ŚPSPW - po raz drugi w Jastrzębiu
Data: 26-11-2006 o godz. 14:20:00
Temat: Pogawędkowe imprezy


Ostatni piątek miesiąca - 24 listopada 2006 roku, godzina 17.00.
Jest już ciemno i na parking restauracji ''Mariwo'', przy ulicy Pszczyńskiej 138 w Jastrzębiu Zdroju, podjeżdżają pierwsze samochody. Zaczyna się spotkanie piwne userów PW z południa Polski.



Ogromna restauracja, bardzo przestronna i długim barem od razu wprawia w pozytywny nastrój.

Organizatorzy z Jastrzębia już na wszystkich czekają. Szykuje się bardzo ciekawe spotkanie i postanawiam czym prędzej rozłożyć statyw z moim aparatem. W celach rejestracji wszystkiego dla potomnych, ten sprzęt dzisiaj będzie tym nr.1. Miałem dobre przeczucie. Było co fotografować tym bardziej, że spora grupa przyjechała ze swoimi partnerkami. Dziewczyny najwyraźniej polubiły nasze towarzystwo, bo niejedna z nich, była na imprezach PW nie pierwszy raz. Panie mają pierwszeństwo, więc kilka fotek na początek okrasi to sprawozdanie.

W lokalu przygotowano nam wspaniałe stoły biesiadne: pierwszy konsumpcyjny - tutaj się nie pali papierosów, drugi dla palących. Pierwszy elegancko nakryty jak na weselne przyjęcie. Takich nie zobaczysz na spotkaniu piwnym ni w Warszawie, ni w Poznaniu. Drugi skromny, równie stylowy, bardziej kameralny, bo ilość palaczy nie jest w naszej grupie zbyt liczna. W lokalu nie brakowało innych stolików, które skrzętnie wykorzystał Sigi, przywożąc oczekiwane przez spinningistów, poszukiwane na naszym rynku przeróżne akcesoria.

Zaczyna się przekopywanie wszelkich toreb i torebek. Sigi tymczasem podchodzi do baru i zamawia.

Dziewczyny porównują ekstra przyponiki z kolczykami na drapieżnika. Patrzę teraz na krążek przyponowy i faktycznie - może być podobny do kolczyka w kształcie ogromnego kółka. Zaczynają się rozmowy na różne tematy. Czy będzie lód w tym sezonie, czy lepszy jest rodpod od tripoda? Nie zapominamy też wypić łyk piwa, za spokój zmarłych po tragicznym wypadku na kopalni Halemba.

Wreszcie podają na stół główne danie - golonkę. Po zapachu już wiadomo, że to strzał w dziesiątkę.

Golonka jest piękna z wyglądu, odpowiednio przystrojona, a na ogromnym talerzu nie zabrakło kapusty z grzybami i specjalnie przygotowanej, gotowanej marchewki, która to tworzyła nakrycie golonki. Z cieniutkich witek cebulowych wykonano przedziwne dekoracje. Wszystko od razu zachęcało do spróbowania. Nie jestem w stanie dobrze tego opisać, ale co więksi degustatorzy, potrafią zobaczyć, a nawet powąchać ze zdjęcia zapach i smak tego dania, czego wszystkim Wam życzę.

Teraz dopiero widać, że stół biesiadny jest pełen gości.

Do tak pięknego stolika, koniecznie muszę otworzyć swoje podgrzybki w zalewie. Pani kelnerka podała je w odpowiednich miseczkach i się zaczęło dokładanie. Teraz prócz restauracyjnych dodatków, takich jak chrzan i musztarda, jeden z pogawędkowiczów na stół wykłada ogóreczki konserwowe w formie plasterków (były pyszne), prawdziwki i zielone gąski w zalewie. Gdy wydawało się, że to już jest wszystko, ów pogawędkowicz wyjmuje czerwoną słodką paprykę konserwową. Wszystko własnej produkcji. Gdy wszyscy zgodnie uznali, że produkty są wyborne, ze strachu nie pozwolił ujawniać swojego nicka. Zapytany dlaczego, odpowiedział, że może wtedy już nie mieć czasu na łowienie ryb i ciągle będzie musiał stać w kuchni, przygotowując różnego typu przetwory.

Golonka była pyszna i nawet Ci, którym wydawało się, że porcja przekracza wielkością ich możliwości, zjedli ją ze smakiem.

Z pewnością niejeden z czytających to sprawozdanie pomyśli, że dziewczyny musiały się tam nudzić. Nic bardziej błędnego. Usiadły ramię w ramię i opowiadały, jak to ich dzieci są zabierane przez wielką falę wędkarstwa. Kiedy słyszałem o znanym nam już z biesiadnych imprez Tomku, jak dzielnie sprawia szczupaki, okonie i sandacze, to już wiedziałem, że chłopak zarażony jest już śmiertelnie. Co o wędkarzach opowiadają nasze żony i narzeczone, nadaje się na wielkie, wręcz książkowe opracowanie. To dziwne, że nie ma jeszcze w naszych księgarniach takich pozycji. Bynajmniej o takich nie słyszałem.

Wspaniale jest posiedzieć i porozmawiać o wędkarstwie z innymi fanatykami. Wiele ciekawych rzeczy można się dowiedzieć. Dużo szybciej uzyskać informacje bezpośrednio od ludzi, zajmujących się jakąś dziedziną wędkarską. Teraz już wiem, czym różni się swinger za 20 zł od takiego za 140 zł. Wiem, dlaczego rodpod jest gorszy od tripoda.

Wieczór jednak nie trwa wiecznie. Czas na ostatnie zdjęcie i do zobaczenia na kolejnym spotkaniu.

Odjeżdżamy do domów bardzo późno. Zaliczyliśmy kolejne udane spotkanie, które już przeszło do historii imprez Pogawędek Wędkarskich.

Czy takie imprezy są potrzebne? Czy warto w nich uczestniczyć? Odpowiedzcie sobie na te pytania sami.

Dla Pogawędek Wędkarskich, ze Śląska

Ryszard (Old_rysiu) Szreter







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1470