''Moje ulubione łowisko'' - NA JAWIE, CZY WE ŚNIE?
Data: 15-10-2006 o godz. 00:00:00
Temat: Tu łowię


Mój artykuł nie będzie zachwalaniem mojego ulubionego łowiska, będzie miał za zadanie być ku przestrodze wiecznym optymistom, którym się wydaje, że matka natura jest wieczna, i sama się potrafi wyleczyć ze wszystkich ran zadanych jej przez człowieka, a przecież nazywającego się jej synem.



Ulubionym moim łowiskiem z przed lat był port Kanału Żerańskiego, port, który służył Elektrociepłowni Żerań do zrzucania ciepłej wody chłodzącej olbrzymie węglowe kotły. Tutaj poznałem pierwszych wędkarzy, fachowców od spławika w przenośni i dosłownie. Potrafili oni sami robić swoje spławiki z pianki, które były jedyne w swoim rodzaju, nie było ich w żadnych sklepach, a tajniki ich konstrukcji były znane tylko wtajemniczonym. Były to lata siedemdziesiąte, lata, kiedy na moim ulubionym łowisku dominował sandacz, łowili go wszyscy grunciarze i spinningiści. Ja nastoletni chłopak, chodzący w tym czasie do piątej klasy szkoły podstawowej, byłem zafascynowany tym światem, każdą wolną chwilę spędzałem nad wodą, zamiast biegać po podwórku z rówieśnikami uganiałem się z moim leszczynowym kijkiem za stadami leszczy, krąpi i płoci nierzadko łowionych na sklepowego pączka lub chleb czy bułkę. Wtedy oczami nastoletniego chłopca widziałem te olbrzymie 80 cm sandacze i sumy niekiedy dochodzące do 40 kg stojące pod burtami stromych brzegów,lub spławiające się na środku kanału. Jako nastolatek nie mogłem jeszcze wtedy spiningować, ale dopingowałem innym, którzy łowili po kilkanaście sandaczy dziennie. Dopingowałem, ponieważ miałem ich za guru wędkarstwa. Inaczej wytłumaczyć mi młodocianemu to, że łowią tak dużo takich ryb, o których ja mogłem tylko pomarzyć? Mnie pozostało cieszyć się złowionymi, krapikami i płotkami i doczekać cierpliwie czasów, kiedy i ja będę łowił takie duże ryby. Mijały lata ,a ja coraz głębiej brnąłem w tajniki spławikomanii , oprócz płoteczek i leszczyków na swoim koncie zacząłem zaznaczać karpie , karasie i liny . Zacząłem zapuszczać się na inne łowiska , poznawać nowych ludzi , inne techniki połowu . Zamiast spławikówki pojawił się spinning . Byłem już dorosły , założyłem własna rodzinę , urodził się syn , syn który jak ja połknął bakcyla wędkarstwa aż po same skrzela. Syna któremu w zimowe wieczory opowiadałem o moim Kanale Żerańskim , wodzie moich marzeń , wodzie z której wszyscy czerpali garściami nie zastanawiając się nad tym na jak długo wystarczy . Potrafił słuchać mych opowieści godzinami . Obiecuję że na wiosnę go zabiorę i pokażę moje wędkarskie eldorado. Mijały miesiące , nastał maj , zgodnie z obietnicą daną synowi pojechaliśmy na nasze wspólne wiosenne szczupaki.

Nad wodę przybyliśmy o godzinie 7.00 . Ku mojemu zdziwieniu nad woda było cicho i bezludnie. Woda miała ciemny , smolisty kolor , który w niczym nie przypominał błękitu nieba jaki miała dawno temu. Szybko rozwinęliśmy sprzęt i zabraliśmy się do wędkowania . Mijały godziny , a my bez brania , bez nawet jednego małego pstryknięcia. Kolejna miejscówka i nic . Załamany decyduję o zakończeniu łowienia. Syn zwija wędkę, jakiś markotny Wracając napotykamy jakiegoś człowieka, pytamy, co się stało z tą wodą, dlaczego wyglądem przypomina smołę, a sterty butelek i puszek gęsto zalegają nad jej brzegami.

- Brali panie, wszystko brali i małe i duże, ja panie tez brałem, małe leszczyki i małe, sandaczyki, raki łowili, podrywkami dużymi ciągali, wszystko przetrzebione, nie ma nic, pies z kulawa nogą tu już nie zagląda, nawet na odpoczynek jak pan widzi nikt tu nie przyjeżdża.

Zrozumiałem wtedy jak bardzo się myliłem, jak długo oszukiwałem sam siebie i syna, jak słaba i krucha była moja wiedza o wędkarstwie, jak wiele nie widziałem lub nie chciałem widzieć. Tak teraz już wiem, teraz widzę, tylko, co z tego jak jest już za późno, sumy, sandacze nie przypłyną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, nie ma już ptaków nad tą wodą nie ma już nic.....
Przepraszam Cię wodo, że byłem ślepy, głuchy, że nic nie robiłem, kiedy cierpiałaś, nie ratowałem, kiedy konałaś, Odeszłaś samotnie po cichu, przepraszam cię wodo....

Sandal



Tekst konkursowy. Opublikowany bez korekty, w formie nadesłanej przez Autora. Redakcja.



Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1431