Spotkanie nad Odrą - 29.09.2007
Data: 02-10-2007 o godz. 20:00:00
Temat: Spinningowe łowy


Już po pierwszym spotkaniu nad wodą, które odbyło się na początku września, kilkuosobowa ekipa z zachodniej Polski rozpoczęła planowanie kolejnego wyjazdu. Tym razem miejscówkę zaproponował Adalin (tego jegomościa chyba nie trzeba przedstawiać na PW). Wybór padł na Odrę w okolicach Sulechowa.



Na post odnośnie wypadu w dniach 29/30 września odpowiedzieli z ochotą: The_Animal, Czarnyy - nie zraził się chłopak mimo, że dobre 150 km miał do przejechania. Ale drogę do nas, umilała mu ekipa… no niech będzie wędkarzy. Ot taki wesoły autobus. (Przypomnę, że chłopaki tydzień wcześniej spędzili trochę czasu na Pilchowicach, polując m.in. na sandacze).
Dalej Peppino… a tfu… ppp1000 miało być. Grubyzwierz – nowy forumowicz, ze swoim czworonogiem. A no i jeden cwaniak z Krosna, który 13 razy dzwonił do Animala, bo trafić nie mógł…

Niestety z przyczyn różnych nie dał rady stawić się Adalin. Wygląda, że bardzo żałował, bo jeszcze koło godz. 4.00 pisał do Animala sms’y. Trudno - może następnym razem.
Droga. Hm… Gdybym miał do dyspozycji wóz bojowy (czytaj: malucha) - nie byłoby problemu. A tak - na mostku wręcz modliłem się, aby połowy auta nie zostawić. Jakoś poszło. Gdy dotarłem we wskazaną telefoniczne miejscówkę, nad wodą byli już Animal z Czarnym (zdążyli obskoczyć już kilka główek, ale tylko pokłuli okoniowe pyski). Był też Peppino. O dziwo szykował spinna! Miał ochotę poprzedzierać się z nami przez błota i krzaki, mimo że jest zagorzałym gruntowcem.

Po przywitaniu wszyscy chwytamy spinningi i lecimy w dół Odry. Niestety pogoda nie rozpieszcza. Dmucha ostro i co chwilę zacina drobny deszcz. Średnio przyjemnie. (Na szczęście szybko kolejkę rozlaliśmy, co by nikomu nie strzeliło do głowy wracać tego samego dnia.) Do tego stan wody, wciąż wysoki, utrudniał dotarcie do miejscówek, których przecież nawet nie znamy. Tylko Animal zna trochę wodę. Jakby tego było mało, rzeką płynie mnóstwo ziela - coś jak moczarka. Przypuszczamy, że w górze Odry opróżniają zbiorniki retencyjne i stąd tyle tego chwastu wszędzie. Ale walczymy!

Na pierwszy ogień idą starorzecza, na okolicznych łąkach. Woda tam czyściejsza, do tego wiatr nie smaga tak po twarzy jak na ostrogach. Szukamy okoni i szczupaków - bez rezultatów. Koło 14.00 dociera do nas Grubyzwierz. Na wklejankę udaje mu się wydłubać 2 okonie, no... okonki. Ale widzę pierwsze ryby.
Odpuszczamy dołki. Ppp gna w kierunku aut. Spinn to jednak nie Jego pasja. Szykuje się do feederowania. Reszta załogi, ze spinningami, walczy ponownie na odrzańskich główkach. Mimo, że kropi co chwilę, to wiatr jakby mniejszy. Można z opadu popróbować, co też czynimy. Za sandaczem… Miejscówki wyglądają ciekawie, więc cierpliwie szperamy gumami w toni i przy dnie. Szału nie ma, ale coś się dzieje. Na czterech chłopa mamy razem może 10 stuknięć z opadu. Udaje mi się zaciąć 2 z takich brań - niestety to sandaczowe przedszkole.


Takie brały.

Czarnyy w tym czasie kłuje szczupaki w górę Odry. Zmierzch blisko, więc kilka minut poświęcamy na zbiórkę opału. Tylko czemu, Argo (labrador Grubegozwierza), taszczył kołki z obozowiska na łąkę, zamiast na odwrót…?


