To był karp - Czez
Data: 25-08-2005 o godz. 15:40:00
Temat: Konkursy


Chłopak wstał stosunkowo wcześnie. Właściwie całą noc nie spał, owładnięty narastającą z każdą chwilą wizją Spełnienia. Wizją Spełnienia nie byle jakiego, gdyż wędkarskiego.



Gdzieś w duchu, niczym mantrę, powtarzał Sobie misterny plan postępowania ze zdobyczą. Najpierw da potrzymać karpia młodszemu bratu. Da mu go nawet zawieźć w siatce do domu. Ten chytry plan miał mu zapewnić jeszcze większe niż dotychczas uznanie w oczach ośmiolatka, a zarazem zagwarantować swego rodzaju bezkarność, gdy będzie na małolacie ćwiczył rzuty, dźwignie i duszenia. Chłopak poza wędkarstwem miał bowiem jeszcze jedną pasję - judo i był dumnym posiadaczem pomarańczowego pasa w tej sztuce walki.

Potem pokaże karpia babci, która być może wreszcie przestanie utyskiwać, że na te pstyny (tak niesprawiedliwie określała płotki, karasie, kiełbie, linki i krąpie łowione przez Chłopaka) to szkoda oleju i jajka. Babcia na pewno przyrządzi karpia w czarnym sosie i w niedzielę cała rodzina zasiądzie do obiadu. Wszyscy będą zachwycać się smakiem karpia i chwalić Chłopaka, jakim to jest dobrym wędkarzem. Dotychczas nikt o Nim nigdy tak nie mówił, a przecież Chłopak potrafił złowić nawet pełne wiadro japońców, zwanych w tych stronach "bolszewikami".

Wreszcie sprawa najważniejsza. Pokażę karpia sąsiadom babci. Obydwaj byli wędkarzami i tak jak babcia mówili Chłopakowi, że łowi pstyny. Nawet wtedy, gdy przyniósł kiedyś dwa liny, liczące sobie razem całe 70 centymetrów. Zabolało Go wówczas dwunastoletnie serce, gdy usłyszał, że lin to się zaczyna od 50 centymetrów, a to są maleństwa, choć przecież dla Chłopaka nimi nie były.

Sąsiedzi mieli sprzęt wędkarski, któremu Chłopak mógł się przyglądać godzinami. Jeden pracował na kontrakcie w NRD i całe wyposażenie wędkarskie miał z firmy Germina. Boże, jakie ono było piękne. Chłopakowi imponowało szczególnie strasznie długie wędzisko, które nie miało ani przelotek, ani uchwytu do kołowrotka. Drugi z sąsiadów miał brata w RFN, a Jego sprzęt - co trudno było Chłopakowi pojąć - był jeszcze piękniejszy od tego z NRD. Aż oczy bolały od oglądania przynęt spinningowych, które w ustach sąsiada nosiły egzotyczne dla Chłopaka nazwy. Na wirówki, które Chłopak widywał na Kruczej, Nowowiejskiej, czy KRN, sąsiad mówił "mepsy", albo "dropeny", a na takie śmieszne drewniane rybki "halo", czy jakoś tak.

Sąsiedzi babci byli dla Chłopaka niekwestionowanymi guru. Mniej więcej w tym samym stopniu, jak On był guru dla młodszego brata. Jak wiadomo każdy guru Swoje prawa ma. Chłopak wykorzystywał brata do noszenia wiadra z rybami lub chlebaka, a sąsiedzi wykorzystywali Chłopaka do nałowienia żywczyków lub zbierania kłódek, zwanych w tych stronach "okładaczami", ale na ryby ze sobą nigdy nie zabierali, choć przecież Chłopak pozwalał bratu przyglądać się jak łowi. Chłopak był wędkarskim samoukiem, a w Jego rodzinie nie było nikogo, kto byłby owładnięty tą pasją, więc lgnął do każdego, od kogo mógłby się czegoś nauczyć.

Po cichu, gdzieś tam w Swoim jestestwie, Chłopak marzył też o pokazaniu karpia Agnieszce, najładniejszej dziewczynie na całej Zabrzeźni. Miała kruczoczarne włosy i takież oczy. Była Jego rówieśniczką i nawet raz w zabawie, niby to przypadkiem, dotknął jej piersi. Tak! Agnieszka też musi zobaczyć Jego karpia.

Dzisiejsze Spełnienie miało odmienić wędkarski - i nie tylko - świat Chłopaka. Był o tym przekonany.

