Dzieci - LIST OTWARTY
Data: 05-01-2007 o godz. 20:20:00
Temat: Nasza publicystyka


Od wielu lat drastycznie maleje liczba członków PZW głównie z powodu braku napływu najmłodszego pokolenia. Władze naczelne zamiast zachęcać do wędkowania i ułatwiać wstępowanie do Związku, egzekwują od nowo wstępujących bzdurne wymogi, spełnienie których jest niezbędnym warunkiem uprawniającym do wędkowania.



Najnowszym chyba wynalazkiem władz Związku jest wymóg posiadania wiedzy ekologicznej. Jaka to wiedza i gdzie ją zdobywać? Czyżby chodziło o ochronę pająków? Bo na pewno nie dotyczy to ryb. Wody oddawane w rybackie użytkowanie komu popadnie bez żadnej wiedzy ekologicznej i ichtiologicznej są spustoszone i zdewastowane - mają jak najwięcej wyłowić i zarobić. Czy o taką ekologię chodzi? Kolejny wymóg to obowiązek zdania egzaminu na kartę wędkarską. Zdecydowana większość nowo wstępujących do Związku to dzieci i młodzież. Sama myśl o kolejnym wkuwaniu i egzaminach skutecznie zniechęca je do wędkowania; mają dosyć nauki i egzaminów szkolnych. Całą wiedzę konieczną do wędkowania (gatunki chronione, wymiary i okresy ochronne, itp.) wystarczy wydrukować na kartoniku i wydawać razem z kartą lub przy wykupywaniu znaczków (tak jest w Holandii) za każdym razem, kiedy profesorowie z IRŚ wymyślą nowe średnice kotwic, być może haczyki bez haczyków, czy inne bzdury.

Zasady funkcjonowania wędkarstwa coraz bardziej ograniczające swobodę wędkowania, są ustalane na podstawie zaleceń IRŚ, który nie jest zainteresowany propagowaniem wędkarstwa. Są Instytutem Rybackim, a nie wędkarskim, mają to przecież w nazwie - im mniej wędkarzy, tym większa swoboda rybaków na wodzie. A mając taki Zarząd Główny, który o nic nie walczy i na wszystko się zgadza doskonale im się to udaje.

Na przestrzeni kilkunastu lat liczba członków w PZW zmalała o prawie 1/3 (ponad 250 tys). Jeżeli edukacja ekologiczna oraz egzaminy na kartę wędkarską są niezbędne do wędkowania, to kandydaci do Władz Naczelnych Związku powinni przechodzić testy na iloraz inteligencji.(Spokojnie, bez paniki - to nie jest lustracja). Powierzamy im zarządzanie Związkiem oraz ogromne pieniądze, mamy więc prawo wiedzieć komu. Bzdury, jakie bezkrytycznie aprobują, a następnie egzekwują od członków oraz od nowo wstępujących, nie najlepiej świadczą o sposobie rozumowania dotychczasowych Zarządów.

