Orava
Data: 23-10-2005 o godz. 12:45:00
Temat: Wieści znad wody


Nareszcie - tym razem - udało mi się wybrać na Słowację. Dlaczego nareszcie? Już kilka razy się wybierałem, ale zawsze mi coś stawało na przeszkodzie.



Koledzy jeżdżą 5 - 6 razy w roku, a mnie zawsze jak nie urok to …”co innego”. Tym razem jadę "na bank". Ze swoim kolegą od ponad 20 lat, wyjeżdżamy w niedzielę kwadrans po 11. Pojazd, pomimo że wielka terenówka i tak ma tylko 2 miejsca z przodu wolne, bagażnik i tylne siedzenia załadowane gratami i ciuchami, w końcu to góry i w październiku będzie zimno, więc ciuchów dużo, a sprzętu jeszcze więcej. Oprócz 3 moich wędek mamy ok.30 kijów, które będą testowane. Wśród nich prototypy sandaczówek na przyszły sezon. Różne ciężary wyrzutu, różne długości, różne akcje. Do tego kołowrotki z plecionką 0,10 mm Mikado. Żeby później nie wracać do tematu: innych kupował nie będę - na szarpaniu "na chama", w zaczepach złamałem wędkę do 7g.W innych wypadkach udało się wyrwać, ale z lekko rozgiętym hakiem od główki. Faktem jest, że plecionka traci kolor, ale odnoszę wrażenie, że kotwicę na niej można wyciągnąć. Ale wracając do podróży: z przerwą na obiad i później na tankowanie i kawę, jedziemy 5 h 45 min. i ok.17.00 jesteśmy na miejscu. Odległość od W-wy 420 km. Kwaterujemy się u Stana, kilka kilometrów za Namestovem. Okazuje się, że trafiliśmy na najgorszą pogodę z możliwych, jeśli chodzi o ryby. Do 10 - 11.00 mgła, a później błękitne niebo, słońce i zero wiatru. Najstarsi górale takiej "lampy" w drugiej dekadzie października nie pamiętają!

Godzinę po nas dociera 2 ekipa w sile 3 ludzi (w tym syn jednego z kolegów, który będzie w trakcie pobytu obchodził 18 urodziny), a kilka minut po nich dociera Oto – Słowak, który będzie z nami łowił. Pomimo, że wszyscy się znamy, robimy sobie "wieczorek zapoznawczy”, ale że w planach jest poranne łowienie, kończymy przed 1.00.

Pobudka po 7.00: niespieszne śniadanie, kawka, przygotowanie prowiantu, termosów i koło 9.00 jesteśmy na przystani. Mgła taka, że na 30 - 40 m widać, a później mleko. Na szczęście mamy GPS, na których powprowadzane są namiary miejscówek z poprzednich wypraw.
Pływam z Otem i Wojtkiem. Napływamy na wprowadzone miejscówki i próbujemy coś łowić. Idzie całkiem nieźle - co parę minut ktoś holuje sandacza ale nawet nie chce nam się ich mierzyć. Zakładamy, że są niewymiarowe. Faktem jest, że mają po 40 - 50 cm, ale jakoś tak wyszło, że nastawiamy się na dłuższe niż pół metra. Wymiar na Słowacji to 45 cm, ale tyle dni do końca, że nie ma co zabierać no chyba, żeby trafi się większy. Po 11.00 mgła znika i pokazuję się słońce, a woda jak lustro - śladu wiatru, a z tym jakby trochę mnie brań.I tak zostajemy do wieczora.

Kolejne dni to pogoda taka sama, z braniami różnie /znaczy nie najlepiej/, ale żeby podsumować: Wojtek -73 cm
Oto -2 x ponad 60 cm
ja 1x 51 cm+1x 50 cm
i te zostały poddane obróbce termicznej. Do tego na pewno koło 100 sandaczy w rozmiarze 35 - 50 cm, ale te wróciły do wody.

Druga ekipa miała podobne wyniki. Przyłowem było ok. 20 okoni, które brały na to samo, co sandacze. Używaliśmy Pratadorów 3 w kolorach herbata z pieprzem, zielony z czarnym grzbietem i marchewa. Czyniłem próby trollowania, ale pozostała część ekipy nie wyrażała zachwytu, więc się wycofałem.
W sobotę, ostatniego dnia wypłynęliśmy przed 7.00. Mgły nie było, za to było pochmurno i nieźle wiało. Przez 2 godziny, dopóki wiatr się nie uspokoił i nie wyszło słońce, złowiliśmy chyba ponad 30 sandaczy. Niestety żaden nie przekraczał 50 cm. W sumie pomimo tego, że miałem najmniej ryb z ekipy, to i tak złowiłem więcej ryb, niż przez ostatnie lata w Polsce.

