W niedzielę 16 lipca znów udało mi się wyskoczyć na rybki z małej rzeki. Tym razem poranne wędkowanie odbyłem w towarzystwie, choć zwykle na takie wyprawy chodzę sam. Powód jest prosty - nad taką wodą wymagane jest zachowanie dużej dyskrecji...
O 3.30 pobudka (po grillu nie jest to takie proste) i idziemy. Jest bardzo pochmurno i straszą nas porywiste podmuchy wiatru. Po tylu dniach upałów jest najzwyczajniej w świecie zimno. Nad rzeką klimat iście upiorny.
Opis połowu tym razem zacznę od przynęt. Oczywiście ich ilość jest olbrzymia. Jest w czym wybierać, ale gdy weźmiemy zbyt dużo, będzie to raczej przeszkadzać niż pomagać. Dla mnie do podstawowych przynęt na małe rzeki należą: kompościaki, kłódki (larwy chruścika), groch, białe lub pinki, kukurydza, pszenica i pęczak. Myślę, że 3 rodzaje wystarczą. Podczas mojej ostatniej wyprawy zestaw kuszący ryby wyglądał, jak na zdjęciu.
Rybki były nęcone zaledwie 2 dni, więc nie jesteśmy pewni efektów. Nad wodą jest jak zwykle pięknie, choć wiaterek dokucza.
Łowienie jest wyjątkowo mało komfortowe. Siedzimy ukryci za nabrzeżną roślinnością, a spławik obserwujemy poprzez ruszające się na wietrze liści. Jest to jednak konieczne przy połowie tak płochliwej rybki jak kleń.
Pierwsze branie następuje po godzinie. Spławik dostojnie „jedzie” w bok - to branie jazia. Trochę emocji przy podbieraniu i pierwsza ryba poranka ląduje na brzegu. Ma 40 cm, więc już w miarę przyzwoicie.
Jaź ma spore skaleczenie w okolicy głowy - czyżby duży drapieżnik?
I znów haczyki udekorowane groszkiem wędrują do wody. Dosypuję garść grochu i wiem, co mnie teraz czeka (czytaj: co najmniej godzina bez brania). Taki urok tego łowiska... Nie sposób jednak „non stop” trzymać wędki w dłoniach. Odkładamy kije i rozsiadamy się wygodnie. Przez nieuwagę mało brakowało, a musiałbym szukać matchówki w rzece. Anka zdążyła ją złapać, gdy połowa wędki była już w wodzie. To na pewno nie jaź, branie i hol natychmiast zdradzają klenia. Ryba jest prawdopodobnie słabo zacięta - pomagam ją podebrać. Piękny klenik wreszcie na brzegu - około 44 cm.
Robię serię zdjęć (tym razem udało mi się pożyczyć lepszy aparat).
Szalony kleń jak zwykle wypłoszył całe rybne towarzystwo. Zakładam więc 3 pinki i próbuję pobawić się drobnicą. Łapię kilka kiełbi, malutkiego jazika itd. Wreszcie bardziej zdecydowany atak i wyjmuję jelca.
Jelce to jednak inna para kaloszy. Łowi się je jeszcze inaczej, a jak? Może napiszę i pokażę w następnej części.
Ryby z małej rzeki to również piękne płocie (ponad 30 cm), czasem leszczyki, liny czy świnki. W niektórych można się też pobawić ze spinningiem. I takie łowy może też opiszę. W tej akurat rzece celem są szczupaki, okonie, coraz rzadsze pstrągi oraz ... klenie i jazie. Jak mi się uda (złowić rybę), to postaram się zaprezentować również całkiem inną metodę połowu. Nie martwcie się jednak – nie będę przesadzał i dosyłał co chwila nowych części. Myślę, że jeszcze w tym roku 2-3 to góra - nie ma co ludzi na śmierć zanudzać.
Sqza