowanie najdalej, bo przyjechali aż z Oświęcimia. Następnie melduje się sprawca całego zamieszania Tomek z Adrianem i Bartkiem (zuzz). Mirek, Wojtek (wojtoryba), Marcin zwany Sikorem i ja jesteśmy na miejscu punkt 5.45. Trochę spóźniona dojeżdża jeszcze piątka znajomych Wojtka. Gdy jesteśmy już w komplecie uzgadniamy miejsce naszych zawodów. Wybór pada na lewy brzeg jeziora, patrząc od strony zapory. Żeby nie było za łatwo, ustalamy wymiar dla okonia na 20 cm, który jak się wszyscy spodziewamy, ma być rybą “number one” zawodów.

Zawody zaczynamy o 7.15 i łowimy przez cztery godziny, a więc do 11.15. Z Mirkiem i Sikorem udaję się na miejsce, które znajduje się w zasadzie 30 metrów od miejsca zbiórki, ale już nie raz nas pozytywnie zaskakiwało. Reszta uczestników postanawia udać się trochę dalej, aby obłowić liczne w tym rejonie zatoczki. Wszyscy raczej nastawieni na okonia. Z Mirkiem postanawiamy jednak najpierw sprawdzić nieco większe przynęty i poszukać sandaczy. Pomyślałem, że jak nie złowię nic przez godzinę, to również przerzucę się na mniejsze gumki w poszukiwaniu okoni.
Po 15 minutach czesania miejscówki Mirek ma branie z opadu. Przycina w tempo i coś szamocze się na końcu zestawu. Jednak trudno ocenić wielkość ryby, gdyż wzięła z głębokości ponad 15 metrów. Początkowo nie stawia dużego oporu, jednak im bliżej brzegu, tym ryba zaczyna bardziej walczyć. Obstawiam sandacza, Mirek coś wspomina o ładnym okoniu. Po chwili jest już wszystko jasne. Pod powierzchnią wody widać sandacza. W pierwszym momencie stwierdzamy wspólnie, że jednak jest niemiarowy. Wygląda na max 48 cm. Jednak dla przyzwoitości Mirek postanawia zmierzyć rybę. Przykłada miarkę i mówi, że chyba mu się zepsuła, bo pokazuje 52,5 cm. Podchodzę, patrzę na miarkę i faktycznie jest tak, jak mówi Mirek. Zdziwiło mnie to bardzo, gdyż jestem postrzegany wśród kolegów jako “człowiek miarka” i raczej nigdy się nie mylę... Mirek się śmieje, że czeka mnie w związku z tym wizyta u okulisty. No cóż, trzeba będzie się wybrać...


Oto pierwszy lider zawodów.

Za chwilę dzwoni Tomek, żeby się zapytać co u nas. Mówię mu o mirkowym sandaczu. Nie chce na początku mi uwierzyć, gdyż poznał się już na moich żartach, ale gdy po raz piąty powtarzam, że to prawda, następuje chwila ciszy w słuchawce, a po tym krótki, acz dużo znaczący komentarz... "aha". W tym momencie staje się jasne, że zabawa z okoniami nie ma już sensu. Trzeba nastawić się na coś "grubszego".

Mirkowi mówię, że teraz ma 50 % szans na wygranie. Bo albo wygra, albo... nie wygra. Wybuchamy śmiechem w jednej sekundzie.

Urywam kolejną przynętę i postanawiam, że tym razem nie założę stalki, gdyż złowienie tutaj szczupaka jest mało prawdopodobne. Pierwszy rzut, przynęta opada na dno, 3 szybkie ruchy korbką, opad i nagle pstryk! Zacięcie i coś siedzi! Ale walczy mi coś dziwnie jak na sandacza. Podciągam rybę pomalutku do brzegu i moim oczom ukazuję się… szczupak. Klnę na siebie, wyzywam się od totalnych amatorów. Jak mogłem nie założyć stalki? Ale ryba ciągle jest na haku. Biorę podbierak do ręki i przy pierwszym podejściu udaję mi się umieścić w nim rybę. Uff... udało się. Mirkowi wyraźnie rzednie mina bo widzi, że mój szczupak jest dłuższy od jego sandacza. Miarka pokazuje 58 cm.


Pierwszy szczupak zawodów.

No i teraz zastanawiamy się, kogo ryba jest cięższa? W sumie jest to ponad 5 cm różnicy, ale przecież wiadomo, że sandacz przy takiej samej miarze jest cięższy niż szczupak. Może będzie remis? Tym bardziej, że mój szczupak do grubasów nie należy. Dzwonie do Tomka, ten ma jednego okonia ponad 25 cm. U pozostałych zawodników na razie cisza. Ciszę przerywa za to Marcin. Nie, nie tym, że ma rybę na kiju, tylko przeklinając co chwila, po zerwanej przynęcie... W sumie nie jeden by się zdenerwował, tracąc 10 przynęt w godzinę.

