W roli głównej - szczupak
Data: 02-04-2007 o godz. 22:20:00
Temat: Spinningowe łowy


Szczerze mówiąc, bardzo możliwe, że porwie mnie kiedyś górska sceneria pstrągowych rzek i w jednej chwili zakocham się w kropkach, zdobiących ciało "potoka"...
Możliwe również, że wcześniej poczuję słynne kopnięcie bolenia, który olśni mnie swoim srebrem przekonując, ze resztę życia warto spędzić na wiślanej ostrodze...



A może uda mi się przechytrzyć klenia-olbrzyma (z 2,5-kilówką miałem już do czynienia), bądź jazia-mutanta i odtąd każdą ofertę pracy będę rozpatrywał pod kątem lokalizacji blisko jakiegoś "ciurka" z tymi rybami...

Niewykluczone też, że odstawię spinning, ot tak po prostu, i zacznę polować na złote liny, buszujące między łodygami grążela albo zatęsknię za leszczowym wykładaniem spławika i to właśnie leszczowi, a przy okazji płoci i wzdrędze z bajecznie czerwonymi płetwami, poświecę resztę swych dni...
Każdy z tych scenariuszy jest jak najbardziej prawdopodobny, wszak moje gusta, poglądy nie stoją w miejscu, rzekłbym ewoluują zgodnie z konstytucyjną zasadą zrównoważonego rozwoju. A jednak mam jakieś takie nieodparte wrażenie, ze Wisła jeszcze nie raz i nie dziesięć wymieni swą wodę w cyklach hydrologicznych, zanim szczupak, sandacz i okoń przestaną wzbudzać we mnie sympatię i pożądanie. Póki co, nic nie wskazuje na to, bym zrezygnował z połowu tych drapieżników, mało tego z roku na rok ich łowienie kręci mnie coraz bardziej, a to m. in. dlatego, że moje dotychczasowe wyniki pozostawiają wiele do życzenia, poza tym moja wiedza ciągle wydaje mi się szczątkowa, a momentami jakby iluzoryczna. Niestety nie mogę pozwolić sobie na codzienne bywanie nad wodą, w związku z tym zdobywanie kolejnych doświadczeń, wyciąganie stosownych wniosków wydłuża się w czasie. Mimo to mam cichą nadzieję, że kiedyś nadejdzie ten dzień, kiedy z pełną świadomością będę mógł stwierdzić - "szczupak, sandacz i okoń nie mają dla mnie żadnych tajemnic, potrafię łowić je z zamkniętymi oczami".
Ktoś spyta - człowieku o czym ty mówisz??? Przecież te ryby potrafi łowić każdy żółtodziób. No niby tak, ale jedni potrafią robić to lepiej, inni gorzej, jedni niezależnie od pory roku łowią je regularnie, inni raczej z przypadku. Np. weźmy takiego okonia - chyba każdy spinningista od niego zaczynał. Wystarczy idealnie trafić w miejsce i czas żerowania pasiastych, aby później przerzucać je dziesiątkami. Jeśli w ciągu, dajmy na to, 3 godzin wyciągnie się 100-tkę 20-25 cm okoni, a ów wyczyn powtórzy się kilkakrotnie, łatwo jest popaść w samozachwyt i zrozumiałe, że w takim przypadku trudno o jakąkolwiek samokrytykę. Łowca okoni nie zawsze ma jednak z górki, ale o tym wiedzą tylko Ci, którzy poświęcili tej rybie trochę więcej czasu niż jedne wakacje. Sytuacja nagle się zmienia, gdy okoń przestaje zagryzać gumki w sposób, do jakiego nas przyzwyczaił, słowem niechętnie żeruje, a wbrew pozorom nawet takiemu żarłokowi zdarzają się “chwile słabości”, albo gdy za cel postawimy sobie np. złowienie 40-50 centymetrowego toniowca, gdzieś w mazurskim jeziorze. W takich przypadkach łatwość złowienia garbuska już nie jest tak oczywista. Ale nie mi o tym pisać, nie jestem specem i coś mi mówi, ze przede mną jeszcze niejeden stopień wtajemniczenia.

