Początek czerwca. Narew...w samo południe. Stoję po
pas w wodzie na rozległej rafie, spławiając przed
interesujące skupisko kamieni małe woblerki. Upał, czas
mija, totalny brak reakcji. Przemieszczam się ostrożnie
w dół rzeki i obławiam dokładnie każde potencjalne
stanowisko kleni.
Ryby są obecne w łowisku. Co chwila słyszę plusk,
cmoknięcia i widowiskowe zbieranie jakiegoś robactwa z
powierzchni. Co tu zrobić. Tradycyjnie prowadzone,
pływające woblery są ignorowane. Zakładam
mikro-obrotówki nr 0 i 00. Owszem są delikatne pobicia
lecz nic nie mogę zaciąć. Rozglądam się w stronę brzegu.
Zwalona przez bobry topola sięga swymi gałęziami w nurt.
Tuż za nią tworzy się ciekawy warkocz. Co chwila widać
oczkowanie ryb i słuchać głośne pluśnięcia. To na pewno
klenie. Żadna inna ryba z zamieszkujących te wody nie
siorbie tak podczas żerowania.
Stoję bez ruchu i przypatruję się z ciekawości. Wokół
zanurzonego do połowy drzewa krążą jakieś duże owady.
Już wiem co to za robaczki - chrabąszcze majowe. W
szaleństwie ewolucji jakie wykonują, zawisają w
powietrzu, tańczą wokół siebie odbijają się oszołomione
od konara i spadają do wody z delikatnym pluskiem. Po
tej przykrej dla nich przygodzie, usiłują poderwać się
od lotu, rozpaczliwie machając skrzydełkami. Nagle widzę
ogromny wir połączony z błyśnięciem bokiem drapieżnika i
kończy się życie nieostrożnego owada. Po chwili kolejne
dwa leje doprowadzają mnie do pasji. Przeszukuję pudełko
i widzę prawie identycznego jak chrabąszcze Sieka.
Niestety to wersja pływająca lecz ze zbyt wielkim
sterem a tu trzeba coś w zasadzie tylko pływającego po
powierzchni. Zaciskając peena bez wahania łamię ster. W
reszcie mam właściwą przynętę. Pierwszy rzut, opad
wobka.
Zaczyna spływać i... jest. Uderzenie wyrywa mi prawie
kij z ręki. Nie muszę zacinać. Ryba szaleje a ja powoli
zbliżam się do brzegu. Jeszcze dwa odjazdy i ląduję
ładnego 40 cm klenia.
Jestem zadowolony że udało mi się w końcu coś złowić.
Przez kolejny miesiąc wracam nad tą wodę prawie
codziennie oddając się powierzchniowemu polowaniu na
klenie oraz jazie, nową dla mnie, bardzo skuteczną i
wywołującą masę adrenaliny metodą.
Łowiska
Metoda ta, ma swoje początki w powierzchniowym
łowieniu ryb na przynęty naturalne m.in. przy użyciu
kuli wodnej z zastosowaniem koników polnych, stonek,
innych chrabąszczy jako przynęty. Chciałbym tutaj
przedstawić niezwykle atrakcyjną i widowiskową jej
spinningową alternatywę. Jestem świadom, że jest ona
znana we wszystkich częściach Polski. Praktykowana jest
także przez najlepszych spinningistów z kadry narodowej
w tej dyscyplinie. Jednak najbardziej rozpowszechniona i
dopracowana w technice jest w stronach, które
zamieszkuję - na Podlasiu.
Mocno zarośnięte, niosące jeszcze krystaliczną wodę
większe i mniejsze rzeki, zmuszają spinningistów
chcących dobrać się do niezwykle ostrożnych kleni oraz
jazi do sięgnięcia po owadokształtne przynęty. W okresie
letnich upałów Biebrza, górna Narew a także mniejsze
cieki Supraśl, Nurzec mocno zarastają. Łowienie w sposób
tradycyjny staje się utrudnione a niekiedy nawet
niemożliwe. Jazie i klenie unikają głębokich jam, kryjąc
się w plątaninie roślinności, korytarzach i przesmykach
w porastającym koryto zielu. Żerując widowiskowo na
spływających owadach, które w okresie od połowy maja do
połowy sierpnia pojawiają się nad wodą najliczniej.
