Jak to „drzewiej” bywało...
Data: 25-05-2006 o godz. 07:00:00
Temat: Bajania i gawędy


Wiele czytam i słyszę dookoła o nowym sprzęcie: spinningi, wędki węglówki, bolonki itd. itp. Przez chwilę dałem się porwać tej modzie i szybko wysiadłem z tego „dziwnego expressu” do posiadania „cacek wędkarskich”. Wpływ na moją decyzję miały wspomnienia...



Wracam do początku mojej przygody z wędką: obowiązkowo toporny i ciężki (jak dla 6 latka) kij bambusowy ( składany na początkowo „złote skuwki”, które z czasem stawały się zielone, jak na mosiądz przystało). Kij po namoknięciu stawał się trochę krzywy, a zwłaszcza szczytówka zmieniała kształt na łukowaty.Łowiło się na niego „wsio” co brało bez rozróżniania: biała ryba czy drapieżnik typu okoń. Spławiki najlepsze w tych czasach to piórka (gęsi miały przegwizdane).

Ryby niestety było więcej, ale kupno haczyka to było wydarzenie w życiu wędkarza. W tamtych czasach kupowano haczyki w sklepie pod nazwą „Składnica Harcerska” i jak były, to sprzedaż oczywiście limitowana. Można było kupić 10 haczyków i fora na koniec kolejki. Takie zakupy (a w sumie ZDOBYCZE) były wielkim powodem do radości i wzbudzenia zazdrości wśród znajomej braci wędkarskiej. Jeżeli czegoś nie brakowało to ołowiu w taśmach, sztabkach itp. Nikt nie stosował śruciny ( przynajmniej ja nie widziałem). Kołowrotki - proste ‘katuszki” (made in USSR). Żeby zarzucić zestaw na dalszą odległość, trzeba było żyłkę odwinąć z kołowrotka i ułożyć na podłożu, żeby się nie splątała. Kij za siebie i ruchem jednostajnie przyspieszonym w przód i zestaw podążał na odległość 15 – 20 metrów.

Zwijanie takiej ilości żyłki odbywało się nie za pomocą kołowrotka, ale ściągania „do siebie” i układania bez poplątania na podłożu do następnego rzutu. Pomocne w tym były usta, którymi przytrzymywało się zebrany odcinek żyłki. Przelotki ( towar unikalny „ Biały Kruk”) różnej maści mieściły się na jednym kiju - najlepsze porcelanowe. Żyłka: polska Stilon Gorzów - słaba jakość, czeska - nazwy nie pamiętam, ale pamiętam jak się okropnie skręcała oraz towar rarytas - żyłka z NRD tzw. tęczówka. Jak nic służyły przez 3 sezony i dłużej!

Spinningi oczywiście USRR, kolor czarny, z nowoczesnego włókna szklanego oraz też „ruski wynalazek” - kijek aluminiowy na szczupaka. Mercedesem w tym przedziale była Germina z bratniego NRD. Błystki „samoróbki” dobre były jak cholera, a i ryby je lubiły. Pierwsze kołowrotki spinningowe robił nasz „ BRAT ” o wdzięcznej nazwie „Delfin”, ale z NRD przyszło lepsze pod tytułem ( nie pamiętam pisowni - Farella ). Sprzęt ABU był w tzw. PEWEX-ach za drogocenne waluty ze znakiem $ - dla przeciętnego śmiertelnika nieosiągalne, jak spodnie jeansy i coaca-cola (ale się pozmieniało).

Czytając, jakie to ryby trzeba łapać jakim sprzętem pognałem w literaturę, by „ociosać” stare przyzwyczajenia i nabyć nauki. Z nadmiaru informacji „zwariowałem" i po przypomnieniu sobie początków, odszedłem od fascynacji zagadnieniem „jedna ryba - jeden zestaw”. Kupuję teraz 300 cm Mikado Matrix 777 lub 305 cm 888 i tylko to na szczupaki i okonie. Przy obecnej technologii wytrzymałość żyłek i dopracowanych mechanizmach kołowrotków, pozwalam na roszczenie sobie prawa do mniemania, że wyciągnę wszystko w ramach tzw. przyzwoitości wagowej.
Z wędkarskim pozdrowieniem

Lineczek







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1367