Z pamiętnika wędkarza - cz. 12
Data: 27-01-2006 o godz. 22:30:00
Temat: Bajania i gawędy


Przestało wiać, jezioro zastygło w bezgłosie. Gdzieś za wyspą rozdarła się czapla, przezywając skrzekiem powietrze. Wyciągnąłem kotwicę. Wdarłem się w bezdźwięk wody z piskiem lewej dulki. Raz za razem przedzierałem się coraz dalej w stronę trzcinowej zatoki. Słońce jakby przysnęło tuż nad koronami drzew, jakby nie chciało pójść spać…



Po kilku minutach dopłynąłem na miejsce. Gdzieś za wzgórzami otaczającymi zatokę zagrzmiała letnia burza. Po plecach połaskotał mnie zimny wiatr. Ledwo pokazał się i zaraz zniknął. Wpłynąłem za cypel i wyjąłem wiosła. Oparłem je najdelikatniej jak tylko potrafiłem na burtach starej, drewnianej skorupy. Ta rozpędzona jeszcze sunęła niczym wielki okręt w cieniu drzew wzdłuż brzegu.

Wziąłem do ręki wysłużony spinning, odpiąłem błystkę z oczka i cisnąłem ją pod pochylone drzewo. Gdy tylko upadła na wodę zacząłem zwijać. Niespiesznie kręciłem rozklekotaną korbką. Mimo setek godzin i milionów kilometrów żyłki, ten stary rupieć nawijał żyłkę jak żaden inny. Cos zaszumiało i zakołysało trzcinami. Ołowiana chmura wychyliła się zza drzew. Odłożyłem kij i odbiłem się wiosłami od brzegu. Tylko na tyle, żeby znów płynąć wzdłuż ściany trzcin. Jeszcze jakieś dziesięć metrów i kończyły się trzciny, a zaraz za nimi było moje ulubione miejsca. Piaskowa plaża i gwałtowny spad. Tam zawsze czaiły się szczupale. Gdy tylko łajba wypłynęła zza ostatnich trzcinowych łodyg oniemiałem. Żyłka wysunęła się spod palca, a błystka z głuchym brzękiem upadła na dno łodzi. Spojrzała na mnie i z rubasznym uśmiechem potrząsnęła głową, strzepując z włosów krople wody. Zagrzmiało, spojrzałem w niebo. Ołowiana chmura wisiała prawie nad naszymi głowami.

- No wyciągnij wreszcie ten swój aparat i pstrykaj – krzyknęła.

Schyliłem się niczym ryś i z trzęsącymi dłońmi wyciągnąłem aparat. Włączyłem i przystawiłem do oka. Jeszcze ta cholerna przykrywka. Jakby złośliwie szarpnęła się i wpadła do wody. Spojrzałem za nią, a ta już chybotliwie niknęła pod łódka.

Natalia prężyła się niczym kotka. Niczym nimfa, jakaś wodna bogini. Pstrykałem jak oszalały, a ta ustawiała się jak rasowa modelka. Ta chwila dla mnie mogłaby trwać i trwać. Wszystko co piękne szybko się kończy. Po chwili spadły pierwsze krople. Zimne niczym lód, wbijały się w ramiona jak szpilki.

Rzuć to wariacie i przypłyń tu po mnie, krzyczała uciekając z wody pod baldachim gęstych liści. Złapałem wiosła i z całych sił wbiłem się w piaszczysty brzeg, skoczyłem do wody i wciągnąłem moje pływadło.

- No choć tu wariacie, jak długo można na ciebie czekać – wyszeptała.
- Wybacz kochanie, było tak pięknie, tak spokojnie.
- Ech ty - szepnęła i zatopiła swoje usta w moich.

Powietrze rozjaśnił błysk, by po chwili donośnie rozpłynąć się grzmotem po jeziorze. Wtuliła się we mnie mocniej.

- Złowiłeś coś chociaż? – spytała.
- Kochanie - ja zawsze coś łowię.

Uśmiechnęła się do mnie swoimi brązowymi oczami. Lało coraz mocniej. Przez zielony dach powoli zaczęły ściekać pierwsze krople. Duże i potwornie zimne. Natalia wtulała się we mnie coraz mocniej, a za rufą łodzi w siatce pływał piękny szczupak.

Co za cudowny wieczór…

Wykrzyknik







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1289