Ideałem jest znalezienie rozległej, kamienistej rafy
z widocznymi wysepkami z otoczaków, porośniętych
roślinnością. Takie łowisko nigdy nie zawiedzie. Metodą
łowimy głównie klenie, jazie. Trafiają się bolenie,
które nazywam "odpoczywającymi". Przyczajone leniwie na
skraju skarpy z nawisem roślinności, w przerwach między
normalnym żerowaniem, lubią schrupać spływającego żuka.
Przyłowem są także jelce i tam gdzie są
liczne...wzdręgi.
Biebrza. W cieniu pod tymi krzaczkami
krążą jazie, czekając tylko aby coś owadziego spadło do
wody. Na jednym z drzew wisi mój ulubiony do niedawna
żuk. Cóż - nie zawsze się trafi.
Biebrza. Kleniowy wlew. Tu zawsze
stoją dyżurne 30-staki.
Biebrza. Oczywista 100% miejscówka.
Ryby zbierają owady między widocznym drugim brzegiem, a
wielkim kamieniem w nurcie.
Narew. Rafa w Strękowej Górze.
Sprzęt
Do powierzchniowego polowania używałem i nadal
czasami używam 3.0-metrowego wędziska do 20g. Kołowrotek
malutki, wielkości 10-20, mieszczący na szpulach dwie
grubości żyłek 0,16 mm oraz 0,20 mm. Dlaczego dwie? Otóż
0,16 stosuję na rafach śródrzecznych, gdzie nie ma zbyt
dużo zaczepów a grubszą 0,20 w najbardziej zarośniętych
miejscówkach, gdzie po zacięciu nie ma czasu na
finezyjny hol z odjazdami a siłowe przytrzymanie ryby
przed ucieczkami w plątaninę roślinności.
Ucząc się łowić tą metodą podpatrywałem jej
znakomitych praktyków - kolegów z klubu spinningowego.
Zauważyłem, że stosują oni z powodzeniem wędziska
odległościowe w długości 3,60-4,20 m. Nabyłem i ja taki
kij , a moje wyniki zdecydowanie się polepszyły.
Długa wędka umożliwia precyzyjne podanie przynęty bez
zbędnego rzucania się rybom w oczy oraz pewniejszy i
bezpieczny hol zaciętych sztuk. Ze sprzętu dodatkowego
konieczne będą okulary polaryzacyjne, wodery lub
spodniobuty choć w upalne dni nie da się w nich za długo
pochodzić. Na rafach wystarczą zwykłe trampki, chroniące
stopy przed obtarciem. Do kamizelki przytraczam jeszcze
"patelnię" czyli okrągły podbierak z krótką rękojeścią i
już mogę oddać się wędrówce oraz czerpać przyjemność
przyjemność z wędkowania.
Moja odległościówka...
Zdjęcie ze
strony www.shimano.com
... oraz kołowrotek do zestawu.
Zdjęcie
ze strony www.shimano.com
Przynęty
Czas kiedy złowiłem pierwszego klenia na woblera
pozbawionego z premedytacją steru już odszedł. Z roku na
rok mój powierzchniowy arsenał się rozrasta. Na rynku
pojawiają się nowe woblerki, które chętnie testuję. Z
czasem każdy zauważy jakie owady najczęściej wpadają do
wody i są porywane przez nurt. Dominują wabiki o
optymalnej długości 2-3,5 cm. Oczywiście różnią się wagą
i co za tym idzie dalekosiężnością.
Przełom maja i czerwca to czas "najtłustszych"
chrabąszczy majowych i guniaków czerwczyków, żuków
wiosennych. W lipcu można próbować z dużym powodzeniem
na imitację pływaka żółtobrzeżka, kałużnicy, osy,
biedronki czy stonki. Gdy ryby ignorują nasze
"klasyczne" precjoza trzeba zaryzykować i posłać do wody
wabiki o bardziej fantazyjnych zestawieniach kolorów.
