Pierwsza majowa nocka
Data: 17-05-2006 o godz. 07:00:00
Temat: Wieści znad wody


Jestem zapalonym miłośnikiem wiślanych nocy, więc nie mogąc się doczekać czerwca, zarządzam wyprawę już na 12 maja, nie zważając na ewentualny chłód i komarowe szaleństwo…



Wybór miejscówki jest jak zawsze trudny - drogą kompromisu stawiamy na Wisłę vis á vis miejscowości Świerże Górne poniżej Kozienic (rejon Maciejowic). Jest tam sporo główek, więc można spróbować dodatkowo spinningu - mojej ulubionej metody wędkowania. Problemem jest brak mostu - na szczęście prom kursuje. Rodzaj pojazdu jest od dawna ustalony - mój samochodzik nie nadaje się na wiślane wertepy - pada więc na mini „terenówkę” 126p sąsiada. Ten pojazd radzi sobie z każdą polną drogą. Po pracy szybkie pakowanie i ruszamy w trójkę. O dziwo „maluch” jest dość pojemny, jak go popakować z głową jedzie się w miarę luźno. Trafiamy idealnie na godzinę kursu promu. Płacimy 7 zł za pojazd i … wreszcie płyniemy.

Szukamy miejscówki - w końcu będziemy tu w nocy po raz pierwszy. Obozowisko urządzamy w rejonie powalonej w wodzie wierzby. Woda płynie wolno - to zastoisko poniżej długaśnej główki.

Celem wyprawy są przede wszystkim leszcze, więc w wodę idą: trzy „przedwojenne” gruntówki i jeden pickerek. Liczymy na porządne rybki, dlatego na haki wędrują: kukurydza, groch, dendrobenka - jedynie na DS kilka pinek. Branie jest prawie natychmiast. To krąpik, zwany przez wiślanych wędkarzy „suchodupcem”. Rybka wędruje z powrotem do Wisełki. Tymczasem nie próżnujemy. Trza naznosić chrustu na ognisko, bo majowa nocka może nieźle wymrozić. Po godzinie gwałtowne branie na pickerka. Hol oporny, czuć, że rybka muruje do dna. Chwilę potem obawy potwierdzają się - to niestety niewymiarowy sumik 55 cm, w dodatku złowiony w okresie ochronnym. Anka mimo wszystko jest zachwycona, uwielbia patrzeć na sumy - wg niej to najpiękniejsza ryba naszych wód i chyba nigdy by jej nie wzięła (nawet wymiarowej). Oczywiście aparat w ruchu.

Sumik ostrożnie odhaczony odpływa szybko do swojej siedziby. Kolejną godzinę czekamy na brania, które jednak się nie pojawiają. Leszcze gdzieś zniknęły… Pobliska główka z przelewem coraz bardziej kusi.

Montuję więc spinning (z matchówki), wiążę woblerka, na nogi letnie neopreny (czyli sandały) i już jestem na miejscu. Podchodzę po cichutku i pierwszy rzut powyżej pięknego przelewu. Kilka obrotów korbkę i uderzenie. Hol jest nieco zaskakujący, zupełnie nie „kleniowi”. Po paru chwilach wyłania się piękny, wiślany szczupak. Jest delikatnie zahaczony, więc nie przegryzł na szczęście żyłki. Miara wskazuje na 60 cm.
Kolejne rzuty przynoszę niewielkiego, ale zachłannego klenika (26 cm). Znowu trzy kroki do przodu. Jest wreszcie branie, którego oczekiwałem. Holuję do ręki ponad półmetrowego klenia. Niestety zbytnia pewność siebie mnie gubi. Ryba silnym szarpnięciem zrywa woblera - jestem wściekły na swoją nonszalancję… Po chwili wiążę ostatniego woblerka - bez większych już historii dołapuję 40 cm klenia (wygląda jak skrzyżowany z jaziem) i wracam do ogniska.

I sesja fotograficzna z udziałem towarzyszy wyprawy…

Jest już całkiem ciemno, więc czas na małe co nieco z ogniska…

Gruntówki milczą jak zaklęte. Pojedyncze brania przynoszą upierdliwe sumiki, które nie pozwalają nam całkiem usnąć.

Noc minęła szybko. Rybki niespecjalnie przeszkadzały w wypoczynku. Nasz cel - leszcze, wymiotło - chyba wybrały miłość. Nawet nie mogę iść na przelew - straciłem wszystkie zabrane woblerki. Czas wracać - kurcze, jak to się stało, że teraz ciężko wszystko pomieścić???

Pierwsza nocka Anno Domini 2006 za nami. Było miło, choć efekty słabe. Szkoda, że trzeba już do domu… Czekamy na prom…

Sqza







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1362