Dwaj panowie w łódce (nie licząc ryby)
Data: 25-08-2007 o godz. 08:50:00
Temat: Spinningowe łowy


Żeby mieć coś, czego do tej pory nie miałeś, musisz zrobić coś, czego do tej pory nie robiłeś. Takie mądre hasło znalazłem w jednej z gazet wędkarskich. Mądrego dobrze posłuchać...



Kierując się tym wzniosłym hasłem pierwszy raz skorzystałem z łódki na pobliskim Jeziorze Paprocańskim w Tychach (woj. śląskie).

Muszę przyznać, że z pewną nieśmiałością. Brak doświadczenia w pływaniu łódką, silny wiatr i wykrzywione wiosło sprawiły, że moja mina przy wiosłowaniu wyglądała właśnie tak:

Ale ambicja mi zagrała i mimo przeciwności losu, nie dopuściłem Tomka, towarzysza wyprawy, do wioseł. Wiedziałem, że gdzieś tam w toni czeka na mnie ryba.
Stalowe chmury przeczołgiwały się po niebie. Wiało nieźle. Najpierw z północnego zachodu, a potem z północy.

Musiałem się dobrze nawiosłować, żeby dopłynąć do miejsca z mapki, którą znalazłem w necie. Za tzw. "Ptasią Wyspą" zacząłem od gumy Storma (mały okoń). Potem jednak przeskoczyłem na wobler. Kupiłem niedawno taki boleniowy z firmy Gloog Hermes 70 SB - srebrno-błękitny (coś około 9 zł). Prowadząc ożywioną konwersację na temat tego, co w życiu ważne i nieważne, myślałem ciągle: "żeby tylko o nic nie zaczepić; szkoda byłoby stracić taki piękny woblerek".

Rzucałem dość daleko od siebie (Hermes jest ciężki) i powoli szurałem nim po dnie. Gadu-gadu z kolegą i czuję... zaczep, jak jasna cholera. Po woblerze. Przyciągam, naciągam i nic. Czuję, że opór maleje i coś jakbym gałąź ściągał. Spokojnie, spokojnie, może dociągnę i nie urwę. Wiadomo jak serce boli przy urywaniu woblera. Patrzę na żyłkę, a "gałąź" zaczyna jeździć na boki...
- Tomek! Ryba jest, siedzi. Sam zobacz.
Przekazałem wędkę towarzyszowi przejażdżki.

Tomek potrzymał i pokiwał głową. Jest ryba. Teraz pytanie jaka. Podbieraka nie mamy. Jakoś go wylądujemy za skrzela. Założyłem, że to szczupak. Bo do tej pory najczęściej łapałem szczupaki.

Kilka długich minut, a ryba nie wychodzi na wierzch. Po pewnym czasie widać wiry na wodzie.

Rybka sympatycznie walczy. Co się pokaże? Kaczy pysk? Czy charakterystyczna płetwa z kolcami. A tu niespodzianka. Płetwa okazała się... no tak, boleniowa. W końcu to był wobler na bolenia. Żeby tylko mi się nie rzucił przy burcie, jak go będę wyciągał. Poczekałem aż się troszkę zmachał i ...

...i wyjąłem za skrzela. Od razu oczywiście mierzenie (wagi nie zabrałem).

Wynik 65 cm. Krótkie podziękowanie za współpracę, fotka na pamiątkę...

i siup kolegę bolenia do wody.

]. A to wszystko dzięki woblerkowi Glooga.

Chwała mu za to. Moja pierwsza konkretna ryba na spinning!

Tego samego wieczoru nie mogłem się powstrzymać i ruszyłem na połów tym razem z brzegu. I znowy fart! Znów woblerek z Glooga, tym razem w kształcie okonia Kalipso przyczynił się do złowienia sandacza.

To brzmi jak marketingowa ściema, ale co zrobić. Skuteczne te woblerki. A może dzień fartowny. Liczę, że niejeden boleń zaszczyci mnie jeszcze swoją obecnością na Paprocanach. Sandacza też powitam z radością. Szczupaka pogłaszczę czule po płetwie. Niech tylko dadzą się złapać.

Łowiłem na:
    wędzisko Dragon Mystery Contact Jig 2, 70 m; c. w. 3-20 g;
    żyłka Dragon Millenium 0,18;
    kołowrotek Shimano Nexave 1000;
    woblerek Hermes i Kalipso z Glooga.

Ilbelfero







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1629