Po chwili mam kolejne branie. Skuteczne zacięcie, jednak ryba nie jest duża. Po wyhaczeniu sandaczyk około 35 cm wędruje z powrotem do wody. Mija następna godzina, a my stoimy cały czas w jednym miejscu. No ale po co zmieniać, skoro u nas coś się jednak dzieje, w przeciwieństwie do pozostałych.

Na jakąś godzinę przed zakończeniem zawodów dołącza do nas Bartek, a za chwilę Wojtek i Kajtek. Łowimy ramię w ramię, gawędząc o różnych przygodach, jakie nas na rybach spotkały. I to mi się podoba! Dlatego też z miłą chęcią uczestniczę w takich towarzyskich "zawodach" i również z tego powodu nie uczestniczę w tych "prawdziwych". Śmiechu jest co niemiara, ale brań niestety nie ma. Mirek łowi jeszcze jakieś sandaczowe dzieciątko i to chyba wszytko z tego miejsca.


Sandaczyk rozmiaru okoniowego.

Postanawiamy całą "brygadą" zmienić miejsce na ostanie pół godziny. Na nowym miejscu coś zaczyna się dziać. Najpierw Wojtek łowi małego sandaczyka, chwilę później Bartek wyciąga trochę większego, tak na oko ze 45 cm.


Mały, ale cieszy.


Bartek ze swoim sandałkiem.

Postanawiam rzucić tym razem za okoniem, 3 cm paproszkiem na 1,5 g główce. W drugim rzucie mam zaczep. Znaczy się myślałem, że mam zaczep, bo zaczep zaczyna żyć! Ryba ładnie chodzi na delikatnej wędce. Po jakiejś minucie pokazuje się przy powierzchni. To znów szczupak! A ja oczywiście do paprocha znów nie założyłem stalki! Uspokajają mnie trochę słowa Wojtka, który zdołał dostrzec, że szczupak jest zapięty za koniec pyska. Więc moje szanse wzrastają. Po chwili podbieram go. Nie jest za wielki, ale wymiar ma. Miarka pokazuję 52 cm.


Ten szczupak był pięknie wybarwiony.

TUTAJ można obejrzeć filmik z końcowej fazy holu. Bartek nakręcił go swoim aparatem, więc jakość nie jest najlepsza. Podczas kręcenia Bartek tak przejął się rolą operatora kamery, że nadepnął na swoją szczupakową wędkę, a ta niestety złamała się. Zresztą nie tylko on złamał dziś swą wędkę - przytrafiło się to również jeszcze jednemu zawodnikowi. Niestety żadna nie złamała się na rybie...

Kończę już swoje wędkowanie, ale jest jeszcze 15 minut łowienia. Każdy po cichu marzy o tym, żeby rzutem na taśmę złowić rybę, która pozwoli mu wygrać zawody. W międzyczasie przychodzi Adrian. Mówi, że miał ponad 5 brań z opadu na duże przynęty, ale nie udało mu się nic zaciąć. Przychodzi również Tomek. Dołowił jeszcze jednego okonia około 23-25 cm.


Bartek i Wojtek skupieni na swoich szczytówkach.

Jest 11.15. Koniec zawodów! Udajemy się wszyscy na miejsce ważenia. Panuje sympatyczna atmosfera, nie brakuje żartów, wszyscy uśmiechnięci od ucha do ucha. To nic, że wędki połamane, to nic, że kilka kg przynęt w wodzie zostało. Ważne, że spotkaliśmy się tak liczną grupą, w jednym miejscu, w jednym czasie, wszak nie zawsze tak się udaje.


Kajtek, Tomek, Bartek i Adrian.

Tomek ogłasza oficjalne wyniki:

1 miejsce: za ryby (2 szczupaki) o łącznej wadze 2,4 kg zdobywa Łukasz (luk750).
W nagrodę dostaje 140 złotówek i gromkie brawa.


Luk750 z kompletem.


Wręczenie nagród.


Co ja zrobię z takąkaską?!?!

2 miejsce: za rybę (sandacz), która ważyła 1,1 kg, zdobywa Mirek.
W nagrodę dostaje od każdego po przynęcie.

3 miejsce: za ryby (2 okonie) o łącznej wadze 0,4 kg zdobywa Tomek79.

Jeszcze grupowa fotka i…


Na zdjęciu stoją od lewej: Krystian, Wojtek, Adrian, lekko pochylony Kajetan, Bartek i Lukasz.
Kucają od lewej: Marcin, Mirek, Paluszek, w czerwonej czapce Artur, Andrzej, Artur, Andrzej i Tomek.

... do następnego razu!!!

Luk750
zdjęcia: Bartek (zuzz), Luk750







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1705