Ryby z małej rzeki – cz. III
Data: 24-07-2006 o godz. 00:00:00
Temat: Wieści znad wody


Jak ważne jest przygotowanie więcej niż jednej miejscówki na małej rzece, gdy się chce połapać na spławik nauczyło mnie ostatnie wędkowanie. I wcale nie chodzi o to, że ktoś kogoś podsiądzie (czego doświadczyłem w ostatnim tygodniu). Bo nie jest przyjemnym uczucie, że sobie zanęcasz stanowisko w ustronnym miejscu, przychodzisz i zastajesz gościa, który tydzień wcześniej podglądał jak łowisz. Czasami jednak nie człowiek potrafi dokuczyć, a sama natura.



Wiedząc, że dotychczasowe miejsce może być zajęte, postanowiłem poszukać innych dołków. Nad wodą jak zwykle pięknie.

Wybieram wreszcie miejsce, jest fajny głęboczek, woda stoi, dno lekko muliste, w cieniu sporych olch… Poniżej niewielkie bystrze… Jedynym minusem jest brak naturalnej osłony (trawy i chwasty coś marnie rosną). Miejsce zanęcamy w piątek i sobotę, więc dość krótko.

Nad wodą jesteśmy przed czwartą rano. Cichutkie rzuty do wody. Stosujemy wędki z kołowrotkiem, haczyki nr 0,10 – 0,12, spławiki 1 gr, żyłkę 0,16 mm (bez przyponu!). Dość szybko mam branie. Jaź jednak niewielki, nie ma nawet 30 cm. Boję się, że chlapak wypłoszył towarzystwo, ale nie - po dziesięciu minutach branie jest na wędce Anki. Spokojny hol i ten jaź już nadaje się do pokazania przed obiektyw aparatu (ok. 40 cm).

Następuje cisza - siedzę i liczę na klenia, bo choć jaź też sympatyczny, to jednak jego bliski kuzyn jest moją ulubioną rybą. Trochę jestem zły, że nie udało mi się zdobyć nawet jednej wisienki na przynętę, ale drzewka z tymi owocami wyglądają jakby w tym roku przemarzły. Nagle jakiś ruch na wodzie. Przyglądam się i oczom nie wierzę - w stronę mojego spławika płynie bezczelnie na plecach wydra. Gdy jest już 10 cm od zarzuconego zestawu kaszlę głośno i efekt jest piorunujący. Wydra robi salto, fontanna wody… i trzeba się ruszyć, bo w tym miejscu chyba szkoda siedzieć przez najbliższych parę godzin.

Wracamy więc na poprzednią miejscówkę, która na szczęście okazuje się wolna. Niestety wody w rzece coraz mniej (susza), więc i brania nie rozpieszczają. Bawię się łapiąc na pinki kiełbie i małe jelce, którym od razu zwracam wolność, a gruntówkę z grochem zarzucam w głębszą rynnę. Gdy wyciągam kolejnego kiełbia słychać dzwonek. To jaź (35 cm), który kończy nasz ranny wyskok na ryby. Pstrykam ostatnią fotkę rzecznym sąsiadom i żegnamy się z rzeką...

Już za 3 dni urlop. Szkoda, że przez całe trzy tygodnie będę bez aparatu, ale nie mam skąd pożyczyć. Szkoda tym bardziej, że zamierzam się bardziej w tej rzece przyłożyć do spinningu, a efekty miałem tam czasem zaskakujące… Być może, gdy nie będzie mi się chciało przedzierać przez nadrzeczną dżunglę spróbuję brodzenia. A może by tam pontonem???

Na razie nie będę więc Was męczył relacjami z małorzecznych łowów. Życzę wszystkim miłego sierpniowego odpoczynku nad wodą i do zobaczenia za miesiąc.

Sqza







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1396