Piętnastego grudnia, już po raz czwarty odbyła się w Warszawie wędkarska Wigilia. Mimo natłoku przedświątecznych zajęć, nawału pracy zawodowej, po raz kolejny spotkaliśmy się, by przy wigilijnym stole, życzyć sobie sukcesów, podsumować sezon i pomarzyć o rekordach, które pobijemy w przyszłym roku.
Zanim usiedliśmy do stołów był czas, by porozmawiać. O czym? O rybach, sprzęcie, wyprawach. Można było usłyszeć o planowanych karpiowych zasiadkach i dalekich wyprawach na halibuty, o finlandzkich lipieniach i norweskich pstrągach, a także o planach na już coraz bliższe trociowe rozpoczęcie sezonu.
W tym czasie „narybek” oswoiwszy się z taką ilością „wujków i cioć” pomagał w przygotowaniu stołu.
Był też oczywiście czas, by pooglądać przynęty. Zastanawiałem się, czy bardziej podoba mi się troć w miniaturce, czy też głowacz w szacie godowej.
Doholować do burty 100 kg halibuta można, tylko co dalej? - zdaje się zastanawiać Jacek.
W końcu zapachy zwabiły nas do stołu. Rozpoczęliśmy od wspaniałej kapusty z grzybami na słodko, były też oczywiście ryby: w zalewie, sałatce, wędzone, był tradycyjny czerwony barszcz, racuchy, schabik w galarecie, sałatka czosnkowa i czosnkowa bagietka, kluski z makiem i ciasto na deser. Była też specjalnie na tę okazję przygotowana przez Sachę pigwówka oraz prezenty dla naszych Pań, podarowane przez naszych gospodarzy.
W takim towarzystwie nie czuć jak czas ucieka. Kilka godzin przemknęło, jak z przysłowiowego „bicza strzelił”.
Niestety wszystko co dobre, kiedyś musi się skończyć. Życząc sobie wesołych i szczęśliwych świąt Bożego Narodzenia, opuszczaliśmy gościnny lokal.
W tym miejscu nie sposób nie podziękować naszym gospodarzom. Po raz kolejny mogliśmy się czuć w Jerku, jak „u siebie”. To, że Warszawska Wigilia Wędkarska przebiegła w takiej wspaniałej atmosferze, to w dużej części Wasza zasługa.
Dziękujemy.
Torque