Teraz będzie o zasadach na Słowacji. Osoby, które są zdenerwowane na PZW i jego wody, niech wezmą sobie piwo, relanium albo niech dalszej części nie czytają. Spędzając ok.10 godzin dziennie na łódce z Otem, wypytywaliśmy go o zasady i przepisy. Za 2050 koron mieliśmy zezwolenie na połowy w rewirze Oravska Priehrada. Wolno złowić 2 ryby z gatunku: sandacz, szczupak, sum. Okoni wolno złowić 5 kg, inne zaś gatunki nas nie interesowały. Przy wykupie licencji otrzymuje się rejestr, w którym przed zarzuceniem wędki należy wpisać datę. Każda ryba po złowieniu musi być natychmiast wpisana do rejestru. Jeśli ktoś ma niefart i w 5 rzutach złowi 2 ryby, które ma zamiar zabrać - kończy łowienie. Przez tydzień byliśmy kontrolowani 2 razy czyli tyle samo, co ja byłem kontrolowany na naszych wodach od roku 2000. Oto nijak nie mógł pojąć, że na wodach PZW można stawiać sieci rybackie. U nich, jak woda należy do wędkarzy, to tylko oni na niej łowią. Rybacy mają swoje wody czyli stawy hodowlane i miejsca podobnego typu. Przynajmniej ucieszyło mnie, że nie jest Otowi obce słowo kłusownik - tych jednak wyeliminowano 3 lata temu. Zmieniono prawo i za kłusownictwo zaczęto wsadzać do więzienia. Mało tego: Słowacy chyba nie wiedzą co to są prawa człowieka, bo przez pierwsze tygodnie złapanych kłusowników pokazywano w TV, skutych kajdankami na sali sądowej! Sędzia przed kamerami ogłaszał wyrok w wymiarze od roku do lat trzech i to "bez zawiasów"! Pozostali na wolności szybko wycofali się z działań na szkodę wędkarzy. W 5 milionowej Słowacji jest 130 tys. wędkarzy i im się udało albo mają szczęście do swojego ZG. Najchętniej poławianą rybą jest karp, później karp, no i … karp. Łowią też na muchy piękne lipienie i pstrągi. Łowienia na spin dopiero uczą się od 3 - 4 lat, a Oto dopiero w tym roku wziął spinn do ręki, ale wygląda na to, że bardzo mu się podoba ta zabawa i wyniki ma niezłe. Oczywiście nie sądzę, żeby swoją ukochaną muchówkę zaniedbał. W miejscowości, gdzie Oto mieszka, mają jeziorko z okoniami, ale nikt ich nie łowi, bo nie umie. Zresztą Oto sądził, że nie są smaczne (Słowacy nie jedzą okoni), ale gdy spróbował okoni i sandaczy zmienił zdanie na temat ich wartości kulinarnych.

Co żyje w Oravie.

Na pewno sandacze, okonie, szczupaki - te gatunki powiesiły się na hakach. W/g strażnika Victora są też sumy. Z białorybu: płocie, leszcze, klenie, jazie, krąpie, no i oczywiście ukochane ich ryby karpie. Pływając po Oravie trzeba w echosondzie wyłączać sygnał dźwiękowy - za bardzo piszczy. Na ekranie ogromne stada ryb, szczególnie na spadach, a te są wyjątkowo ciekawe np. z 4 na 18 m.

Stając na miejscówkach 7 - 10 m (dno całe w karczach albo w pagórkach) widzieliśmy duże ilości przesuwających się pęcherzyków powietrza czyli karpie albo leszcze. Należałoby sobie życzyć tak rybnych wód w Polsce. Niestety prędko to nie nastąpi. Wydawać by się mogło, że Słowacja jest mniej rozwinięta od Polski, mają śmieszny język, jest ich dużo mniej, ale Oni potrafią. A my??? My będziemy mieli taką sytuację jaką mamy i będziemy coraz częściej jeździć do Szwecji, Hiszpanii czy na Słowację. Jeśli o mnie chodzi na Słowację na pewno się wybiorę jeszcze nie raz.

Sacha

P.S. Koszty-domek: ok.160 pln/os/tydzień, zezwolenie: 2050 koron czyli coś ponad 200 pln. Z łódkami jest kłopot - ciężko coś znaleźć, ale my znaleźliśmy.
Cena: 150 pln/tydzień na trzech, prowiant z Polski, ale na miejscu ok. 200 pln wydałem w tym chyba ponad 80% na napoje.
Benzyna do silnika i na dojazd do Oravy - to każdy niech sobie sam policzy.







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1223