Żywcowa paranoja
Data: 11-10-2002 o godz. 19:26:20
Temat: Nasza publicystyka


Mamy właśnie pierwszą jesień, podczas której nie wolno łowić na żywca. To właśnie o tej porze roku najczęściej wszelkiego rodzaju spławiki, spławiczyska i bombki bujały się na powierzchni wody i podskakiwały, kiedy powieszona pod nimi rybka próbowała kolejnej desperackiej ucieczki od trzymającego ją w miejscu zestawu.



Dzisiaj łowić na żywca nie wolno - i mimo różnych nacisków ze strony wędkarzy i ministerialnych obietnic - ten stan rzeczy trwa nadal. Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi zamiast zająć się rolnictwem i rozwojem wsi, płodzi nowe przepisy dla wędkarzy. Przepisy, w których obok chęci "ekologizacji" na siłę i ucywilizowania tego hobby poprzez europejskie unormowanie, objawia się także ignorancja. Dlaczego? Już spieszę wyjaśnić.

Ministerstwo popełnia bardzo brzydki akt. Akt zrównania wszystkich wędkarzy do poziomu prymitywnych morderców. Ten wizerunek jest punktem wyjścia przy formułowaniu nowych regulacji prawnych. Weźmy nowy projekt rozporządzenia, które ma przywrócić wędkarstwu metodę żywcową. Pojawia się tam w zamian nowy kontrowersyjny zapis, który zabrania łowienia na błystki podlodowe. A skąd on się wziął?

A zapewne stąd, że do Ministra dotarła informacja o szarpakowcach z Kazunia, Zegrza i jeszcze wielu innych miejsc. A skoro szarpakowcy to wędkarze, bo mają wędki i łowią ryby, to należy zabronić szarpania. I żeby nie było tu dowolności interpretacyjnej - najlepiej w ogóle zabronić łowienia na podlodowe błystki. Poprzez taki - uproszczony przyznajmy - tok myślowy, ministerstwa dochodzą do różnych wniosków. Zamiast zwalczać kłusownictwo i wędkarskie patologie (bo są przecież takie) poprzez dołożenie większych starań co do egzekwowania kar, wzmocnienia kontroli i wreszcie, a może przede wszystkim edukacji społecznej - mamy tryb zakazowy. Tak było z żywcem, tak jest teraz z błystką podlodową i może być lada chwila z nęceniem.

Być może jest to wynik konfrontacji z silnym lobby ludzi, którzy nazywają się ekologami. Proszę mnie źle nie zrozumieć - nie mam tu na myśli niewielkiej garstki wybitnych naukowców, ale tych, którzy pojmują ekologię emocjonalnie, nie pojmując naukowo. Czyli zastępy młodych gniewnych, którzy czy to z racji na swój wiek i łatwość manipuilowania nimi, czy też na pewne skłonności do skrajnych postaw - oprotestowują co się da, mając z nauką tylko tyle wspólnego, że odrabiają lekcje przed wieczorynką.

Niestety, w tym całym zamieszaniu, my też nie jesteśmy bez winy i często sami dajemy powód otoczeniu do wyciągania prostych wniosków. Powinno się postrzegać wędkarza jako potencjalnego sprzymierzeńca, a nie wroga dzikiej przyrody. Człowieka, któremu bardzo zależy na tym, by wody były pełne życia, możliwie naturalne, a brzegi czyste. Tymczasem jak jest nad wodą - każdy widzi. Ważne jest, by zdać sobie sprawę z tego, ile można zrobić samemu. Wystarczy, że każdy wędkarz wyciągnie stosowne wnioski, a już będzie łatwiej przełamać stereotyp mordercy i śmieciarza.

Łatwo nam narzekać na nieprzestrzeganie przez innych przepisów, na złe regulacje prawne, na zupełnie nie potrafiący pilnować interesów wędkarzy Polski Związek Wędkarski. I dużo w tym będzie racji. Nie zauważamy jednak pewnej bardzo ważnej sprawy. Że naprawianie świata można zacząć od siebie. Nie od innych wędkarzy, łowiących w sąsiedztwie, ale właśnie od siebie. Świadczyć o tym może choćby ilość puszek po piwie, torebek po zanęcie i innych śmieci, które wyłowiono w pobliżu pomostu w Przewięzi po naszym zlocie.

Kiedy pojawił się zakaz łowienia na żywca, wielu z nas było szczerze oburzonych. Odebrano bowiem wędkarzom bardzo skuteczną metodę łowienia drapieżników. I nie mówię tu wcale o narzekających rencistach czy emerytach - bo to ich się wytrwale eksploatuje we wszelkich argumentacjach dla ministerstwa. Na żywca łowił prawie każdy z nas. Dzisiaj, na tej, czy innej witrynie internetowej słyszy się narzekania. Bo ktoś widział jak jakiś wędkarz-kłusownik łowił na żywca. Nagle zaczęło nas to bardzo razić. Tak bardzo krytykowany przepis spowodował z czasem, że ze złością zaczęliśmy patrzeć na żywczarzy łowiących obok.

Tymczasem - jak pokazują wyniki ankiety w witrynie "WW" - grubo ponad połowa z nas, nadal łowi na żywca. Mamy zatem doskonały przykład podwójnej wędkarskiej moralności. Czasem moralności na pokaz. I taki jest niestety ten wędkarski świat. Jakże wielu z nas, narzekając na bezrybie, wyrywa wodzie niewymiarowe ryby. Jak wielu z nas pozostawia śmietnik nad wodą. Jak wielu z nas uważa się za święte krowy, którym nie godzi się zwrócić uwagi.

Pamiętam, jak niedawno zawstydził mnie Marek, kiedy pakowaliśmy manele do łodzi, a ja wrzuciłem do niej siatkę z żywymi rybami. Jakoś nie pomyślałem o tym, że skoro zabieram je ze sobą, to lepiej by się już nie męczyły. Zrozumiałem wtedy, że i ja mam sobie sporo do zarzucenia. Dzisiaj, pisząc te kilka słów i czyszcząc trochę własne sumienie, niepokoję Was.

Esox







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=13