Udany połów
Data: 30-05-2006 o godz. 17:28:08
Temat: Łowca okazów


Od ostatniego piątku czyli pamiętnego Dnia Matki, w którym złowiłem pięknego lina minęły dwa dni. W sobotę byliśmy z Dawidem na tym samym dołku i to do niego uśmiechnęło się szczęście (lin 1,5 kg). Nad wodą było jednak czterech innych wędkarzy i musieliśmy się mocno kamuflować podczas "sesji zdjęciowej" z rybką.



Padła więc decyzja: Jutro jedziemy do Pędzewa na inne starorzecze i to przed świtem, żeby zająć miejscówkę.

Nad wodą jesteśmy o 3.30. Jest jeszcze ciemno, ale zanim się rozłożymy i przygotujemy "futter" będzie już widać spławiki. Zdecydowaliśmy dzień wcześniej, że dwie wędki z lewej strony (głębsze łowisko ok. 4 m) zarzucimy z myślą o leszczach, a dwie z prawej. Na bliższym od brzegu i płytszym miejscu zakarmimy pod linka (ten dołek też obfituje w ten gatunek). Zanęta trafiła do wody, wędki zarzucone i nie pozostało nam nic, tylko czekanie. Około 6 pierwsze branie i mała płotka na brzegu, ale dobre i to (cały czas liczyłem, że brania będą najpóźniej około 8, bo tak było tu w poniedziałek). Pogoda nas nie rozpieszczała, cały czas zacinał deszczyk, który jeśli ustawał, to tylko na 10 minut, po czym zaczynał od nowa.

Około 8 na wędce Dawida klasyczne " wystawiane" branie i nie mamy złudzeń, że to potężny leszcz, bo kij wygina się mocno, a ryba odchodzi w prawo i plącze mój zestaw. Nawet nie zdążyłem chwycić podbieraka, a z ust kolegi poleciała wiązanka. Niestety ryba się spięła. Szczerze mówiąc byłem chyba bardziej wkurzony niż on, tym bardziej, że obydwaj byliśmy świadomi tego, że ta spięta ryba może oznaczać dla nas powrót o kiju.

Minęło pół godziny, a na mojej wędce spławik wyraźnie się unosi i kładzie lekko na bok. Pewne zacięcie i czuję spory opór. Kilkanaście sekund i pod powierzchnią wody widzimy sporego leszcza. Dawid pewnie mi go podbiera i już nasze humory nieco się poprawiły. Kolejne pół godziny, w czasie których rozprawiamy czy jeszcze będzie jeden, czy to juz na dzisiaj koniec. Nagle naszą dyskusję przerywa kolejne branie na moim zestawie. Również wyłożenie spławika i nie mamy wątpliwości, że to "lechu". Tym razem jednak opór chyba trochę większy i rybka odchodzi dwa razy kawałek dalej. Podbiarak znów w użyciu i już piękna "łopata" na brzegu.

Czekamy jeszcze z godzinkę, ale brań nie ma, a w dodatku deszcz pada coraz mocniej. Decydujemy się kończyć powoli nasze łowy. Żal mi Dawida - jego ryba mogła mieć około 3 kg, ale przecież wczoraj to on złowił pięknego lina ( 46 cm),a ja mogłem mu tylko gratulować. Dzisiaj to on robi mi zdjęcie.

Jeszcze tylko mierzenie i waga: pierwszy 53 cm i 2,10 kg, drugi, większy 58 cm i 2,32 kg.

Po namowie Torque, większego zgłaszam do konkursu Łowcy Okazów 2006 z nadzieją, że ktoś z pogawędkowiczów szybko go pobije. Leszcz 58 cm mimo wszystko nie jest wybitnym okazem, ale i tak uważam , że niedzielny połów był super udany!

Wszystkie trzy ryby wzięły z dna na robaka. Nęciliśmy zanętą firmową z dodatkiem melasy i atraktora leszczowego. Liny niestety nie chciały "współpracować", ale dla nich jeszcze w tym roku zarwiemy parę nocek...

Pierenick







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1371