Sjon czyli jezioro - cz. II
Data: 07-01-2007 o godz. 17:50:00 Temat: Spinningowe łowy
Minęła połowa wyjazdu. Początek drugiego tygodnia okazał się być jedną wielką porażką. Najpierw upał i flauta, co zresztą skłoniło nas do wyprawy na północ w poszukiwaniu nowych łowisk na następne wyprawy. Potem znowu potworna ulewa i efektowny szkwał, który przemoczył nas na wskroś, mimo wszelkich goretexów. Kolejny dzień słoneczny, ale już chodniej, zaś ostatnie dwa dni łowienia upłynęły pod znakiem jesiennej aury. Co to oznacza dla łowców drapieżników - nie muszę chyba pisać.
"Teoria wyłowienia" została obalona dokumentnie, bo pod powierzchnią wody zaczęło się wielkie żarcie. Dopadliśmy ryby dokładnie tam, gdzie się ich wcześniej spodziewaliśmy. Na pracowicie obławianych, badanych i oznaczanych miejscach. Na "Skałkach", w "Rowie" (jakkolwiek to brzmi), na "Grzebieniu".
Znowu zagryzły - fot. Jjjan
Jest! - fot. Jjjan
Okonie nadal dopisywały - fot. Jjjan
Jak tu się nie zachwycać... - fot. Jjjan
Kilka trafiło na patelnię, ale te do 30 cm i powyżej 40 cm mogły być spokojne... - fot. Jjjan
Miłość raczej jednostronna... - fot. Jjjan
Prym wiódł Jjjasio, który punktował swojego szypra bezlitośnie. Szczytem jjjasiowych dokonań było wyjęcie z jednego miejsca szczupaków 87 i 100 cm w ciągu 5 minut. Nie zdążyłem nawet dobrze rzucić woblerem... Zgarniał mi też sprzed nosa 90-tki, pochowane w pracowicie namierzonych, małych skupiskach skałek.
Jjjasio wkurza szypra... - fot. Esox
Jjjasio jeszcze bardziej wkurza szypra... - fot. Esox
I jeszcze raz... - fot. Esox
Ten dał popalić! - fot. Esox
Nie bardzo chciał, żeby mu zrobić fotkę... - fot. Esox
W końcu się udało... - fot. Esox
W napływaniu na dobre miejsca pomagał GPS - rys. Esox, podkład Google Maps
Twardziel... - fot. Jjjan
...i przygoda twardziela - fot. Jjjan
Esiu, coś mam... - fot. Esox
Cętkowane szczęście - fot. Esox
Ledwo Jjjasio wypuścił jednego szczupala, już musiałem mu podbierać drugiego... - fot. Jjjan
Łowca w kapturze i metr bieżący szczupaka - fot. Esox
Łowcą wyprawy został jednak Legolas. Dość szczęśliwie udało się to nawet udokumentować. Płynęliśmy sobie z Jjjasiem ostatniego dnia, kiedy nagle Legolas zaczął z daleka wymachiwać podbierakiem. Przez chwilę zastanawialiśmy się, co on próbuje złapać w siatkę wykonując zagarniające ruchy, aż wpadliśmy na odkrywczą myśl, że po prostu nas w ten sposób woła. Otworzyłem przepustnicę do oporu. Po chwili byliśmy już obok łodzi Legolasa, który akurat podbierał swój okaz. Zrobiliśmy szybką sesję zdjęciową pięknej, grubej samicy. Po wypuszczeniu odpłynęła od łodzi Legolasa i majestatycznie przedefilowała pod naszą jednostką. Ze zdwojonym zapałem i satysfakcją z wyniku kolegi powróciliśmy do ostatnich prób pojmania okazów.
Niezły grubas! - fot. Esox
I szczupak też niezły... - fot. Esox
Jakiś ty śliczny! - fot. Esox
Wracaj do swojej jamy! - fot. Esox
Wędkarz spełniony - fot. Esox
Ze zdwojonym zapałem i satysfakcją z wyniku kolegi powróciliśmy do ostatnich prób pojmania okazów... - fot. Esox
Dzień nieubłaganie zbliżał się ku końcowi. A wraz z nim nasze dwa tygodnie totalnego odpoczynku od wszelkich problemów codziennego dnia. Od radia, od telewizji (z małym wyjątkiem na mecz), od obowiązków. Dwutygodniowy wyjazd okazał się być świetnym pomysłem. Nie pozostawia niedosytu. Daje poczucie swobodnego dysponowania czasem i braku presji na łowienie za wszelką cenę. Do dzisiaj bowiem wspominamy jako kapitalną anegdotę uwagę Gumofilca, który podczas jednej z poprzednich wypraw, kiedy to towarzystwo wygodnie się rozsiadło i rozgadało po zjedzeniu obiadu, a za oknem lało i wiało, powiedział:
- No, panowie! Nie przyjechaliśmy tu dla przyjemności!
Było, minęło... - fot. Jjjan
Pozostały wspomnienia... - fot. Esox
...i pamiątki - fot. Esox
Żal było wracać, ale to co piękne, nie może trwać zbyt długo, bo straci swój urok. Było, minęło, zostały fotografie, wspomnienia i doświadczenia. Nie sposób jest nie podziękować w tym miejscu całej ekipie za liczne dowody wędkarskiej przyjaźni. Za doskonałe zgranie i wzorowy podział obowiązków. Za miłe i kulturalne towarzystwo. Różny jest odbiór szwedzkich wypraw wędkarskich. Dla jednych to marzenie, dla innych wypaczenie wędkarstwa. Niech każdy sądzi po swojemu - ja wiem jedno: w Skandynawii kocham się od dziecka. Dotychczasowe wyjazdy utrwaliły to uczucie. Myśl o piątym już z kolei wyjeździe dodaje mi skrzydeł. I już czekam. I już się cieszę. Choćbym znowu miał ujrzeć metrowe ryby tylko jako szyper...
sprawozdawał Esox
|