Krótki kurs produkcji woblerów - cz. III
Data: 30-12-2006 o godz. 15:30:00
Temat: Zrób to sam


Korpusy gotowe. Co dalej?
Są dwie drogi. Pierwsza to wklejanie sterów, druga oklejanie i malowanie woblerów.



Zaletą pierwszej jest to, że gdy po wklejeniu steru któryś wobler okaże się bublem nie do naprawienia (a takich na początku trafia się trochę, albo i więcej niż trochę) nie tracimy czasu i sił na oklejanie i malowanie. Co zrobić, jeśli wobler źle pracuje? Można wtedy spróbować wymienić ster, kombinować z podginaniem itd. Jeśli o mnie chodzi, najczęściej taki egzemplarz wyrzucam. Wady pierwszej metody to trudniejsze oklejanie woblera ze sterem i konieczność zabezpieczenia steru przed pobrudzeniem go podczas dalszej pracy. W tym celu oklejam ster taśmą samoprzylepną, którą usuwam po pomalowaniu woblera.
Stery do „surowego” korpusu wklejam w przypadku woblerów prototypowych, przy których nie wiem, jak będą się zachowywały w wodzie. Przy sprawdzonych wzorach zabieram się za oklejanie i malowanie korpusu. Ster wklejam na końcu. I tę metodę opiszę poniżej.

Na początek łuska...

Można pomalować wobler farbą podkładową (np. białą czy srebrną), można też korpus woblera okleić. Efekt jest chyba lepszy przy oklejaniu i tą metodę opiszę.

Do oklejania woblerów używam głównie „pozłotek” z papierosów, kolory srebrny i złoty. Świetne efekty dają też tkaniny i wstążki brokatowe. Wybieram folie głęboko tłoczone, lekko matowe, bo moim zdaniem takie najlepiej wyglądają. Nie podam marek papierochów, z jakich folie uważam za najlepsze, żeby nie robić reklamy. Poza tym nie wiem, z jakich ona pochodzi, bo zbierają je dla mnie znajomi palacze. Jeszcze jedno, najlepsze (bardziej podzielne) są te szersze folie, z paczek po 25 sztuk.

Do oklejania potrzebujemy: kleju Butapren lub Szewskiego poliuretanu (ten obowiązkowy przy oklejaniu tkaninami brokatowymi - lakier poliuretanowy rozpuszcza Butapren i szmata odkleja się od korpusu), nóż do tapet, małe nożyczki i miękką szmatkę albo kawałek irchy (fot. 23). Przyda się znów ta podkładka tekturowa z korytkami.


Fot. 23. Tego potrzeba do oklejania woblerów.

Na początek przygotowuję kawałki folii, dostosowane wielkością do konkretnych woblerów. Składam folię w pół, papierem do środka i zakładam to na wobler od strony grzbietu. Staram się, żeby folia była o około 0,5-1 cm dłuższa od obwodu woblera w najgrubszym miejscu i o tyle samo dłuższa od woblera (fot. 23). Nie ma jednak tragedii, jeśli folia będzie na styk lub minimalnie węższa, gdyż ewentualne braki można zamalować. Po przygotowaniu folii możemy oklejać. Woblery dzielę na porcje po 5-8 sztuk. Taką ilość jestem w stanie okleić jednym „ciągiem”. Przy oklejaniu klejem szewskim poliuretanowym porcje wobler są mniejsze, ze względu na szybsze schnięcie kleju.

O co chodzi? Już tłumaczę. Smaruję klejem pary czyli folię i korpus. I tak po kolei 5-8 zestawów (fot. 24.a). W tym czasie klej podeschnie i dobrze „chwyta” podczas oklejania. Gdybym posmarował więcej, klej by się zsechł. Wobler kładę na folii tak, aby oczko brzuszne odtykało zgięcia folii i dociskam folię do boków woblera w kierunku ogona, później głowy. Następnie oklejam grzbiet i brzuch (fot. 24.b). I tak po kolei całą porcję. Oklejone woblery odkładam na bok i zabieram się do smarowania i oklejania kolejnej porcji. I tak do oklejenia wszystkich.


