Opowiem Wam o Caspe - cz. II
Data: 02-09-2007 o godz. 17:20:00
Temat: Wieści znad wody


Tego roku mieliśmy zaszczyt zawitać w Hiszpanii drugi raz, tym razem tylko na dwa dni. Wakacje w tym kraju mieliśmy zarezerwowane już od dawna, ale na Costa Brava, nad morzem Śródziemnym.



Siedzieliśmy jednak, pewnego niedzielnego popołudnia nad kanałem Saint Martin ( na rybach oczywiście ) to znaczy ja, Krzyś (artekjarzyna) i moja dziewczyna Joanna. Popijając piwko zaczęliśmy wspominać nasz pobyt nad Ebro w czerwcu 2007. Aż tu żartem padło hasło: " zostawimy dziewczyny na plaży i jedziemy na ryby", na co właśnie Asia odpowiedziała: " jedźmy dwa dni wcześniej i połowimy wszyscy w Caspe".
Nie trzeba było nam dwa razy powtarzać! Wieczorem zadzwoniłem do Billa i zarezerwowałem domek i łódkę…

Podobnie jak ostatnim razem wyjechaliśmy z Paryża na noc, by na miejsce trafić rano. Tak właśnie zaczęła się nasza druga; szkoda, że krótka tym razem, przygoda z wielkimi rybami!


Już na widok samego znaku przeszły nas dreszcze…


Pamiątkowa fota z Billem i jego wspólnikiem.

Dotarliśmy do celu ok. 9.00 rano, wzięliśmy klucze i popijając kawkę, już w domku, montowaliśmy zestawy - byle szybciej znów zobaczyć tę wodę. Widok, który zastaliśmy, był jednak zaskakujący. Z powodu suszy woda na zbiorniku spadła o ok. 50%.


Zdjęcie zrobione dokładnie z tego miejsca, w którym łowiliśmy pierwszym razem. Sporo wody ubyło…

Zainstalowaliśmy się w tym samym miejscu co na wcześniejszej wyprawie, gdzie wówczas głębokość wynosiła 11 m, a tym razem dużo mniej, bo tylko 4,50 m. Mimo tego nie byliśmy zniechęceni: wody mniej, a ryb tyle samo - pomyśleliśmy! Wywieźliśmy więc bojki i zaczęliśmy nęcić pelletem sumowym, wymieszanym ze sprawdzonymi już kalmarami.


Wywożenie zestawów.

Niestety na początku brania się nie pojawiały. Atmosfera wakacyjna, dziewczyny się opalają, a my popijamy chłodne piwko. Popływaliśmy trochę łódką, obserwując dno przy pomocy sondy. Dziewczyny popłynęły z nami, więc przy wędkach został tylko Michał. Znaleźliśmy kilka dużo głębszych miejsc, gdzie na pewno lepiej byłoby połowić, jednak dwa dni to za mało, aby móc się przenosić. Dopływając jednak do brzegu pierwsza niespodzianka - Michał ma branie! Sum, niewielki, na oko ok. 20 kg.


Tym razem jako pierwszy wodę "ochrzcił" Michał.


Szczęście przynosi mu chyba kapelusz "ala Old-Rysiu".

Jak to zazwyczaj bywa - bierze jak Cię nie ma - w tym samym momencie było też branie na moją wędkę… Pocieszeniem było to, że woda ożyła, coś zaczęło się dziać. Postanowiliśmy zanęcić raz jeszcze, ok. 6-7 kg pelletu i do bojek.

Na kolejne branie nie czekaliśmy już długo. Ulubiony sygnał kołowrotka i ostry odjazd ma Krzysiek. Po kilku chwilach na brzegu ląduje kolejny sum. Nie ważyliśmy go, gdyż wagę zostawiliśmy w domku - oszacowaliśmy go na ok.25 kg. Sesja zdjęciowa obowiązkowa i oddaliśmy mu wolność.


Już początek holu dawał wiele emocji - nie tylko Krzyśkowi!


Z kolei jemu czapkę zawsze pożyczam ja - muszę przestać to robić! ( Fishing Expert ).


Za rok to chyba wypuścimy kalendarz wędkarski. Myślę, że nieźle by się sprzedawał!

W między czasie byłem "zobowiązany" zanęcać również stanowisko Joanny. Kukurydza i karpiowy pellet, czyli postawiła na karpie. Pomysł okazał się trafem w sedno, bo sazanów w Ebro nie brakuje - połowiła i to nieźle! Przez dwa popołudnia udało się jej wyciągnąć trzy karpie: dwa po 5 kg i jednego10 kg.
Miała też niespodziankę… Na jej karpiowy zestaw pokusił się również sum!! Najciekawsze, że od razu po zacięciu powiedziała " to nie karp". Po emocjonującym holu wyciągnęła swoją rybę życia - ok. 8 kg. Troszkę nią poszarpał, ale dała mu radę!


Złowiła swoją życiówkę - za rok chce jechać z nami!!!


Nie ma jak zarazić własną kobietę typowo "męskim" hobby!!!


Podpiąłem się do zdjęcia.

Podobnie jak na poprzedniej wyprawie Krzysiek miał największe szczęście - ja niestety największego pecha…

Tego samego popołudnia Krzyś znowu zaliczył branie. Delikatny na początku odjazd i po kilku obrotach szpuli - luz, ciężko wyczuć kiedy zaciąć. Wybrał luz i dobrze trafił! Sum dawał się przyciągać w stronę brzegu dość łatwo, jednak jak to również często bywa, tuż przy końcu holu ryba pokazała, co potrafi! Największy sum tego wypadu - 38 kg i ok. 1,80 m.


O! Znowu to samo! Będą mnie ważyć, fotografować, ale potem i tak wracam do wody!


Nie ma jak z kobietami: i tak zawsze dźwigasz to, co cięższe…


Dostaliśmy pozwolenie na fotkę z sumem Krzyśka.

Na ilość brań nie narzekałem, jednak ciężko było mi zaciąć… W pewnym momencie poczułem na kiju coś wielkiego. Nie byłem w stanie z brzegu oderwać potwora od dna. Pomyślałem: "pewnie zaczep". Wypłynęliśmy więc z moją wędką pod bojkę, by spróbować wyczepić, kiedy to poczułem, że on żyje!
To musiał być naprawdę wielki sum!! Nie mogliśmy we dwóch z Michałem utrzymać szpuli rękoma, kiedy zaczął figlować… Nie myliłem się jednak co do ewentualnego zaczepu, bo jak się później okazało, tuż przy mojej bojce leżało zatopione drzewo i ryby miały tam swój raj… Nie zdołałem wyciągnąć więc opisywanego kolosa - zerwałem zestaw.


Nic dodać, nic ująć… to widać!

Podsumowując nasze dwa dni: pomimo niskiego stanu wody, uznaliśmy mimo wszystko wyprawę wędkarską za jak najbardziej udaną. Razem: 4 sumy, 1 sumik (mojej Joanny) i 4 karpie.


Wyszkolone sazany z Ebro. Nawet płetwę stawiają do zdjęć!


Ekipa w komplecie.

Udało nam się również zdobyć nowe doświadczenia. Teraz będziemy już wiedzieć, ze przy takim niskim stanie wody, dużych ryb trzeba szukać gdzieś indziej, głębiej - już wiemy gdzie!


Zachody słońca są zawsze urocze…

Dojechaliśmy też na Costa Brava. Mając przy sobie wędki, nie mogliśmy oprzeć się pokusie próbnych połowów w Morzu Śródziemnym!


Tutaj… już tylko odpoczynek…

Paco28







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1637