Mając na uwadze nie najlepszą kondycję wielu rodzinnych budżetów oraz Domów Dziecka dużym ułatwieniem do uprawiania wędkarstwa przez dzieci i młodzież byłoby zwolnienie ich z opłat za przynależność do Związku i wędkowanie do 18-go roku życia (wykupywanie znaczków za symboliczną złotówkę) na wszystkich wodach będących społeczną własnością. To nasze wody i mamy prawo dyktować warunki ich użytkowania. Pomimo tego, że działalność rybacka w PZW była przez lata deficytowa nadal funkcjonuje, ponieważ jest dofinansowywana z naszych składek (wbrew naszej woli), natomiast nasza młodzież za wędkowanie musi płacić. Jest to najtrudniejszy okres w życiu każdego człowieka - już nie dziecko, a jeszcze nie dorosły. Lepiej, by mieszankę nudy i burzy hormonów wieku dorastania rozładowała w sportowej rywalizacji, na przykład z wędką nad wodą. Propagowanie wszelkiego rodzaju zainteresowań powinno się rozpoczynać już wśród najmłodszego pokolenia. Przysłowiowa „skorupka nasiąknięta za młodu” to nie młodzież, tylko właśnie dzieci. Złe nawyki z dzieciństwa trudno zmienić kiedy mają po 16 - 18 lat. PZW mógłby spełniać ogromną wychowawczą rolę. Jednak wspieranie sportu oraz praca z dziećmi i młodzieżą istnieje tylko w statucie Związku. Władze Naczelne odpychają problem, apelując do organizacji harcerskich i szkół o propagowanie wędkarstwa, natomiast sami pracę z najmłodszymi traktują jako pozyskiwanie kolejnych dawców składek na zarybienia, ochronę wód oraz badania „naukowe”. Nie ma zarybień (bo i po co?), nie ma ochrony wód, nie ma badań naukowych. Natomiast mamy na swoim utrzymaniu tabuny bezproduktywnych administracyjnych stołków oraz deficytowe nikomu niepotrzebne gospodarstwa rybackie.

Również wielu działaczy Związku w Regionach wykazuje aktywność tylko do niezbędnego minimum, upatrując w PZW jedynie podwyżek, diet, czy refundacji swojej „społecznej” działalności - i nadal tak będzie dopóki ci „pasjonaci wędkarstwa” za swoją „pasję” będą wynagradzani. Ilość imprez dla dzieci i młodzieży ogranicza się tylko do Dnia Dziecka (i to nie we wszystkich Kołach i okręgach) oraz przy okazji organizacji mistrzostw Kół dla dorosłych, a na zachętę funduje się im dyplomy, medale, spławiki za 3 zł lub pudełko na przynęty za 5 zł, tłumacząc to brakiem funduszy. Bezrybne wody oraz symboliczne nagrody nie zachęcą do wędkowania. Tymczasem dorośli w ciągu roku potrafią znaleźć dziesiątki okazji i powodów do zorganizowania dla siebie imprez wędkarskich, fundując na zachętę do uczestnictwa nagrody o wartości nawet kilku tysięcy złotych. Władze Związku starają się pozyskiwać fundusze rządowe na organizację sportu wyczynowego, natomiast nie robią nic, aby zdobyć fundusze na pracę z najmłodszymi, na przykład z Ministerstwa Edukacji, z budżetów miast, itp. Nie od dziś wiadomo, że sport to edukacja i odciąga od złych nawyków, a wędkarstwo jest ze wszech miar sportem wyjątkowym, o najwyższej wartości społecznej, ponieważ uwrażliwia i integruje z naturą. Dlatego też ilość imprez wędkarskich organizowanych tylko dla dzieci i młodzieży powinna być o wiele większa, z praktycznymi nagrodami, odpowiednio nagłośnione w mediach oraz wizytowane przez przedstawicieli choćby najwyższych lokalnych Władz (a może nawet pod ich patronatem). Ważne, by każde dziecko biorące udział w zawodach otrzymało praktyczny upominek. Wędka, kołowrotek, czy komplet kolorowych spławików zrobi swoje: nie wytrzymają, by nie pochwalić się nimi przed rówieśnikami w bloku czy w szkole, wzbudzając ich zazdrość - lepszej reklamy nikt jeszcze nie wymyślił. Liczne imprezy dla dzieci i młodzieży z praktycznymi nagrodami to nic innego jak (najskuteczniejsze) propagowanie wędkarstwa nad wodą (a nie w szkołach…?), z jednoczesnym zaopatrywaniem najmłodszych w sprzęt do wędkowania. Jak do tej pory z naszych składek zaopatrywano jedynie rybaków w rybackie sieci.