Fot. 24. Oklejanie korpusów.

Gdy woblery są już oklejone można przystąpić do obcinania zbędnych fragmentów folii. Używam do tego małych nożyczek chirurgicznych (sklepy zaopatrzenia dentystycznego - cena: 8 zł), mogą być też każde małe ostre nożyczki. Tam, gdzie nie uda się obciąć nożyczkami (okolice oczek) folię wycinam nożykiem do tapet (fot. 25.a). Później obcięte, odstające brzegi dociskam do woblera zaokrągloną krawędzią nożyczek (fot. 25.b).


Fot. 25. Oklejanie korpusów - c.d.

Teraz pozostaje wygładzić ewentualne nierówności miękką skórką. Oprócz wygładzenia wycieram też brud, naniesiony na folię (np. pot), co pozwala na lepsze „łapanie” lakieru do korpusu woblera (fot. 25.c).


Fot. 26. Gotowe do lakierowania.

Można by rozpocząć malowanie kolorami, ale ja wolę nałożyć 3 warstwy domaluxu. Tutaj potrzebne będą kolejne haczyki, tym razem dwustronne(fot. 26). Swoje zrobiłem ze spinaczy biurowych, wystarczy rozgiąć i skrócić zagięte końcówki.

Woblery maluję przez zanurzenie w lakierze i wieszam w pudle. Nakładam trzy warstwy w godzinnych odstępach. Przed nałożeniem kolejnej, poprzednia warstwa nie powinna się kleić. Nałożony lakier schnie około doby, w zależności od warunków suszenia. Nałożenie kolejnych warstw przed całkowitym wyschnięciem (doba lub więcej w zależności od warunków, w jakich suszymy) może zakończyć się powstaniem na powierzchni woblera nieciekawych pęcherzyków.

Tutaj jeszcze dwie praktyczne rady. Lakier używany bezpośrednio do malowania przelewam do mniejszego pojemnika, konkretnie jest to słoiczek po oliwkach. Jest on wysoki na około 15 cm i ma 4 cm średnicy. Resztę lakieru przechowuję w oryginalnym opakowaniu i z niego uzupełniam ubytki lakieru w słoiczku. Te ceregiele robię po to, aby zapobiec szybkiemu gęstnieniu większej ilości lakieru. W puszcze dłużej zachowuje pierwotną gęstość. Druga sprawa to suszenie woblerów.

Suszyć należy w pomieszczeniu z dobrą wentylacją (!!!), najlepiej takim, do którego nikt z domowników nie musi wchodzić, nie mówiąc już o dłuższym przebywaniu w dzień i w nocy. Na początku mojego „dłubactwa” suszyłem woblery w pokoju, w którym spędzałem sporą część dnia i noc. Teraz po kilku latach wdychania oparów lakieru dorobiłem się alergii na niego i nie ma mowy, żebym mógł malować woblery czy wejść do pomieszczenia zasmrodzonego lakierem bez sprzętu jak na fotce (fot 27). Może kogoś to rozśmieszy, ale mnie już nie. Nawet krótkie wdychanie oparów lakieru powoduje u mnie duszności. Lepiej tego uniknąć.


Fot. 27. Ku przestrodze!!!

... teraz kolory.

Gdy lakier wyschnie możemy zabrać się do malowania. To chyba jeden z najprzyjemniejszych etapów pracy. Powoli nasze dzieła zaczynają nabierać finalnej postaci. Na jakie kolory pomalować woblery pozostawiam już Wam. Kiedyś bawiłem się i wymyślałem różne wzory i kolory, a później nad wodą nie umiałem się zdecydować, co założyć na agrafkę. Obecnie maluje swoje woblery w kilka wybranych wzorów.

