Marki na rybach
Data: 28-05-2006 o godz. 22:00:00
Temat: Wieści znad wody


Sobota rano, godzina około 5.30, wyjeżdżamy z Warszawy. Chcemy z Markiem_b sprawdzić ukształtowanie dna i tropić ryby na jednym z podwarszawskich łowisk specjalnych. Nie jedziemy podziwiać wschodu słońca, rozkoszować się otaczającą nas przyrodą. Jedziemy na ryby.



Kiedy dojeżdżamy na miejsce, nad wodą unosi się gęsta mgła, a temperatura powietrza oscyluje koło 5oC. Pierwsze kroki - jak to na tego typu łowiskach - kierujemy do obsługi. Wypożyczamy łódkę, opłacamy zezwolenia, pytamy o ryby. Wieści nie są zachęcające. Biorą głównie karpie i liny. Tęczaki właściwie nie żerują, szczupaki biorą, ale niestety małe. Mimo to długo się nie guzdrzemy i przygotowujemy sprzęt. Do łódki podpinamy silnik, echosondę, wszystkie potrzebne rzeczy pakujemy do środka i zaczynamy.

Najpierw sprawdzająca runda po łowisku. Patrzymy uważnie w ekran echosondy. Skupiska drobnicy znajdują się głównie w „połowie wody” między 2, a 4 metrem, zazwyczaj w pobliżu spadów z podwodnych górek. Gdzieniegdzie przy dnie pojawiają się duże łuki.
Wracamy do przystani i rozpoczynamy łowienie. Marek ciężko. Główka 20 gr, do tego duży żółty twister, ja lekko - małe tubowe jigi w fantazyjnych kolorach prowadzone w toni. Zmieniamy miejsca, jednak bez efektów. W końcu Marek ostro zacina, wędka wygina się w łuk, hamulec gra. Hol trwa dobrych kilka minut, w czasie którego przygotowuję miejsce w łodzi, by spokojnie włożyć rybę i biorę podbierak do ręki. W końcu przy burcie pokazuje się sum. Jest dobrze „zapięty”, niestety nie mieści się do podbieraka. Po kilku próbach w końcu ryba ląduje w łodzi. Marek odczepia rybę, ja wyjmuję aparat. Niestety zapominam o ustawieniach balansu bieli i robię niebieskie zdjęcie.

Rybka wraca do wody, ja gratuluję i łowimy dalej. Kolejną rybą, jaka „melduje się” na pokładzie jest jesiotr. Wygląda bardzo sympatycznie, o ile można użyć takiego określenia w stosunku do ryby.


Odrobinę są do siebie podobni.

Powoli zmienia się pogoda, zaczyna wiać. Z ekranu echosondy znikają ławice drobnicy. Pływamy w poszukiwaniu śladów ryb. Poza spławiającymi się karpiami nie ma żadnych. W końcu kotwiczymy koło jednej z górek. Marek ma kolejne branie i wyciąga około 60 cm szczupaka.

To w końcu przekonuje mnie, że tego dnia drapieżnika można złowić tylko na przynętę koloru kukurydzy. Zakładam żółtego twistera na 15 gr główce i po chwili mam na pocieszenie małego szczupaczka. Nie wrócę zatem o kiju.

Około południa kończymy. Z piwkiem w ręku (Marek jako kierowca z soczkiem) idziemy popatrzeć, jak wędkują wędkarze z brzegu. Biorą karpie w rozmiarze „handlowym”, małe liny, ktoś złowił jesiotra.

Niestety, choć to łowisko specjalne, do domu wracam bez ryby. Liczyłem, że złowię pstrąga. Woda o temperaturze 15oC nie sprzyja żerowaniu tych ryb, na szczupaka zaś nie miałem ochoty. Wyjazd jednak zaliczam do udanych. Mimo złej pogody, zmiennego wiatru i ciśnienia, złowiliśmy cztery ryby. Hol suma przysporzył niemałych wrażeń, szczupaki były ładne, a odrobina egzotyki w postaci jesiotra była miłym urozmaiceniem. Wracając do domu doszliśmy do wniosku, że wędkarstwo właśnie na tym polega. Na łowieniu ryb.

Torque

Hol suma dostarczył mi niezapomnianych emocji, których nie doznałem do tej pory na "zwykłych" łowiskach. Wygięty kij do rękojeści, odjazdy ryby, gwizd hamulca, murowanie do dna, taniec pod łódką - to jest sens wędkarstwa!


Sum w pełnej krasie.

Marek_b







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1370