Wyprawa do Norwegii
Data: 14-06-2007 o godz. 15:40:00
Temat: Wieści znad wody


Właśnie wróciłem z Północnej Norwegii. Wyprawę zorganizowało jedno z biur podróży. Wszystko zaczęło się 24.05.06 r. Podróż przez Polskę do Gdańska - do promu 500 km. Koszmarne polskie drogi, ale jakoś w końcu udało się dotrzeć na czas.



Krótka odprawa paszportowa i wypływamy.


Prom


Na prom

Po 18-sto godzinnej podróży dobijamy do nabrzeża w szwedzkim Nynasham. Przed nami Sztokholm i ponad 1500 km do celu podróży. Pierwsze zaskoczenie - drogi wspaniałe, doskonale oznakowane. Przejeżdżamy nie przez Sztokholm, a pod nim - tunelem! - kierując się na północ, drogą międzynarodową E-4. Kolor asfaltu różowawy!! Ruch umiarkowany. Po przejechaniu kilkuset kilometrów zjeżdżamy z drogi głównej i jedziemy drogami bocznymi. Nie do wiary, ale na przestrzeni 300 km minęły mnie dwa auta!

Po 800 km zatrzymujemy się u znajomego Polaka, który pracuje w Szwecji od trzech lat. Dom położony nad brzegiem jeziora, łódka, ryby - miejsce dla mnie magiczne. Kolega po opłaceniu składki rocznej w wysokości 150 koron szwedzkich (75 zł) ma do dyspozycji dwanaście dużych jezior / o mniejszych nie mówi/, kilka rzek - razem teren wielkości dwóch - trzech naszych województw. Może również postawić 10 sieci. Cóż, co kraj to obyczaj.
Łowi głównie szczupaki, okonie pstrągi i lipienie.


Renifer

Rano do przejechania zostało jeszcze około 500 km przez płn. Szwecję i Norwegię. Drogi puste. Należy uważać tylko na niewielkie stada reniferów, które przebiegają drogę w poprzek lub przez kilka kilometrów biegną przed samochodem - Bóg jeden wie dlaczego.


Jezioro

Większym zagrożeniem dla ruchu są łosie. Z racji swojej wielkości. My na szczęście widzieliśmy tylko jednego i to w sporej odległości od drogi. Przez całą podróż w Szwecji raz z jednej, raz z drugiej strony drogi jeziora i rzeki, nad którymi żywego ducha.

Wjeżdżamy do Norwegi. Inny kraj, inne widoki. Drogi tak samo dobre. Mijamy koło podbiegunowe, kilka pamiątkowych zdjęć i jedziemy dalej. Wreszcie docieramy do celu. Jest sobota późne popołudnie. Gospodarz domu oprowadza nas po obiekcie, pokazuje łódź, mapy łowiska i instruuje, jak obsługiwać sondę oraz GPS. Mamy trochę problemu z porozumieniem się: on po angielsku, my po niemiecku. Ale jakoś się udało.

Sąsiadami są Szwedzi! Nie możemy zrozumieć po co oni przyjechali z okolic Goeteborga na ryby do Norwegii. Mając tyle wody u siebie. Po posiłku szykujemy sprzęt i do łóżek. Rano na ryby.


Niedzielny poranek

Ranek budzi się mglisty, deszczowy, pada śnieg na przemian z gradem, wieje porywisty wiatr. Mowy nie ma, aby pokusić się o wypłynięcie z bezpiecznego portu. Wpadamy w panikę. Przejechaliśmy 2500 km i może się okazać, że pogoda uniemożliwi nam wędkowanie. Ale sąsiedzi Szwedzi twierdzą, że to tylko przejściowe załamanie pogody i powinno być dobrze. Budzimy się skoro świt, poranna kawa i na ryby. Łódż sonda, silnik GPS - wszystko sprawuje się na medal. A przede wszystkim pogoda. Słońce świeci lekki wietrzyk, słowem - idealnie.