Do malowania używam farb modelarskich, pasków gąbki (o wymiarach około 3x1x1 cm) (fot. 28) i starej gazety jako podkładki. Przyda się też wyobraźnia.


Fot. 28. Tylko tyle potrzeba, żeby jakoś to wyglądało.

Malowanie dzielę na dwie części. Pierwsza to malowanie wstępne, czyli malowanie kolorów, które spełnią rolę podkładu np. czerwony przy „tęczaku” (fot. 29.b), zielony przy okoniu czy żółty przy „zielonym tygrysie” (GT). W drugiej części maluję różne plamy, paski, kropki czy też przyciemniam grzbiety. Oczywiście można nałożyć wszystkie kolory za jednym zamachem, ale ja wolę się pobawić, no i efekt jest chyba ładniejszy przy malowaniu na raty. No to do roboty.

Na początek wylewam odrobinę farby na gazetę, w niej będę maczał gąbkę podczas malowania. Wystarczy plama farby wielkości 50-groszówki. Pasek gąbki zaginam w połowie (lub, jeśli jest cieńszy na trzy razy) i wypukłość zagięcia zamaczam w farbie. Nadmiar farby odciskam na gazecie tak, aby ślad farby na gazecie był ledwo widoczny. Lepiej nałożyć dwie warstwy cienkie niż jedną grubą. Później nanoszę farbę na korpus woblera (fot. 29.a, b).


Fot. 29. Malowanie.

Niezbyt grubą warstwą tak, aby spod lakieru przebijała faktura folii. W zasadzie malowanie gąbką łatwiej wykonać niż opisać, a przy odrobinie wprawy i staranności można uzyskać efekt zbliżony do aerografu. Może nie dosłownie, ale kolorki fajnie się przenikają - łagodnie, bez jakichś krawędzi. Jakie kolory w jakiej kolejności nakładać, zależy od własnego widzimisię.


Fot. 30. Pierwsza warstwa gotowa.

Po nałożeniu pierwszej porcji kolorów woblery suszę, co najmniej 6 godzin. Po wyschnięciu farbek, na woblery nakładam kolejne warstwy Domaluxu. Zbytni pośpiech może spowodować, że pieczołowicie nałożone kolory spłyną lub rozmarzą się po nałożeniu kolejnej warstwy poliuretanu. Podobnie jest ze zbyt grubą warstwą koloru, po pomalowaniu najczęściej zetnie się i zamiast gładkiego woblera, będziemy mieli coś, co wygląda jak skóra ropuchy, no chyba, że o to nam chodzi.

Po wyschnięciu Domaluxu zabieram się za nanoszenie kolejnej porcji kolorów (fot. 31) Znowu gąbki w ruch. Na tym etapie wykonuję też różne kropki, ciapki i paski. Niektóre kolory rozmywają się po polakierowaniu domaluksem, tworzą się zacieki i przebarwienia. Na przykład kolor czerwony. Z tego powodu, aby wykonać wobler z malowaniem red-head (czerwony łeb albo flagowiec) należy go suszyć „głową” do dołu. Od niedawna maluję swoim woblerom łuki skrzelowe, płetwy, kropki, czy napisy cienkim markerem. Tą czynność wykonuję na koniec, czyli po wykończeniu woblera prawie na gotowo. Wcześniej nie ma sensu, gdyż lakier poliuretanowy rozpuści markera i zamiast równej kreski otrzymamy rozmazaną plamę.

Ostateczną warstwę koloru nałożyliśmy, teraz suszymy. Znów około 6 godzin, a jeszcze lepiej całą noc.


Fot. 31. Druga warstwa gotowa.

Po wysuszeniu kolorów nanoszę kolejne trzy warstwy poliuretanu. Po jego wyschnięciu, około doby, przygotowuję i wklejam stery.

Ale o tym już w kolejnej części. Ta już w przyszłym roku!

c. d. n.

Prusak







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1512