Zasiadka karpiowa Oldika - cz. II
Data: 27-04-2007 o godz. 17:45:00
Temat: Karpiomania


Obóz rozbity w jedynym dostępnym miejscu, gdzie można podjechać pod sam brzeg samochodem. Czas na rozkładanie sprzetu i co najważniejsze: dotarcie do torby z zanętami.



Łowisko dobrze znam i wiem, gdzie będę łowił. Od razu do wody sypię pellet o zapachu rybnym (śmierdziuszek - tak nazywają go karpiarze ).
Teraz montowanie nowego tripoda. Jest pierwszy raz na łowisku i od razu mam dylemat. Są trzy nogi. Jedna w linii trioda, a dwie skierowane na boki. Czy ustawić pojedynczą nóżkę z przodu, czy z tyłu? Ustawiam dwie nóżki z przodu. Na tripodzie montuję swingery, sygnalizatory i wędki. Na pierwszej wędce dynda kulka proteinowa TB skopex total pop-up, dociążona śrucinką tak, aby od dna odstawała na 3 cm.
Druga wędka to pellet haczykowy (śmierdziuszek rybny), który wiążę zwykłą nitką (do przyszywania guzików w koszuli) do kolanka haczyka, z mała przerwą pół centymetra od haczyka.

Zestawy już w wodzie i mogę otwierać puszki z kukurydzą. Kukurydzą zanęcam okolice miejsca, gdzie spoczywa nad dnem kulka proteinowa. Na pierwszy rzut - dwie puszki wystarczą. Czas na fotelik i odpoczynek.

Wiem, że to nie koniec moich prac związanych z połowem. Trzeba pofocic wszystko i pozbierać śmieci w miejscu, gdzie chcę łowić. Mam jak zwykle ze sobą worki na śmieci, więc nie widzę problemów, chyba, że ... z ilością.
Obserwuję zatem cały tripod i powoli zbieram (wyławiam z wody) porzucone pety po napojach, butelki przeróżnej maści, opakowania po: zanętach (płoć, karaś, leszcz ...), worki nylonowe, słoiki, pudełka plastikowe po robaczkach i butelki po piwach. Nie jestem w stanie wymienić wszystkiego. Wieczorem byłem gotowy.

Najważniejsza czynność, to rozłożenie podbieraka. Nowy gigant trochę mnie przestrasza swoimi wymiarami, ale trzeba wierzyć producentowi, że spełni swoją rolę.

Nocki niestety były bardzo zimne i trzeba było się ewakuować do mojego domu Drzymały (patrz część pierwsza).

Nęciłem regularnie co trzy godziny - około kilograma pelletu (jak się później okazało, nie był to pellet TB, co zauważył Sigi w rozmowie telefonicznej) oraz jednej puszki kukurydzy. Od drugiego dnia zacząłem nęcenie kulkami proteinowymi Skopex TB - niestety nie był to total skopex. Podrzucałem około 10 kulek co trzy godziny i zmniejszałem też porcje zanęty pelletu do około 3 szklanek pojemności co 3 godziny. Zestawy jednak milczały jak zaklęte.

Na początek wzbudziłem zainteresowanie mieszkańców tego miejsca i coraz bliżej podpływały wszelkiej maści ptaki.

Począwszy od kaczek...

... przyglądające się mewy śmieszki…

… krzykliwe łyski, które nawet podchodziły zobaczyć mnie z bliska.

Te zaś z większym dystansem, ale większą szkodą dla mojej zasiadki.

Złapałem je w nocy na moim łowisku, jak nurkowały w miejscu wysypanego pelletu. Od tego momentu pellet sypię tylko do godziny 18.00.

O tym, że zasiadkę szykowałem od dawna, wiedzieli moi przyjaciele, którzy mnie odwiedzali.

Kolega Antek z synem (kto czytał moje berania, zna go dobrze),

… cała rodzina kolegi Adika, właściciela wozu Drzymały…

… oraz jeden nieznajomy, który witając się ze mną powiedział:
- Cześć Oldi, jestem Art-nemo, nowy pogawedkowicz z Knurowa.

Ten młody i sympatyczny pogawędkowicz, dobrze zna ten akwen i nawet widzieliśmy się w tamtym roku i o dziwo na tym samym miejscu. To jest jednak zupełnie inny temat.

Tuż za trzcinką na spadzie jest około 3 m głęboko. Właśnie podchodzi pod burtę płoć i nasz kolega Art-nemo na pinkę wydłubuje je jak na zawodach. Zimny wiatr nie ogrzany przez słońce, nie rokuje nadejścia dużych karpi. Jest jednak zawsze nadzieja, że może się to wszystko nagle obrócić. Tylko w zacisznym miejscu, gdzie nie ma wiatru, słoneczko grzeje. Widać to zimno, po ubiorach dzieciaków Adika.

Paulinka i Andrzej byli codziennie odwiedzać dziadka Rysia. Chociaż to nie są moje wnuki, to ja jestem ich dziadkiem. :-) I niech tak pozostanie. Andrzejami obrodziło, bo nawet mój sąsiad, który był świadkiem zeszłorocznych połowów karpi na tym łowisku, też odwiedzał mnie regularnie.

Jak słusznie zauważyli nasi userzy z Hameryki, nie jest to Floryda i nikt tutaj nie będzie kąpał się na golasa wśród koralowych raf. Hałda z roku na rok jest coraz bliżej naszego brzegu, a to głównie z powodu tych właśnie zestawów kolejowych, które wysypują kamień bez przerwy.