Droga do Spełnienia nie była jednak usłana przysłowiowymi różami. Chłopak miał dopiero 12 lat i nie był posiadaczem karty wędkarskiej, ani też nie znał posiadacza tego magicznego dokumenty, który chciałby zabrać Go na ryby. W dzikich stawach i wyrobiskach pożwirowych, które znał jak własną kieszeń karpia nie było, a tam gdzie był, woda należała do PZW.
Ścieżką prowadzącą do Spełnienia okazała się informacja od wujka, że na terenie jednego z zakładów znajduje się staw uchodzący za zbiornik przeciwpożarowy, który z racji wędkarskiego hobby kierownika jest zarybiany karpiami. Problem tkwił w tym, że wolno tam było łowić tylko pracownikom, a sam zakład był strzeżony przez nocnych portierów. Chłopak, jak na 12-latka przystało, potraktował całą sprawę bardzo poważnie. Ustalił (co nie było trudne w kilkunastotysięcznej aglomeracji) kto jest nocnym portierem. Z dwóch opcji, portier kobieta i portier mężczyzna, wybór Chłopaka padł na portiera mężczyznę - Pana Zdzicha - zaś szalę na tę osobę przechyliła informacja, że Pan Zdzich lubi wypić. W czasach późnego Gierka nawet 12-latkowie rozumieli pojęcie "lubi wypić". Dysputa Chłopaka z Panem Zdzichem miała wymiar niezwykle konkretny, tj. Pan Zdzich podał cenę za wpuszczenia Chłopaka i Jego brata. Cena została wyrażona w postaci dwóch win zwanych natenczas "patykiem pisanymi", zaś kolokwialnie określanych mianem "tanich win" (choć Pan Zdzich utyskiwał, że drożeją na całej linii). Warunki postawione przez portiera były proste. Chłopak z bratem przyjeżdżają po godzinie 18:00, a wracają o 22:00, gdyż o tej porze Pan Zdzich udawał się na zasłużony odpoczynek, zwany przez niektórych duszeniem komara.

Jak na 12-latka przystało, do Spełnienia Chłopak przygotował się metodycznie. Rozłożył Swój najlepszy bambus, zamontował kołowrotek o ruchomej szpuli z gorzowską żyłką nówką 0,35. Na żyłkę nadział Swój najlepszy spławik - z kolca jeżozwierza - a potem wyważył go w beczce stojącej pod urwaną rynną. Grunt ustawił tak na "oko" tusząc, iż w takim stawie nie może być głębiej niż 2 metry. Zestaw uzbroił w piękny, złoty haczyk Mustada, kupiony na Kruczej. Gotowanie ziemniaków na "półtwardo" powierzył jednak babci, zaiwaniając jej ukradkiem esencję waniliową do ciast. Ugotowane ziemniaki pokroił w kostkę i włożył do płóciennego woreczka.
Był gotów do spotkania ze Spełnieniem już o 12:00. Przez kolejne kilka godzin przeżywał katusze, które tylko prawdziwi wędkarze potrafią znieść, a On za chwilę miał stać się jednym z Nich, choć może już Nim był.
Wreszcie wsiadł na rower i udał się w kierunku Spełnienia. Zatrzymał się z bratem pod bramą zakładu. Pan Zdzich skinął głową z aprobatą i rzekł :
- Winka macie ?
Mieli.
- No to wchodźcie. I pamiętajcie o 22:00 won mi stąd!
Weszli. Ich oczom ukazał się niewielki staw. Ot, taki 50 m na 50 m. Chłopak rozłożył wędkę. Na haczyk nadział kostkę ziemniaka i nasączył ją kilkoma kroplami esencji waniliowej. Wiedziony wewnętrznym przekonaniem, że ryba musi żerować daleko od brzegu, ściągną trochę zwojów żyłki i zarzucił. Plusk! Zaczęło się niecierpliwe czekaniem na branie. Chłopak wyobrażał Sobie, że w takiej wodzie branie następuje natychmiast. Po upływie pół godziny był już mocno sfrustrowany. Spełnienie nie nadchodziło. Ściągnął zestaw będąc przekonany, że coś się splątało. Wszystko było jednak w porządku. Zarzucił ponownie. Branie nastąpiło zaraz po tym, gdy spławik przyjął pozycję pionową. Chłopak zaciął i ze zdziwieniem przyjął fakt, że po tak mocnym zacięciu ryba nie wyskoczyła ponad lustro wody, a terkotka w kołowrotku zaczęła się dławić. Przecież zawsze tak się działo z karaskami, płotkami i kiełbiami, no może nie z linkami, ale te przynajmniej pojawiały się pod lustrem wody. Jakaś niewidzialna siła chciała wciągnąć wędkę, a z nią także Chłopaka do wody i to pomimo tego, że kołowrotek przytrzymał ręką. Chłopak pomyślał, że musi ciągnąć mocniej. Przecież miał siłę. Trenował judo i potrafił zrobić nawet 50 pompek. Złapał wędkę drugą ręką i pociągnął z całą siłą Swych 12-letnich mięśni.

Trzask bambusowej wędki był dla niego zaskoczeniem. W zasadzie ten fakt zarejestrował nie poprzez złamanie wędki, ale przez to, że nie czuł już tej siły, która sekundę temu chciała wciągnąć Go do wody. Chłopak osłupiał. Wpatrywał się w złamany bambus i zwisający luźno zestaw.
Za plecami Chłopaka wyrósł Pan Zdzich.
- To był karp. A Ty co? Podbieraka nawet nie masz?
Chłopak nie chciał płakać. Po prostu łzy same mu jakoś tak wystąpiły do oczu. Nie wiedział, że troszkę ponad 20 lat później powstanie song pt. "Chłopaki nie płaczą". On płakał.
- Czarek chodź. Wracajmy do domu. Nie powiem o tym nikomu, tylko zrób mi wreszcie wędkę.

Czez

Tekst konkursowy - opublikowany w formie nadesłanej przez Autora, bez korekty redakcyjnej - Redakcja PW.







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1188