Spotkanie w Roszkowie - cz. III
Data: 30-07-2007 o godz. 21:05:00
Temat: Pogawędkowe imprezy


Niestety w sobotę wczesnym popołudniem Rysio z Arturem musieli wrócić do domów, przyjechał Rekin i dalej miło spędzaliśmy czas nad wodą.



Mimo wcześniejszych protestów Oldiego, postanowiliśmy przygotować sandacza na grillu. Z masełkiem ziołowym smakował wybornie.


Przy grillu.

Po przekąsce (czymże jest jedna rybka na tylu chłopa), z animuszem wypłynęliśmy ponownie na wodę. Ja z Fishmaniackiem i Sandalistą, stanowiliśmy załogę większej łódki. Kierowani wskazówkami Darka zaczęliśmy trolować.

Plan był prosty. Trollingujemy do momentu znalezienia ciekawych miejsc, tam kotwiczymy i już stacjonarnie staramy się złowić sandacza albo większego okonia.


Nasz sternik.

Zmieniamy kolejne przynęty, dopasowując je do głębokości łowiska i patrzymy w ekran echosondy. Po minięciu kilku podwodnych górek mam branie, zacinam - skutecznie. Powoli podciągam ją w kierunku łodzi, czuję jednak, że jest to coś większego i delikatnie luzuję hamulec. Przez kilka kolejnych minut nie udaje mi się oderwać jej od dna. Co gorsza okazuje się, że nikt z nas nie ma aparatu, żeby uwiecznić walkę.

Wawrzyn dzwoni do Sigiego, żeby zabrał jakieś "pstrykadło" z brzegu. Niestety nie zauważyliśmy, a wraz z Wojtkiem są już niedaleko nas.

W międzyczasie udaje mi się oderwać rybę od dna. Pod powierzchnią, nasze przypuszczenia okazują się słuszne - to sum. Nie jest ogromny, ale… to albinos! Pierwszy raz widzę "na żywo" taką rybę. Sigi na łódce obok udziela cennych rad, a Wawrzyn sprawnie łapie suma za szczękę. Wyjmuję rybie woblera z pyska i odsuwam się, by Wojtek (na szczęście ma aparat w telefonie) zrobił pamiątkowe zdjęcie. Oceniamy rybę na około 130 cm i jakieś 15 kg wagi.


Sandalista z rybą czyli wszystko "po staremu".

Jeszcze tylko buzi i ryba odpływa. Rozochoceni łowimy dalej, niestety pogoda się psuje i zaczyna padać. Szybko wracamy na brzeg i chowamy się do namiotów.

Deszcz na szczęście szybko przestaje padać, słońce malowniczo zachodzi, więc decydujemy się na ponowne wypłynięcie.


Pogoda jednak ponownie się zmienia. Znowu zaczyna lać. Na dziś kończymy.

Rano wypływam z Sandalistą, którego później zmienia Darek z Lobuzem. Niestety, poza dużą ilością brań małych okoni nic specjalnego się nie dzieje.


Gdzie patyki, tam wyniki.

Na chwilę z otępienia wyrywa nas branie, które ma Darek. Pocięta guma świadczy o szczupaku i to całkiem sporym. Niestety to ostatni akcent wędkarski tej imprezy. Standardowo już wyładowują się akumulatory i na hol bierze nas Sigi.


Ciekawe, ile On ma takich zdjęć?

Po powrocie do brzegu pozostaje już tylko pakowanie bagaży, pożegnania i ponad 5 godzinna podróż do domu.

Jak zwykle na Śląsku odpocząłem, pośmiałem się w wyśmienitym towarzystwie i pojadłem dobrych rzeczy. Jeszcze raz dzięki Lobuz za to niewinne pytanie na GG: "czy nie wpadłbyś do nas na ryby?". Pytaj częściej!

Torque







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1616