Przynęty wiążę bezpośrednio do żyłki choć czasami,
przypadku największych żuków decyduję się małą
agraweczkę. Poniżej kilka ciekawych imitacji
robactwa.
Woblery Tomka Ignatowicza oraz jego kolegów z Bielska
Podlaskiego. To takie lokalne "zagłębie
woblerowe".
Niezwykle łowne, dalekosiężne woblery Leszka
Fabjańczyka.
Znane wielu osobom żuczki J. Pawlosa i
M. Osińskiego.
Mix
powierzchniowych, rafowych "smużaków".
Technika podania przynęty
Najbardziej efektywna jest wędrówka w górę rzeki i
ściąganie przynęty lekko z prądem po skosie. Zwrócone
pod prąd klenie i jazie są łatwiejsze do podejścia.
Idealne są gorące bezwietrzne popołudnia, gdy na gładkim
lustrze widzimy wszystkie spławy, zbiory i ataki ryb.
Niekiedy nasze szanse zwiększa leciutki wietrzyk
hulający w gałęziach i dający się we znaki będącym w
miłosnym uniesieniu chrabąszczom.
Przynętę lokujemy w każdym obiecującym miejscu.
Wędzisko trzymamy uniesione wysoko, wybieramy zbędne
luzy podczas swobodnego spływania. Powinny nas
zainteresować wąskie przesmyki między zielem z warto
płynącą wodą, wszelkie mikro warkoczyki i odkosy od
przeszkód. Na równych prostkach, będącymi jaziowym
łowiskiem zawsze najlepsze są okolice drugiego brzegu.
Nasze żuczki lokujemy na skraju roślinności wynurzonej,
w każdej z napotkanych cofek lub zatoczek.
Dobre są płytkie, rozmyte napływy mostów a na rafach
- ich krawędzie z widocznie zarysowaną głębią. Przynętę
przytrzymujemy na krawędzi płycizny i lekko smużymy
powierzchnię.Tutaj zwykle trafiają się największe sztuki
wychodzące do przynęty z głębszej wody. Klenie są dla
mnie rybami "pierwszego rzutu". Atakują całą paszczą
zwykle od razu po wpadnięciu przynęty do wody i
pierwszym jej zanurkowaniu. Uderzają również w przynęty
przytrzymywane przed przeszkodą. Jazie jak to jazie są
bardziej wybredne. Potrafią spływać pod "żuczkiem",
oglądając go ze wszystkich stron, lekko potrącając by po
kilku metrach lekko zassać naszego wobka lub odpłynąć
wyczuwszy podstęp.
Gdy ryby słabo żerują możemy zastosować dodatkowy
trik tzw. oczkowanie. Co kilkadziesiąt centymetrów
wykonujemy wabiące podszarpywania woblerkiem. Tak aby
powstawały rozchodzące się, wabiące kręgi wody. Palec
cały czas musi przyciskać żyłkę w gotowości do
natychmiastowego zacięcia. Całość ruchów ma imitować
walczącego w nurcie o przeżycie owada. O dziwo ryby
nabierają się na taką sztuczkę i startują do niej z
dalszych odległości.
Mój
Mistrz - Adam Łapiński z jaziem.
Małe Radziowe podsumowanie
Od czasu gdy zacząłem łowić tą metodą poznałem bliżej
obyczaje rzecznych kleni i jazi.
Sposób połowu ich na powierzchniowe woblerki
owadopodobne, pozwala przechytrzyć ryby w okresie
największych upałów, gdy okoliczne rzeki silnie
zarastają a także gdy tradycyjne drapieżniki nie
przejawiają ochoty do żerowania czekając na ochłodzenie.
Serdecznie zachęcam wszystkich do spróbowania.
Przed nami co prawda końcówka "sezonu żukowego" ale
jak pogoda się utrzyma można nimi łowić do połowy
września. Zwykle biorą ryby do 30-35 cm, ale zdarzają
się miłe wyjątki, których nie można zatrzymać jak
nurkują w trawy. To znakomita zabawa na wakacyjne
spinningowe wypady. W dobry dzień można mieć naprawdę
sporo widowiskowych, efektownych brań.
Radzio