Widoczny na horyzoncie skład pociągu będzie wywalał następną porcję kamienia. Jak masz pieniądze - jedziesz do Wieliczki, a jak ich nie masz - palcem do solniczki.

Wnuczek mojego braciszka Gutka, też mnie odwiedził.

Kto wie, może jeszcze zdąży ze mną na wyjazdy wędkarskie. Tymczasem zaliczył już jedno spotkanie pogawędkowiczów w Oczkowie nad zbiornikiem Tresna, a teraz pół godziny zasiadki na karpie.

Kuba już musi jechać do domu. Opowie dziadkowi, gdzie był z mamusią, teraz tylko odda mi kapelusz.

O zmierzchu do wody wpadają spławiczki i badają, czy aby zanęta Oldika nie jest wyjadana przez inne ryby. Adi i Adndrzej co wieczór penetrują hakiem dno.
Zdejmuję z tripoda wędkę z pelletem hakowym i badam odległościówką Dragona, co na dnie pływa. Na haczyk oczywiście ziarno kukurydzy.

Dział z rybami zostawmy jednak na koniec, tymczasem jeszcze o pogodzie. Na niebie każdy dzień inny wystrój. Raz czyściutkie niebo.

To znów Cumulus z Cumulonimbusem (widoczne na focie wyżej)…

… lub inne, bardzo wysoko pomieszane Cirrocumulusy z Cirusami (fota druga).

Wieczorem, kiedy już nie widać spławików, znowu na tripodzie spoczywają dwie wędki karpiowe.

Gdy już będzie zupełnie ciemno i nie pomoże czapka zimowa, trzeba złożyć sprzęt do wozu Drzymały i wskoczyć do śpiwora.
Ktoś tam w komentarzu napisał (w części pierwszej), że brakuje tylko baru. Mam tylko nadzieję, ze to aluzja do gorącej potrawy, a nie piwa. Tej jednak nam też nie zabrakło.

Gorące kiełbaski z grilla, smakowały jak najlepsza potrawa w ekskluzywnej restauracji NY, o czym może się przekonać nawet Piwoniusz, jak tylko zechce się do nas zawitać.

Rano odwiedzał nas kolega Stefan, który przywiózł w termosie swojskie krupnioki, pieczone na patelni - już nie pamiętam, kiedy takie cudo jadłem.

Karpiówki jednak nadal milczą. Mimo wysokiego Crusa, pogoda może się zmienić raptownie a to za sprawą ciągle zmieniającego się kierunku wiatru.

Tuż za tą trzcinką, głębokość rośnie do 3 m i tak się utrzymuje prawie do środka zakola, gdzie dno zaczyna dźwigać się nieznacznie, aż do głębokości 1 m na brzegu przeciwnym.
Ktoś może napisać - tam trzeba było się ustawić. Niestety - tam nie ma warunków do zasiadki.

Pogoda była na tyle zmienna, że doczekałem się też opadów deszczu. Te białe kreseczki, to krople deszczu, rozjaśnione lampą błyskową. No i wiatr odwrócił się na mnie.

Czekałem na falę. Miałem jednak nadzieję, że lustro wody będzie odpowiednio nagrzane i fala poprowadzi ten ciepły nurt do pysków karpi. Te zaś zwęszą pellet, kukurydzę i ruszą do zatoki na wystawny obiadek.

Tymczasem w moim kierunku ruszyła Ola. Ma podobne zainteresowania do wędkarskiego. Jej świat to ornitologia.
Prócz tak sympatycznych odwiedzin, wieczorkiem podczas kontrolnych połowów na spławik, złowiłem karasia 32 cm na jedno ziarenko kukurydzy.

Tym razem, nie przyjechałem na karasie i jak słusznie zauważył Bombel, jestem no-killowcem i po zmierzeniu, rybka wróciła do wody.

Zasiadkę zakończyłem we wtorek wieczorem. Był to drugi dzień, gdzie powietrze mogło się nagrzewać. Mimo, że karpie nie zdążyły wejść do zatoczki, żerowały tam inne ryby jak płoć, karaś i leszcz. Wszystkie były regularnie łowione przez odwiedzających mnie kolegów.

W środę rano, kiedy byłem w domu, otrzymałem telefon od kolegi Antka. Siedział na moim łowisku z wędką spławikową i poinformował mnie, że właśnie na kukurydzę otrzymał lekcję wędkarstwa, udzieloną przez ogromnego karpia. Poszarpany sprzęt zakończył połów i Antek też będzie musiał pomyśleć o jego wzmocnieniu.
No to trzeba będzie powtórzyć zasiadkę. Wiem, że tym razem ramię w ramię z pogawędkowym kolegą Art-nemo, który już wstępnie się ze mną umawiał.

Zasiadkę tę opisałem, ponieważ chciałem Wam przybliżyć nietypowe łowisko, gdzie wypuszczanie ryb nie ma nic wspólnego z zasadami no-kill. Czy relacja z mojej kolejnej zasiadki będzie opisana na naszym Portalu, to zależy już tylko od Was. Tymczasem wiosna na karku. Weekend pierwszo-majowy już tuż tuż. Zabierajcie aparaty i nie bójcie się błyskać po oczach wędkarzom i rybkom.

Nie byłbym Old_rysiem, gdyby na końcu nie zafundować nagrody. Skromna, ale nagroda niespodzianka dla tego, kto zgadnie, dlaczego na moich wędkach jest położona ta deska. Fotografia poniżej. Odpowiedzi w komentarzach.

Wasz

Old_rysiu







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1572