Słoneczko nie schowało się nawet za horyzont do końca naszego pobytu. Białe noce! Sonda pokazuje ławicę ryb. Wędki idą w ruch. To, co się potem wydarzyło jest niezrozumiałe. Wpadamy w wędkarski amok. Ryby też! Biorą na wszystko. Na ciężkie zestawy morskie i na lekkie gumy. Kontenerek zapełniamy rybami w pół godziny. Łowimy głównie dorsze po jakieś 3-4 kg. Ilość ryb przekracza wszelkie wyobrażenie. Może nie okazy, ale ilość. Łowimy i wyhaczamy. Tak przez kilka godzin. Dochodzi do nas, że jest już koło południa. Ręce bolą od ciągłego holowania, wracamy więc do bazy pełni wrażeń z pierwszego wędkowania. Jeszcze trzeba pofiletować złowione ryby i można odpocząć.


Biała noc

Na obiad jemy ryby - PYCHA! Godzina dziewiętnasta wypływamy ponownie, w inne miejsce fiordu. Słońce świeci pełnym blaskiem. Dorsze nie zawodzą. W pełni współpracują. Tym razem wszystkie ryby są wolno holowane, w sumie z niewielkiej głębokości ok. 40-stu metrów i zwracana jest im wolność. Wszystkie po chwili odzyskują pełną sprawność i znikają w głębinach fiordu. Około północy wracamy do domu. Trudno usnąć w pełnym słońcu i tyloma wrażeniami. Sprawę załatwia kilka drinków.


Czerniaki

Nazajutrz to samo. Zmieniamy miejsce połowów i metodę. Tym razem spinning. Łowimy czerniaki: takie po 7-8 kg. Wszystkie wracają do wody. Mamy pełno ryb. Nie zamrażamy do zabrania z powodu odległości do domu i czekającej nas około 70 godzinnej podróży powrotnej. Obawiamy się, czy zamrożone przetrwają podróż w lodówkach samochodowych. Sąsiedzi Szwedzi mrożą każdą złowioną rybę. Mają kilkusetlitrową zamrażarkę i busa. Do końca pobytu każdy z nas złowił kilkaset kilo ryb - głównie dorszy. Ryby łowimy wszystkimi znanymi nam metodami. Na pilkery, gumy, woblery. Niejednokrotnie na pilkera i przywieszki biorą po trzy cztery dorsze i jest problem, jak to wyholować. Kije wygięte do granic wytrzymałości, plecionka naprężona, hamulec gra. Patrzę, czy z kołowrotka nie leci dym. Po kilku siłowych holach rezygnujemy z przywieszek. Sprzęt może nie wytrzymać.


Nieznana ryba

W czasie pobytu w domu z tarasu, który wybiegł w fiord, łowimy na zestawy śledziowe niewielkie dorszyki i inne dziwne ryby, których nie potrafimy nazwać. Te niewielkie dorsze używamy w charakterze żywca. Jednak nieskutecznie - żaden duży halibut nie dał się skusić na nasze żywce. W międzyczasie Szwedzi łowią halibuta 42 kg. To powodzenie sąsiadów zwiększa nasze wysiłki. Niestety na próżno. Łowimy całe góry dorszy i czeniaków, ale żadnego okazu. Dopiero w przedostatni dzień orientujemy się, że Szwedzi nęcą ryby. Pytamy jakie? Okazuje się, że halibuty. Nie bardzo wierzę, znając zwyczaje ryb morskich, ale złowiony halibut, jakby to potwierdza. Być może.


Halibut

Tydzień minął zbyt szybko. Czas się pakować. W drodze powrotnej przekazujemy sobie wrażenia. Jesteśmy pewni jednego: to była nasza najlepsza dotychczasowa wyprawa na ryby. A było ich kilkadziesiąt jak do tej pory. Wszystkie jednak w Polsce. Jedno jest pewne, kiedyś wrócimy na to łowisko.

Po dwóch dniach odpoczynku jadę nad Dunajec. W ciągu czterech dni łowię na czereśnie trzy klenie. Wszystkie wracają do wody. Te trzy klenie i tak uważam za sukces.

Longin







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1598