Zanim przejdę do właściwego tematu pozwolę sobie jeszcze na jedną dygresję. Otóż każda ryba ma w sobie cechę, bądź kilka cech, które nie zawsze znajdziemy u innych gatunków, a które to cechy decydują o szczególnym zainteresowaniu danym gatunkiem w oczach wędkarza. Niektórzy mówią wręcz o szacunku do ryby, szkoda tylko, ze wśród nich są i tacy, którzy ów szacunek okazują wybiórczo. Nóż mi się w kieszeni otwiera, gdy na moje zapytanie odnośnie szczupaków "Wielki" Łowca Sandaczy odpowiada z lekką pogardą: "Panie, szczupak to …….".
Kilka razy widziałem, jak to się później przekłada na postępowanie takiego Pana ze złowionym szczupakiem i - co tu gadać - ręce mi opadają.

***

No właśnie SZCZUPAK... To o nim miał być ten tekst.

Już w dzieciństwie zdjęcia, rysunki, ilustracje esoxa przykuwały moją szczególną uwagę. Długo nie odrywałem wzroku od strzałowatego, oliwkowego ciała, usianego jasnymi cętkami. Oczywiście wiedziałem dlaczego płetwy, grzbietowa i odbytowa, przesunięte są na maksa do tylu, ale dopiero widok atakującego szczupaka utwierdził mnie w przekonaniu, że przyspieszenie, z jakim startuje do swojej potencjalnej ofiary nie bierze się z nikąd. A że czasami zdarza mu się nie trafić... Wiadomo, co nagle to po diable, innymi słowy jak się szczupak spieszy, to się płotka cieszy. A tak poważnie: sandacz może i jest lepszym myśliwym, ale to nie on zbiera się w ułamku sekundy.


Małe jest piękne.

Tata często raczył mnie opowieściami z szczupakiem w roli głównej, wspominał ryby o dziwnym bordowym odcieniu. Mówił o 120-130 cm drewnianej kłodzie, która nagle ożyła, o kilkunastu wcale nie małych szczupakach, wygrzewających się razem tuż pod powierzchnią (kto wie, może z racji dużej ilości pokarmu, zapomniały o kanibalizmie?) To było, zdaję się na początku lat 70-tych, gdy nad brzegami Jez. Żywieckiego nie było jeszcze tylu ośrodków.
Pamiętam też swojego pierwszego wymiarowego zębacza, nie pamiętam tylko, czy wziął na Algę 2-jkę czy na okoniową wirówkę... Ponadto za każdym razem, od ponad 10 lat, będąc w kole przy okazji płacenia składki, wieszam spojrzenie na spreparowanym łbie ponad 120 cm bestii. Zresztą co ja Wam będę tłumaczył, szczupak wszędzie gdzie występuje, w każdym kraju ma swoje fan-cluby.

Charakterystyczną cechą szczupaka, a jednocześnie jego największym przekleństwem jest wyjątkowa żarłoczność. Niepohamowany niczym instynkt drapieżcy ujawnia się już w rybkach 3-4 centymetrowych. Od tego momentu niezachwiana pewność ataku na wszystko, co rusza się w wodzie będzie towarzyszyć szczupakowi przez całe życie, a człowiek będzie wykorzystywał ten fakt częstokroć bez najmniejszych skrupułów. Szczupak jest uważany za rybę nie nastręczającą większych trudności w złowieniu, tym samym może paść łupem kompletnego spinningowego "świeżaka". Osobiście uważam to za wystarczający powód do tego, by chociaż od czasu do czasu, nie mówię, że zawsze, zapomnieć o walorach smakowych, zważywszy, że nie przymiera się głodem i po prostu oszczędzić szczupaka, ostrożnie go wypuszczając, tj. z zachowaniem zasad, które pozwolą mu przeżyć. Niewykluczone, ze za rok czy dwa złowimy go powtórnie, ale już znacznie większego, a gwarantuję, że wtedy satysfakcja będzie ogromna. Pamiętajmy, że szczupak ze wszystkich ryb słodkowodnych żyjących w Polsce osiąga najszybsze przyrosty.

