Dod Lake
Data: 03-01-2003 o godz. 11:36:16
Temat: Spinningowe łowy


Będąc po raz kolejny nad Trout Lake, postanowiłem z kolegą Markiem spróbować łowienia na jeziorze niedostępnym dla zmotoryzowanych. Samo Trout Lake jest jeziorem bardzo wąskim, mierzącym około 200 m w najszerszym miejscu, za to długim na 12 km. Imponująca jest również głębokość tego jeziora - 210 metrów (tak twierdził właściciel tamtejszych domków).

Przyjechaliśmy nad Truot Lake na tydzień, więc jeden dzień możemy poświęcić na połowy w innym miejscu. Któregoś dnia bierzemy 4 konną Hondę, po jednym spinningu, przynęty i płyniemy na zachodni kraniec jeziora. Wyciągamy łódkę do połowy na brzeg i tak ją zostawiamy - nie ma obawy, by ktoś się pokusił na naszą łajbę, czy Merkurego. Hondkę na grzbiet, pudełka po kieszeniach i ruszamy w drogę. Do przejścia mamy ponad 1,5 km, co przy tamtejszym ukształtowaniu terenu łatwe nie jest. Skały i olbrzymie głazy omijamy po to, by trafić na kilkumetrowy uskok. Powrót, poszukiwanie innej drogi i ciągłe kontrolowanie kierunku marszu nie ułatwiają nam prób dotarcia nad jezioro. Na dodatek towarzyszy nam świadomość, że przebywamy w najbardziej "zamisionym" regionie Ontario.

Po prawie godzinnej wędrówce docieramy w końcu nad Dod Lake. Nie jest to co prawda miejsce, w którym miała oczekiwać na nas łódka, ale widzimy ją leżącą na brzegu jakieś 300 - 400 metrów od nas. Łódź przyciągnął dla nas Tom - właściciel domków i wypożyczalni łódek. Takie manewry wykonuje się zimą, ciągnąc łódź za snowmobilem. Inną porą roku nie ma szans na tego typu transport.
Docieramy do łodzi, montujemy silnik i wypływamy na wodę. Jezioro ma około 50-60 hektarów powierzchni, a jego kształt tworzy prawie idealny okrąg (Dod - kropka). Według opowieści Toma na tym jeziorze wędkuje jeden, może dwóch wędkarzy rocznie. A Tom wie, co mówi, bo tylko on ma łódź na tym jeziorze. Nic więc dziwnego, że spodziewamy się ryb wielkich jak smoki. Tymczasem przez 2 czy 3 godziny łowimy tylko jednego bassa małogębowego i to dość mizernej postury. Próbujemy wszystkich posiadanych przynęt. Rzucamy, trollingujemy – nic, nawet puknięcia.

Znajduję w pudełku Gnoma 2, dość zardzewiałego, kupionego kilka lat wcześniej. Na wszelki wypadek zdejmuję skorodowaną kotwiczkę i zakładam inną, zdjętą z jakiegoś woblerka. Znów zaczynamy trollingować. Nie przepłynęliśmy chyba nawet 15 metrów, gdy moją wędką targa uderzenie. Jest - szczupak około 1,5 kg.
W ciągu 15 minut łowię 3 kolejne ryby tego gatunku, od 1,5 do 3,0 kg. U Marka dalej nic. W końcu zdejmuję Gnoma i daję go Markowi - niech i On sobie złowi jakiegoś szczupaka. I faktycznie, w ciągu 10 minut łowi 3 esoxy. Możemy więc wracać do naszych squaw. Dwa szczupaki zostawiamy sobie, pozostałe oddajemy Tomowi. Część pewnie poda w swojej restauracji, część zachowa dla siebie. Uwielbia ryby, ale nie łowi. No cóż, mieszkać w takim miejscu i nie wędkować - to musi być jakieś zboczenie.
W sumie byłem u Toma kilkanaście razy i na Trout Lake miałem nawet kontakt wzrokowy z muskiem. Ale o tym może jednak w następnym odcinku.

Sacha







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=136