Moje pierwsze zawody
Data: 21-09-2005 o godz. 10:30:00
Temat: Spławik i grunt


Nikt nie zapomni, jak wyholował swoją pierwsza rybę, nikt nie zapomni, jak wyholował swoją życiową rybę tak ja nigdy nie zapomnę moich pierwszych zawodów wędkarskich.



Moje pierwsze zawody odbyły się 4 lata temu w czerwcu. Dowiedziałem się o nich od znajomego, a potem przeczytałem ogłoszenie w sklepie. Jako młody, głodny sukcesu wędkarz postanowiłem w nich wystartować. Zadowolony pobiegłem do sklepu wędkarskiego, trzymając w ręku 5 złotych na wpisowe.

Do zawodów pozostało 2 tygodnie, a ja już nimi żyłem. Codziennie przeglądałem gazety i szperałem w internecie lecz za bardzo nie rozumiałem, o co w tym chodzi. Pomógł mi dopiero mój tata, który powiedział, na jaką rybę muszę się nastawić i jak się przygotować. Trochę mnie to zdziwiło, gdyż tata powiedział, żebym łapał płotki. Cały czas myślałem, że będę łapał karpie, ale ojciec w końcu ma większe doświadczenie, więc postawiłem na jego taktykę. Nareszcie nadszedł ten dzień.

Była to sobota. Poszedłem do sklepu wędkarskiego, kupiłem pinkę i 2 kg zanęty lorenca na płoć i do tego atraktor. Postanowiłem przygotować sprzęt - zwykły teleskop długości 4,5 m z kołowrotkiem, na który nawinąłem żyłkę 0,16, uwiązałem 10 przyponów z haczykiem numer 16 i założyłem gramowy spławik. Potem przejrzałem siatkę, czy nie ma dziur i koniec przygotowań, które zajęły tylko niecałe 30 minut, a ja nie miałem co ze sobą zrobić. Kręciłem się, patrzyłem na wędkę, kombinowałem i kombinowałem. Nadchodził wieczór. Wreszcie poszedłem z kolegami pograć w piłkę, ale cały czas myślałem o zawodach. Gdy wróciłem do domu byłem padnięty, ale nie mogłem spać, cały czas myśląc, że muszę wygrać.

Rano przyjechałem na łowisko. Stało tam już ze 40 osób - sami seniorzy. Zdziwiło mnie to, ponieważ mieli być też juniorzy! W końcu spotykam kolegę, który informuje mnie, że będzie nas tylko dwóch. Zrobiłem nietęgą minę, gdyż kolega startował już wcześniej i miał doświadczenie. Doszło do losowania stanowisk. W związku z tym, że jest nas dwóch postanowili usadowić nas sektorze seniorów.

Po losowaniu udałem się na stanowisko i kopara mi opadła! Patrzyłem na innych i nie dowierzałem. Targali tony sprzętu: kombajny, wiadra, pokrowce i inne bajery, a ja ze zwykłym teleskopem, wiaderkiem, siatką stołkiem i torbą. Wtedy po raz pierwszy zobaczyłem wędkarzy wyczynowych. Każdy moczył 13-metrową tyczkę, siedząc na kombajnie. Cudowali z zanętami, a ja po prostu się rozłożyłem w 5 minut, gdzie oni potrzebowali dobrej godziny. Nie mogłem się doczekać pierwszej syreny, która oznaczała nęcenie - potem zostanie tylko 5 minut do rozpoczęcia łapania.

Podczas gruntowania wyciągnąłem płotkę, chociaż nie miałem nawet robaka. Siedzący obok zawodnik powiedział: no młody - dziś zrobisz wynik, jak ci ryby na pusty haczyk biorą. Wreszcie pierwsza syrena. Na początek nasypałem kul i czekałem na drugą syrenę i zaczęło się! Pierwszy rzut do wody i nic. Czekam, kombinuję i nic. Po zmianie robaka branie, pierwsza ryba i tak cały czas łapałem płotki. Siedzący obok mnie zawodnicy łapali większe i więcej. Koledzy mówili mi jak łapie mój rywal. Nastawił się właśnie na karpia i to dało mi przewagę. Czas płynął. Przychodzi mój kolega i mówi, że rywal zmienił taktykę i łapie płotki i to duże. Wtedy zwątpiłem w zwycięstwo, ale łapałem dalej. Nagle rozlega się syrena i okrzyk „wędki z wody”. Siedziałem przy końcu więc musiałem trochę czekać na wagę. Gdy podeszli i wsypali mój połów waga wskazała 70 dkg z kawałkiem i sędzia powiedział „wygrał w juniorach”.

Nie mogłem uwierzyć - wygrałem swoje pierwsze zawody w życiu! Rywal złapał jakieś 20 dkg. Skakałem z radości do góry. Z tym wynikiem w seniorach miałbym jedenaste miejsce. Jednak gdy usłyszałem wyniki pierwszego zawodnika, to zwątpiłem: miał prawie 6 kg drobnych płotek, a drugi miał ich prawie 4 kg.

Gdy doszło do wręczania dyplomu nie mogłem uwierzyć jeszcze w to, że wygrałem i pokonałem doświadczonego zawodnika. Każdy bił mi brawo, a ja dumny wróciłem do domu.

Nigdy nie zapomnę zawodów. Tej atmosfery, sprzętu jakiego wydziałem i radości, którą odczuwałem ze zwycięstwa. Teraz sam siedzę na kombajnie i łapię tyczką. Nawet nie przypuszczałem, że wędkarstwo mnie aż tak wciągnie.

Sitek







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1207