Morskie opowieści
Data: 13-11-2006 o godz. 14:30:00
Temat: Bajania i gawędy


Wśród pól i lasów, żył pewien człowiek. Człowiek ów niczym się nie wyróżniał, choć mieszkał z dala od ludzi. Wiódł spokojne życie, nie wadząc nikomu. Od czasu do czasu wybierał się na ryby - to na rzekę, to na jezioro, zaś innym razem nad morze.



Bogatym on nigdy nie był, więc zawsze pracował na wiosnę i lato w pocie czoła, by zdobyć utrzymanie na miesiące chłodu. Miał własną stajnię, a w niej dwa konie. Klacz o maści karej oraz ogiera o maści srokatej. Sprzedawał tu i ówdzie to złowione ryby, to owoce swojej pracy.

Człowiek ten miał już 40 lat. Nie miał wyrzutów sumienia, że żyje sam. W zimie często ktoś go odwiedzał, więc w te miesiące także miał zapełnione.
Jego owalną twarz zdobiła krótka bródka, coś na wzór starych jankesów z Ameryki. Jego ciało było sprężyste i jakby wyrobione, ręce zahartowane od pracy jaką wykonywał. O samym brzasku wyruszył konno na ryby, wypocząć od trudów przeżytego tygodnia.

Nie mógł długo się zdecydować, gdzie pojedzie. Wybrał 15 kilometrową wycieczkę nad morze. Nie spieszył się, dawał koniom odetchnąć po pracy jaką niedawno wykonały. Na te towarzystwo inne tereny różniące się od tych przy domu, jak i bardziej morskie powietrze podziałały pobudzająco, dodając wigoru.
Gdy dojechał, zawiązał pęta przy nogach koni, zdjął wędki z grzbietu ogiera. Przeszedł parę metrów i rozłożył się ze swoim stanowiskiem. Najpierw został rozłożony stary, wytrwały w bojach kij, na haczyk założył prosto z obornika wyciągniętego robaka.
Zarzucił zestaw. Popatrzył na gładką jak lustro toń wody. Tego dnia słońce przyświecało za chmur, nie było nawet najmniejszych podmuchów wiatru, zupełna cisza, nie licząc człowieka z wędkami i rżenia koni.
Wyciągnął własnoręcznie wystruganą z drzewa dębowego fajkę, zapalił jak to zazwyczaj i kopcił jak chciał. Ze swoich maneli wyciągnął jeszcze kapelusz pilśniowy z dość szerokimi kresami, podobny do kowbojskich.
Złowił sporo ryb, powiedział sobie, że wykona tylko dwa rzuty i wraca do domu, bo to co złapał dla niego w zupełności wystarczy. Każda ryba lśniła się w wiaderku, każda jak osobne trofeum.

W pierwszym z ostatnich rzutów wyciągnął masę zielska i sporo muszelek. Pozbierał je, część włożył do kieszeni, a resztę wyrzucił.
W drugim rzucie długo ściągając na nic nie natrafiał, dopiero kilkanaście metrów od brzegu trafił coś, co na pewno było żywe. Ciągnął, nie wiedząc z czym walczy, co ma na haku. Wzdychał i ciągnął, szło mu to z oporem i wysiłkiem, lecz był przyzwyczajony do ciężkiej pracy - nie poddawał się. Godziny mijały, każda minuta zdawała się być wiecznością, wszystko coraz bardziej trwało i trwało. Zrobił serię szybkich pociągnięć, błysk w wodzie, olśniewalający blask raził aż w oczy. Jeszcze parę razy i ujrzał… Jego brwi się wygięły, oczy powiększyły i wpatrywał zdumiony na to, co złowił. Powoli, acz ostrożnie przybliżał się do cudownej „zdobyczy”.