Ma chłopak krzepę. Na focie: Ppp1000, Argo i ja - pokazuję, gdzie ma nieść opał…

Jak już przy tym wątku jestem, to wypada wspomnieć, że się nowe przyjaźnie zawiązują. Argo i Pepino - wyraźnie przypadli sobie do gustu. Mało brakowało, a pierwszy pies-wegatarianin byłby faktem!
Do nocy jeszcze może 30 min. Z Animalem łowimy kilka uklejek. Kilkoma uklejkami Animal karmi psa - ale się porobiło! Spinningi idą na łąkę, a na wodę gruntówki, oczywiście znowu z myślą o mętnookim. Gnam główkę poniżej obozu, bo przy autach chłopaki swoje kijki porozstawiali. Tylko odszedłem od nich, a tam ruch jakiś. Ppp1000 tnie, kij w pół! Po kilkuminutowym holu w podbieraku ląduje... Parę kg zielska.

W chwilę po zarzuceniu zestawów mam delikatne branie na martwa rybkę. I niesie się moje wołanie: PODBIERAK!!! Chłopaki wysportowani, więc w mig są obok mnie. Animal za moim plecami udziela, jakże cennych, wskazówek! Wręcz krzyczy! Peppino już z podbierakim czeka…


…czy nie za mały?!

Czuję też wsparcie duchowe reszty ekipy! I wspólnymi siłami wytaszczamy potwora na brzeg. Ktoś pstryka foty. Ufff. Dzięki chłopaki! Gdyby nie Wy…


No może ciut to ubarwiłem… Całe 52 cm…

Noc przyszła szybko. Ognisko wesoło trzaska. W oddali świetliki na szczytówkach feederów. Ale biała ryba coś nie chce współpracować, mimo pachnących na kilkadziesiąt metrów specyfików, jakim Peppino je karmi. Karmił również psa. Kukurydzą i grochem. Dziwny jest ten świat… W końcu spokojniej. Siadamy wygodnie. Gdzieś obok słychać „psssst” - dźwięk otwieranego piwka. Grubyzwierz rozlewa swoje wyroby. Całkiem ok. zresztą. Kiełbasa po 10 zł/kg smakuje niczym kaczka w śliwkach i pomarańczach.

To jest życie! W międzyczasie pędzimy kilka razy do wędek. Niby-brania zarówno na feederach Peepina jak i na gruntówkach z rybkami. Zielsko, kilogramy zielska! A jeden podleszczak, który po nocy odnalazł jakoś drogę do haka, zerwał przypon przy samym brzegu.

Siedzimy i gadamy o starych rowerach gdzieś do północy. O bykach na rykowisku, o kłusolach - ten temat zawsze na czasie, o sandaczach - potworach z Pilchowic, o miejscówkach tajnych i tajniejszych… Jasno się jakoś zrobiło, chmury się rozeszły, łysy świeci wściekle (kilka dni po pełni). Dopiero koło 2.00 w nocy jest kilka brań sandaczowych. Na posterunku wytrwał do tej godziny tylko Animal. Zacinał nawet kilka razy, ale nieskutecznie niestety. Może dlatego, że jego czuwanie to kimanie na fotelu…
O 6.00 pobudka. Czterech chwyta spinningi i pędzi w dół Odry. Ppp1000 walczy z feederami. Pogoda się nam w końcu zrobiła!

Ale poranek nie przynosi spodziewanych rezultatów, bo w sumie nie mamy pewnego kontaktu z sandaczem. Grubyzwierz zmienia taktykę. Na wklejankę z bocznym trokiem, oszukuje kilka okoni, dwudziestaków na okolicznych rozlewiskach. Ppp1000 wyholował kilka rybek: krąpie, kleniki, jazia. Niestety wielkością na kolana nie powalały.


Okonie Grubegozwierza, w tle Peppino chwyta się za głowę od nadmiaru brań.

Czarnyy, mimo nocki w plecy, trzyma się dzielne. Pędzą z Animalem w górę Odry za szczupakiem.


Trudne warunki. Walczy The_Animal.

Mają kilka stuknięć zębatych i okoni. Niestety nic na brzegu. W akcie desperacji rzucam kilka razy spinnem na dołku obok obozowiska. Chwilę wcześniej Grubyzwierz miał tu brania na trok.


I mnie też coś skubnęło.

Trafiają się 2 okonie (15 i 20 cm), 2 szczupaczki (35 i 25 cm).

Jest prawie 11.00. Słonko wysoko już i przygrzewa całkiem fajnie. Zbieramy powoli manele. Większość ma do domu jakieś 30 minut jazdy. Tylko Czarnyy…


Czarnyy w nastroju bojowym.

Jego ekipa z wesołego autobusu ma w planie odwiedzić wszystkie bary po drodze do Jeleniej Góry. Wyjechali pewnie koło 12.00. Piszę ten tekst około 18.00, a Czarnyy pewnie w pół drogi do domu…
Do następnego razu!

Ziomek
foto: The_Animal, Czarnyy, Ziomek







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1649