Rapa
Data: 09-11-2005 o godz. 09:30:00
Temat: Spinningowe łowy


Z racji tego, że wcześniej jestem zajęty jaziami i kleniami to dopiero w październiku i listopadzie wybieram się na bolenie. Z drugiej strony, jakoś wiosenne bolenie mnie nie pociągają - nie mają w sobie tej waleczności, co jesienne.



Jak tylko jazie i klenie przestają skubać, odkładam delikatne kije i szykuję troszeczkę mocniejszy zestaw spinningowy. W przypadku boleni będzie to kij o c.w. minimum 15 - 40 g. Dlaczego taki toporny? Ano dlatego, aby można było wypluć ot taką blaszkę 35 g na znaczną odległość.

Używam żyłek od 0,22 mm do 0,25 mm. Cieńszych nie stosuję z dwóch powodów. Po pierwsze: mniejsze średnice przy wyrzucaniu blaszki o c.w. np. 35 g pękają jak nitki. Po drugie: rybę holuję z dość znacznej odległości (70 - 80 m) i cieńsze żyłki nie mają w tym przypadku zastosowania, gdyż hol musi być zdecydowany i szybki, aby rapa straciła jak najmniej sił, a co najważniejsze nie poszła w siną dal z blaszką w pysku po kilkuminutowym holu.

O sprzęcie już było, teraz czas na warunki pogodowe. Uważam, że nie ma bardziej wymarzonej aury jak słoneczna, bezwietrzna pogoda, z tym, że noc poprzedzająca musi, ale to MUSI być z lekkim mrozem. Ot, takim -3o C. Moim zdaniem jest to pogoda wymarzona do chodzenia za boleniem i nie dlatego, że przyjemnie się przejść brzegiem rzeki, ale dlatego, że wtedy boleń żeruje bardzo intensywnie. Jeśli dobrze żeruje nie trzeba specjalnie szukać jego stanowisk - sam nam zaznaczy swoją obecność. A oto jedna z bankowych miejscówek na Wiśle.

Drugim moim ulubionym i bankowym miejscem jest ujście Nidy do Wisły. Uważam, że późnojesienne bolenie uwielbiają takie miejsca. W takich miejscach bowiem gromadzi się dużo drobiazgu, a wśród nich przysmak boleni - uklejka. Bolenie z tego miejsca współpracują bardzo dobrze.

Z tego miejsca padły moje największe bolenie. W zeszłym roku w październiku największy miał 82 cm i około 5 kg wagi. Niestety nie miałem nad wodą wagi i aparatu. W tym roku jak na razie największy boleń złowiony został o godzinie 12.00, 31 października na blaszkę własnej roboty. Zdradzę tylko, że blaszka to nic innego jak kawałek uciętego noża z zastawy kuchennej mojej babci. Trzeba ją tylko troszeczkę wyprofilować i pracuje w wodzie wyśmienicie.

Tego dnia złowiłem jeszcze kilka boleni, które powędrowały do wody w bardzo dobrej kondycji. Brały tego dnia jakieś pół metra nad dnem. Głębokość łowiska - od 150 cm do 250 cm. Jedynie z czym trzeba eksperymentować podczas łowienia boleni to z szybkością prowadzonej przynęty. Raz reagują na wolno ściąganą, a na drugi dzień, przy takich samych warunkach atmosferycznych zmieniają upodobania i mkną za przynętą, aż powstaje smuga na rzece.

Hol osobników poniżej 2 kg nie jest specjalnie ekscytujący, ale jak zawiśnie na naszym wabiku RAPA około 4 – 5 kg i zacznie się ją holować z dużej odległości (80 m), to jest to fantastyczne przeżycie. Taki boleń zawisł na mojej przynęcie właśnie w ostatni dzień października. Oto boleń, którego zgłosiłem do „Łowcy okazów”. Rapa miała 76 cm długości, a jeśli chodzi o wagę to nie wiem, bo takowej ze sobą na rybkach nie mam.

A tutaj jeszcze jeden boleń - ten miał 60 cm.

Dziś – tj. 5 listopada - brały tylko z dna rzeki. Blaszkę prowadziłem z nurtem, tuż przy samym dnie, ale nie szorując po nim.

Na zakończenie dodam, że rzeki bez bolenia, klenia i jazia będą przypominały „domową wannę”. Dla mnie rzeka bez tych ryb nie istnieje!

Ginel







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1239