Władze Związku wydają miliony naszych złotych na utrzymanie biurokracji oraz gospodarstw rybackich, tymczasem na organizację sportu oraz pracę z najmłodszymi nie ma pieniędzy. Koła i Okręgi chcąc w miarę efektywnie funkcjonować musiały (i nadal muszą) szukać sponsorów. Najliczniejsze stowarzyszenie sportowe w kraju, a ZG „nie posiada” i nie potrafi zdobyć funduszy na organizację sportu. Pomimo tego, że PZW jest organizacją sportową na ten cel przeznacza się zaledwie 7 mln zł, czyli niespełna 7% ze 110 mln przychodu , natomiast tylko na same - szkodliwe, nieskuteczne i papierkowe zarybianie (czytaj: utrzymywanie gospodarstw rybackich) - wydaje się (wyrzuca w błoto) 25 mln zł. Również kontrole dzieci i młodzieży traktowane z całą surowością przez Straże Rybackie, nie zachęcają do wędkowania Powinna to być przyjazna edukacja nad wodą (najskuteczniejsza), a nie z gonitwy po krzakach, straszenie ojcem i mandatem. Zamiast cieszyć się, że w ogóle chcą wędkować, tworzy się paragrafy jak karać nieletnich. Na czym polega szkodliwość społeczna czynu nastolatka łowiącego bez zezwolenia, czy kilka niewymiarowych ryb; kiedy w tym samym czasie rybacy zgodnie z „prawem” „racjonalnie” tłuką prądem i sieciami wszystko co się rusza.

Wypuszczanie ryb niewymiarowych w normalnie funkcjonującym (nie spustoszonym) ekosystemie, nie ma nic wspólnego z ich ochroną. Wymiary ochronne oraz inne ograniczenia powinny obowiązywać, ale tylko jako zasady sportu wędkarskiego ustalone przez sam Związek, z radykalnymi ustępstwami dla nieletnich. Natomiast jaka może być szkodliwość społeczna czynu nastolatków, włóczących się bez celu po mieście lub okupujących klatki schodowe? Wielu z nich za brak zainteresowania nimi z naszej strony płaci przez całe życie. Wielu trafia do zakładów poprawczych za jednorazowy wybryk popełniony nie z gruntu złego charakteru, tylko z nudów i chęci popisania się przed rówieśnikami. Tam już starsi koledzy nauczą ich reszty. Podobno najlepiej uczyć się na własnych błędach, tyle że przy całkowitym braku doświadczenia młodzieży, z błędu popełnionego pod wpływem narkotyku czy alkoholu może już nie wyjść na prostą. Za ten stan rzeczy my, powinniśmy uderzyć się w piersi. Jeżeli teraz nie znajdą się pieniądze na pracę z dziećmi i młodzieżą, w późniejszym terminie będą musiały się znaleźć o wiele większe na interwencje policji, resocjalizację i naprawę szkód, a problem przestępczości wśród nieletnich i tak pozostanie. Wszystko dlatego, że walczy się ze skutkami, a nie robi się nic z przyczynami ich powstawania. Od nas, dorosłych, zależy, czy będą miały co robić, czy będą się nudzić.

Uważam, że żadna forma pomocy dzieciom i młodzieży w wejście w dorosłe życie nie jest ani przesadą ani nadmiarem gorliwości. Jeżeli ktoś uważa, że tragizuję, polecam mu rozmowę z policyjnym psychologiem do spraw przestępczości wśród nieletnich - ta „opowieść” nie będzie wesoła.

Andrzej Domurad
"Jemioła"

P.S. Chciałbym doczekać się ustawy „Całkowicie zakazującej organizowania w Dniu Dziecka wszelkiego rodzaju imprez dla dorosłych: zawodów, meczy, zabaw, konferencji, czy posiedzeń”; mają na to 364 inne dni. Ten dzień powinien być maksymalnie poświęcony dzieciom. Utworzenie i funkcjonowanie takiej ustawy nic nie kosztuje.







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1519