Okiem Oldika - zlot w Oczkowie 2006 (1)
Data: 09-10-2006 o godz. 23:05:00
Temat: Pogawędkowe imprezy


Nie ukrywam, że czekałem na ten kolejny zlot. Martwiłem się, że zły los może odebrać mi parę dni z życia, które pamięta się długo. Jaka była ulga, kiedy na tydzień przed zlotem, lekarz pozwolił mi poszaleć z piwkiem.



- Panie Szreter , proszę tylko o umiar.

Nie chciałem się pytać, ile to jest ten umiar. Nie było tak źle - żyję i mam się całkiem dobrze. Pakuję sprzęt dopiero w środę, dzień przed wyjazdem. Najpierw - co jest zrozumiałe - ubrania, kosmetyki, sprzęt na grzyby. To akurat rozumie moja żona. Kiedy jednak zaczynam wyjmować sprzęt wędkarski, dziwnie na mnie spogląda i pyta:

- Po co Ci te kije?
- Jak to po co? Przecież ja tam będę łowił ryby.
- Ty tam będziesz łowił ryby? Ciekawe kiedy?
- No wiesz, przecież wszyscy tam jadą na ryby.
- Oni to pewno tak, ale Ty nie dasz rady. Ja tam do szpitala jeździć nie będę - pamiętaj. Zastanów się, piwko, czy rybki?
- Oczywiście, że rybki. Nie mam zamiaru ryzykować.
No i chyba żona się uspokoiła.

Jest już czwartek. Od godziny 7.00 jestem na nogach. Ostatni przegląd zabieranego majdanu: pięć paczek (czytaj: walizka, wiaderko, torba z aparatem i statywem, skrzynia wędkarska, wędziska). Wszystko ułożone w przedpokoju. Jezier będzie około godziny 12.00. O 9.00 nie wytrzymuję - dzwonię.

- Cześć, tu Oldi, gdzie jesteś?
- Wjeżdżam do Wrocławia, korki jak diabli, ale jakoś się przebiję.
- Jak będziesz mijał Opole, daj sygnał.

Rozmawiam z nim jeszcze kilka razy i w końcu oczekuję go przy autostradzie pod Gliwicami. Szybkie przepakowanie i już jedziemy dalej. Rozmawiamy o wszystkim. O rybach, o portalu o własnej doli i niedoli. Pod samą Pszczyną zjeżdżamy pod smażalnię ryb. Tutaj serwują bardzo dobrego tęczaka z frytkami i surówką. Bardzo dobry, bo ogromny. Głowa i ogon nie mieszczą się na specjalnej, podłużnej porcelanowej misie. Zwisają z talerza i od razu przypomina mi się kawał jednego z naszych śląskich satyryków - Masztalskiego.
Masztalski wraca z Faterlandu (był tam na wycieczce w czasie naszego PRL - lata 80-te) i spotyka Ecika.
- Masztalski, jako tam było w tym Faterlandzie?
- Oj Ecik, niy chciyj wiedzieć jak tam piyknie. W sklepach połki to sie gnom łod towaru, a kolyjek niy widać. Patrza, a tam w biksach jak kibel, bratcheringi leżom. Łogony to im taakie z biksy wylajzują. Chciołech se je kupić, ale za pierona niy wiedziołech jak łone sie po Nimiecku nazywają. ( Kiery to zrozumiał, to sie teraz śmieje).

Po obfitym posiłku jedziemy dalej. Następna przerwa to tama betonowa w miejscowości Tresna. Zabieramy polaroidy i szybko nad wodę. Z góry jednak nic nie było widać, prócz ogromnej ilości dużych uklei i pojedynczych kleni lekko ponad wymiar.

Jedziemy dalej. Już zaledwie kilka kilometrów i mamy skręt w prawo - jesteśmy na miejscu. Nie jesteśmy ostatni (jeszcze tylko: Anglicy, Zabrze, Marek_b z Warszawy, grupa Sigiego, Diaq z rodziną i Asknet z synem. Wiemy, że Zamker już nie przyjedzie). Czas na pierwsze piwko. Lokowanie do pokoi i w asyście miłych pań, spacerek zwiadowczy wzdłuż zatoki. Docierają informacje, że ryby gryzą. Wieczorem już mam robotę - trzeba oczyścić szczupaki. Nie jest źle i prawdopodobnie jutro będzie pieczenie szczupaków. Umawiam się z Sandalistą na grzyby. Rano około 6.00 wyjeżdżamy do pobliskich lasków.

Piątek wita nas mleczną pogodą. Nad zbiornikiem mgła gęsta jak mleko. Chłopaki jednak wypływają. Ja z Sandalistą ruszam do lasu. Niestety susza. Grzyby nie rosną, a my odwiedzamy zatokę za „Wilczym Jarem”, gdzie czterech wędkarzy siedzi od tygodnia przy karpiówkach. Pokazują nam ogromne leszcze i wielkie karpie, które zostały złowione na kulki proteinowe. Niesamowity widok.

Wracamy do 'Rybaka'. Tam czekają już na mnie Yanker i Anglik z żoną. Zaczyna się integracja. Wspólny obiad, kolejne szczupaki i ruch w pensjonacie. Teraz już wszyscy mnie zaczepiają.

- Oldi, będziesz robił te szczupaki na złoto?
- Oczywiście. Potrzebuję tylko kogoś, kto zawiezie mnie do sklepu. Trzeba kupić jajka, bułkę tartą i olej.
- Dawaj Oldi - mówi Kunta -ja Cię zawiozę.
Jadę, robię zakupy i już jesteśmy na miejscu.

Zaczynam urzędowanie w kuchni, a zlotowicze cisną się kupą do stołówki. Im ciemniej tym gwarniej, tym bardziej, że właśnie przyjechał Artur vel Sołtys.
Kiedy już są przygotowane wszystkie szczupaki do położenia na gorący tłuszcz, Sandalista dorzuca pięknego sandacza, wpada jeszcze szczupak (już nie wiem od kogo), a na koniec mamy telefon od Jacka_dsw, że wiezie w łodzi ogromnego szczupaka. Łowcą okazał się Bullet44, który wraz z Jackiem_dsw wyjechał na polowanie. No to mam kupę roboty. Jedno co mnie cieszy to fakt, że rybki są smaczne i znikają z półmiska bez reklamacji.

Po trzech godzinach i ostatnim kawałku podanym na stół, mam dosyć. Jest mi tak gorąco od tej patelni, że tylko zimna coca-cola i dwa piwka zmyły zmęczenie. Na stołówce zlotowicze zaczynają się bawić na całego. Szafa grająca aż podskakuje wraz z tańczącymi parami. Przyjeżdża z Warszawy Marek_b wraz z Muniem. Bawią się wszyscy do wczesnych godzin rannych. Na drugi dzień, w moim notesie zapisuję userów, którzy nie pozwalają pokazywania zrobionych im fotek. Trudno - okazuje się, że wszystko trzeba było wykasować.
c.d.n.

Old_rysiu

Z ostatniej chwili: jest zbyt dużo fotek do pokazania, będę więc je pokazywał etapami jako fotoreportaż.







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1423