***

Moim głównym, podstawowym łowiskiem szczupaków są dwie zaporówki, położone w Beskidach: Jez. Żywieckie i Międzybrodzkie (razem z trzecim, położonym niżej Zbioronikiem Czanieckim tworzą kaskadę Soły). Łowię z brzegu, wyposażony jedynie w intuicje (czyt. wędkarskiego nosa) i czekając na szczęśliwy traf.

Kamieniste, tudzież gliniaste, muliste dno zalewu, w przeważającej części bardzo ubogie w roślinność, bądź w ogóle jej pozbawione sprawia, że szczupak z górskiej zaporówki nigdy nie przyczai się na okonia między łodygami rogatka sztywnego czy wywłócznika, o trzcinowiskach nie wspominając. Mówiąc krótko, o warunkach bytowych jakie panują w naturalnych jeziorach może co najwyżej pomarzyć. Niemniej wszystko wskazuje na to, że tutejszy szczupak nie ma problemów ze znalezieniem dla siebie kryjówek i zdobyciem pokarmu, gdyż żyjące tu osobniki osiągają nieraz imponujące rozmiary.

Brzeg to z reguły długa na kilkaset metrów kamienista opaska. Trafienie szczupaka w takim miejscu, przy obecnej jego liczebności nie jest łatwe, a wg niektórych obławianie takich miejscówek w ogóle mija się z celem, no chyba że ktoś ma kręgosłup ze stali, masę wolnego czasu i jeszcze więcej cierpliwości.
A jednak szczupak pomieszkuje w miejscach z podwodnymi głazami, zawsze jest szansa, że w czasie umacniania brzegu, któryś z kamieni sturla się głębiej, albo po prostu opaska przejdzie w podwodną rafę. Łowiąc na rafie, obok sandaczy i okoni, nieraz wyciągałem niezbyt imponujące, ale jednak szczupaki. Poza tym widzę gdzie zarzucają swe wędki żywczarze, a że przy opaskach zazwyczaj jest głębiej, okupują je głównie jesienią. Ponadto z mojego skromnego doświadczenia wynika (a także doświadczenia innych znajomych wędkarzy), że wszelkie nierówności dna, ostre spadki, doły, rynny, rowy, stare koryto rzeki, także należą do szczupakowych rewirów, które warto obłowić w miarę dokładnie, nie zniechęcając się kilkoma pustymi rzutami.

Przede wszystkim jednak szczupaka łowię w zatokach. Wpadające do jeziora rzeki, potoki często mają swe ujście w zatokach. Transportowane przez wodę osady rzeczne sedymentują, przez co zatoki z czasem stają się coraz płytsze. Do tego ujścia rzek z reguły są porośnięte wikliną (wierzbą), która szybko zdobywa (zarasta) nowe obszary. Przy niższym stanie wody zatoka odsłania swe użyźnione dno, z którego wyrastają następnie młode gałązki, a zalane przez wodę tworzą podwodne łąki. Niestety w związku z ciągłym wahaniem zwierciadła wody nie jestem pewien, czy tarło szczupaka w takich rejonach, tj. gęsto porośniętych wikliną czy innymi trawami, dochodzi do skutku, a widoczne na płytkiej wodzie 10-12 cm szczupaki równie dobrze mogą pochodzić z zarybienia, bo właśnie takimi zarybia się na wiosnę.
W zatokach często spotkamy jakieś zwalone drzewo, podwodne krzaki, pniaki, pozatapiane gałęzie i właśnie dlatego namierzenie szczupaka jest tutaj dużo prostsze.
Często łowię szczupaki w pobliżu pomostów, a tak w ogóle zdarzało mi się je łowić również w miejscach kompletnie nieszczupakowych, gdzie książkowa teoria miała się nijak do rzeczywistości.