Tą zdobyczą była, jak nic innego syrena. Takiej nigdy w życiu na oczy nie widział. Słyszał o nich wiele opowiadań, lecz nigdy nie wierzył. Syrena była wymęczona, miała postać pół kobiety-pół ryby. Ciemne włosy zlewały się aż na talii. Kolor ogona był szmaragdowo-niebieski. Zobaczył jak wiele „ta cudowna istota” musiała się przez niego nacierpieć. Ciało poszarpane od żyłki i haczyka. Długo myślał co może z nią zrobić, jak pomóc owej istocie. Wpadł na pomysł, że zabierze ją do domu, tam wyleczy dostępnymi lekami. Jak pomyślał, tak zrobił. Dojechał do domu, ułożył syrenę na swoim łożu. Poszedł nakarmić szybko konie. Wracając wziął leki, zioła i bandaże, lecz nie wiedział, jak się zabrać do leczenia.
Powoli zaczął rozcinać żyłkę, delikatnie odplątywał, miejsca uszkodzone przemywał czystą wodą. Przemywał rany wodą utlenioną, wyjął haczyk. Zaczynał brać się za bandażowanie, gdy postać zaczęła się zmieniać. Zamiast ogona, zabłyszczało pojawiły się nogi, zamiast łusek była skóra.
Człowiek zdumiał się do reszty. Owa istota zaczęła się budzić, spojrzała na człowieka i swoim piskliwym dźwiękiem, jakiego nikt nigdy nie słyszał. Dźwiękiem mrożącym szpik w kościach.

W domu potłukły się na jego dźwięk szyby i szkło. Człowiek uspokajał istotę, dając do zrozumienia, że nie ma złych zamiarów. Syrena, acz teraz kobieta przestała dąć swoje akompaniamenty.
Pozwoliła się opatrzyć. Człowiek zszedł na dół, lecz nie wiedział, co ma jej podać do jedzenia, więc nalał rosół w jeden z talerzy, w drugi włożył świeżo złowione ryby. Położył oba talerze na tacy, zaniósł na górę.

Istota podziękowała za opatrzenie ran, tym bardziej zrobiło to wrażenie na tym człowieku. Syrena potrafiła mówić. Zaczął wypytywać o życie w morzu, o sprawy, których nigdy nie znał ani nie słyszał. W jego sercu się kotłowało, były to zaczątki uczucia. Syrena także już uspokojona odczuwała swoje wyraźne uczucia.
Po kilku dniach leczenia syrena pragnęła wrócić do domu, lecz żal było jej opuszczać swojego lekarza. Człowiekowi też było przykro z tego powodu.
Po chwili syrena wypowiedziała, że jest możliwość bycia razem, lecz on lub ona musi zdecydować, gdzie będą mieszkać: w morzu, czy na lądzie. Syrena powiedziała, że musi wrócić do morza. Człowiek długo myślał co zrobić ze swoim majątkiem, końmi i domostwem. Wpadł na genialny plan: pojechał do urzędu sołtysa, zapytał się o biedną rodzinę. Sołtys był zdumiony, iż człowiek, który nigdy do nikogo nie miał większych uczuć, chce wszystko oddać potrzebującym.

Załatwił sprawy i szybko wyniósł się z syreną u boku z domostwa. Ostatni raz pożegnał konie, domostwo i wyruszył w nieznane. Doszli do morza, syrena powiedziała, by na nią poczekał - czekał cały dzień, całą noc. Wróciła, niosąc naręcze dziwnego morskiego ziela, kazała mu zjeść. Poczuł zawirowania w głowie, stracił przytomność. Po długiej chwili odzyskał ją, spojrzał na swoje ciało. Tam, gdzie były nogi, teraz miał ogon. Na rękach powoli doczołgał się do wody i pocałował po raz pierwszy syrenę. Zanurzyli się w morskie głębie.

Nikt nigdy nie dowiedział się, co stało się z poczciwym człowiekiem, nigdy go nie odnaleziono, lecz on pływa gdzieś z swoją ukochaną. Co robią i jak żyją, tego nie wiem. Ale może ktoś się kiedyś dowie. Na pewno są ze sobą szczęśliwi.

Bodzio







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1465