***

Spinning...

Jak łatwo wywnioskować z mojego tekstu, wybitnie upodobałem sobie kuszenie szczupaków przynętą sztuczną, zresztą nie tylko szczupaków. Kwestia co założymy na końcu stalowego przyponu ma drugorzędne znaczenie i nerwowe zmienianie przynęt raczej nie przyniesie poprawy wyniku, dlatego dyskusja na temat wyższości woblera nad gumą, blachą, wirówka, wydaje mi się mało sensowna. Szczupaka można złowić na wszystko, a wybór przynęty zdeterminowany jest głównie warunkami łowiska (głębokość, przejrzystość wody, nurt, brak nurtu, charakter dna itp.). Przy czym zaznaczam, to tylko moje spostrzeżenia i można się z nimi nie zgodzić. Być może już w tym sezonie zweryfikuję ten pogląd.
Oczywiście szczupaków szukam przy dnie, a na płytszych, lecz w miarę czystych łowiskach (0-2 m) przynętę prowadzę w pół wody, bądź tuż pod powierzchnią. Jeśli chodzi o tempo prowadzenia to różnie - raz jednostajnie, raz chaotycznie, szybciej, wolniej, czasem podszarpnę, zatrzymam, generalnie staram się zwijać dość wolno i jeśli jest to możliwe mieć kontakt z dnem. Bardzo często łowię szczupaki z opadu. Tak czy siak, na dzień dzisiejszy nie wypracowałem sobie czy też nie odnalazłem w łowieniu szczupaków jakiejś szczególnej filozofii, co bynajmniej nie oznacza, ze chcę sobie znaleźć wśród ryb ambitniejszego, tj. bardziej wymagającego rywala. Za każdym razem nasycam oczy widokiem tego kapitalnego drapieżcy i myślę, że bez szczupaka moje wędkarstwo nie byłoby takie pasjonujące...
Ale smutne jest co innego...

***

W ponad 400-stronicowej książce "Ryby słodkowodne Polski" wydanej przez PWN w 1986 roku, pod redakcją prof. dr hab. Marii Brylińskiej możemy przeczytać:
"W zbiornikach Polski nieliczne osobniki dorastają od 50 do 60 cm długości ciała i 2000-3000 gram masy. Osiągnięcie przez szczupaka większych rozmiarów jest ograniczone przez połowy gospodarcze w zbiornikach naturalnych."

Szczerze mówiąc parsknąłem śmiechem, gdy po raz pierwszy czytałem to zdanie, choćby ze względu na słowo “nieliczne” oraz na podaną masę ciała (moje 60-tki nigdy nie ważyły więcej niż ok.1,6 kg). Poza tym rozumiem, że mowa jest o działalności rybackiej, ale mniejsza z tym. Szybko uzmysłowiłem sobie, że jeśli to zdanie odpowiednio sparafrazować, to po 21 latach nie straci ono za wiele na swej aktualności. W pierwszej chwili wydaje się, ze takie stwierdzenie w odniesieniu do wód PZW nie miałoby racji bytu, przecież sytuacja w wielu akwenach jest nieporównanie lepsza i nie ma problemu ze złowieniem ponad 60-taka. Ale czy aby na pewno długość większości łowionych przez Was szczupaków jakoś gigantycznie odbiega od wspomnianej powyżej? Czy galeria PW zasypana jest kilkukilogramowymi rybami z gatunku esox lucius? Ilu z Was co roku bije swoją życiówkę? A może powinienem zapytać inaczej: ilu z Was ma problem z przekroczeniem wymiaru ochronnego (umówmy się na pół metra)? Tak tylko pytam…

Osobiście przyznaję, że moje zeszłoroczne wymiarki z w/w zbiorników, to ryby w przedziale 50-60 cm, jedna spięta 75-tka i 99-tka. Innymi słowy złapanie +60-taka jest powodem do balowania przez 3 dni i 3 noce, tyle że jakoś nie mogę sobie przypomnieć za dużo takich imprezek.

… Ryczące 40-stki, pod-50-tki i zabłąkane wymiarki. Niech żyje Polska, niech żyje!!! /Nie dorobiłem się jeszcze własnej cyfrowki, w związku z czym 2/3 ryb nie udało mi się sfotografować/.

I nie wydaje mi się, żebym stosował za małe przynęty. 20-centymetrowej gumy i tak nie założę, bo nie jestem nastawiony na tropienie "dwucyfrowych" okazów, a jeśli już uda mi się jakimś cudem dostąpić łaski i wyjąć quasi-metrówkę (co jak dotąd na przestrzeni 10 lat przytrafiło mi się 2 razy), to i tak na 8,5 cm twistera. Taki kaliber zakładam właśnie z myślą o 2-3 kg szczupakach.

Oczywiście cały czas mam tu na myśli łowiących z brzegu, wiadomo, że z echosondą na łódce sprawa wygląda bardziej optymistycznie, ale też nie różowo.
Tak czy siak, to od nas zależy wielkość łowionych szczupaków, to czy mały zębaty będzie miał szansę dorosnąć i w międzyczasie kilka razy przystąpić do tarła, nie kończąc w zalewie octowej po zaledwie 3 latach życia...
Czy naprawdę każdorazowo musimy zadowolić się ledwo wymiarkiem?
Z drugiej strony wszyscy podkreślają, że najcenniejsze dla populacji są ryby duże i to je w pierwszej kolejności by należało wypuszczać. To fakt, nie mniej w praktyce niektórym ciężko jest się powstrzymać. W końcu to jest trofeum, na które czekamy nieraz latami albo i całe życie. Ale są tacy, którzy w trofeum widzą coś więcej, którzy potrafią nie zabić i za to im chwała!!!

A to jeden z niedobitków, który jakimś cudem uciekł spod noża.

28 września 2006 r. – ten dzień pamiętam w najdrobniejszych szczegółach. Odbierając u fotografa odbitkę zdjęcia, pani-fotograf zagadnęła mnie:
co to za ryba - "Łosoś?" Uśmiechnąłem się tylko, bo myślałem, że szczupaka i karpia nawet laik rozpozna.
Następnego pytania już się nie spodziewałem. "Wypuścił go Pan?" - w tym momencie poczułem lekkie zakłopotanie.
Owszem, nie jestem święty! Nie umiałem wypuścić tego zwierzaka. Dodam tylko, że mięso miał kiepskie, za to brzuch pełen ikry. Ale spytajcie też moją Mamę, ile razy się chwytała się za głowę, gdy po powrocie z ryb radośnie jej oznajmiałem: "Złapałem szczupaka!", dodając po chwili: "Tak, wypuściłem".

Mało jest ludzi, którzy potrafią zrezygnować z rybiego białka, dla których coraz mniejsza liczebność szczupaka, nie jest czymś obojętnym, wręcz przeciwnie, przygnębiającym faktem skłaniającym do tego, by coraz rzadziej zapychać żołądek szczupaczym mięsem. Z całym szacunkiem dla płoci, szczupak to nie jest płotka, dosłownie i w przenośni. Ale nie mam zamiaru drążyć tematu, jako że ciągle jest on kontrowersyjny, powodując u wielu odruch wymiotny. Nie ma się co wychylać, najlepiej przyjąć postawę tumiwisizmu, mieć wszystko w 4 literach i sączyć piwko pod drzewem w przekonaniu, że przyroda zawsze wyjdzie spod presji człowieka zwycięsko. Nie ma co dramatyzować, zarybienia i RAPR w końcu muszą przynieść poprawę. Przecież przynoszą od wielu lat. Tylko ciekawe gdzie, buhahahaha....

***

Szczupak polując na rybki nie ma wyboru, musi je zjadać by przeżyć...
Człowiek ma wybór... Sęk w tym, żebyśmy prócz Nokii użyli czasem innych szarych komórek....

Tomek79







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1564