Rzeź niewiniątek
Data: 06-06-2005 o godz. 21:10:00
Temat: Nasza publicystyka


Na ten dzień czekałem od zeszłego roku. Konkurs wędkarski przedsiebiorstwa transportowego Parmentier-Waldvogel. W ubiegłym roku frekwencja była duża, a mnie udało się mimo wszystko z 60 kg wpuszczonego pstrąga tęczowego wyłowic ok. 20 kg.



Dzień pierwszy

Byłem zatem faworytem zawodow i wcale nie ukrywam dumy z powyższego stanu rzeczy. Tu należy się sprostowanie: na tego typu zbiornikach, w warunkach innych konkursów, stosowanie metody spinningu jest niedozwolone. Nie dotyczylo to jednak naszej grupy, bowiem zarybienie odbyło się na koszt mojego przedsiębiorstwa.

W tym roku na spotkanie nie przybyło tylu uczestników, co w roku ubieglym. Miałem tym samym większą możliwość zmiany stanowiska. Zarazem jednak większą odpowiedzialność za wyciągnięcie możliwie jak największej ilości zapłaconej ryby. Należy dodać, że niewiele osób w naszym gronie łowi spinem, co również działało na moją korzyść, jako że jest to najszybsza z możliwych metod wyciągania tego, co nawpuszczano zaledwie kilka godzin wcześniej.


Yves, jego żona i Forces Ouvritres

Właściwie to powinienem był zacząć tą relację od stwierdzenia, że tego typu spotkania traktuję właśnie bardziej jako towarzysko-integracyjno-rozrywkowe. Mało tu wędkarstwa, które preferuję. Miał to być swoisty trening, wprawka do tego, co później nad właściwą wodą może się przydać.


Dzieci również łowiły

Celowo też nie zamieszczę tu zdjęć kilogramów latwej ryby. Po wyciągnięciu wielu siatek z wody nie miałem ochoty uwieczniać na wpół martwych, bądź już gotowych tęczaków. Ich los z góry był przesądzony, a poza tym strzyżone pletwy ogonowe mogłyby wywołać zrozumiałe oburzenie.


Rodzinka na wędkarskim barbecue

W szampańskich nastrojach przybywający rozkładali co kto miał ze sprzętu nie tylko wędkarskiego i zawody ruszyły pełną parą. Po paru chwilach siatki zaczęły wypełniać się rybami. Miałem czas na zrobienie kilku zdjęć. Większość wpuszczonego stada nie wiedziala jeszcze gdzie jest. W kilkunastoosobnikowych stadach ryby krążyły jak zaczarowane, za największą z nich, jakby w poszukiwaniu alternatywy na nowe okoliczności. W te miejsca z hukiem lądowały zestawy, zaopatrzone w duże spławiki, kule wodne, a przynętą było wszystko, co dostępne w lodówkach supermarketów.

Czas na lowy! Nie musiałem już na nowo (jak w zeszłym roku) szukać najskuteczniejszej przynęty -Aglia long 1 i 2-ka na zmianę przyprowadzały co chwilę pstrążki. Nie byly duże - ok. 35-40 cm. Walczyły. Nie wiem skąd w hodowlanym pstrągu tyle wytrwałości i uporu. Największe cały czas pozostawały poza zasięgiem. Wiedzialem, że jest ich dziesięć - około 1 kg każdy. Nie chcialy jednak żadnego pożywienia. Było gorąco i burzowo, a brania coraz bardziej nieśmiale. W pewnej chwili zrobiło się ciemno i z nieba zaczęto wiadrami wylewać wodę.


Już po deszczu

Wygoniło to najbardziej zawziętych - mnie również. Wysikało się do woli, a w tym czasie bar tętnił życiem. I był to również moment, kiedy pojawił się Alex ze swoim synkiem Nicolasem. Alex to ktoś, kto podobnie jak ja traktuje wędkowanie. Jego pasją są karpie. Zaniechał co prawda na pewien czas swojej pasji (budowa domu), ale nie odmówił spotkania w dobrze znanym gronie. Niedlugo czekaliśmy na pierwsze efekty. Po kilku minutach pierwsze maluchy trafiały na haki z kukurydzą.


Hol w towarzystwie

Mały Nicolas miał też swój udział, ponieważ każdą wcześniej zaciętą rybę tata pozwalał holować mu do podbieraka.


Alex i Nicolas

Wszystkie sazany i karpiki wracały do wody. Nie tylko dlatego, że niezapłacone. Czas upływał i starszyzna zaczęła zajmować miejsce przy barze, jako że i pstrągi nie bardzo chciały współpracować. Aglia-Long też przestała czarować, tymczasem młodzież łowiła z niemałym powodzeniem. Nicolas doczekał się swojego pierwszego (pod nieobecność taty) karpia. Bardzo był dumny ze swojej rybki.


Pierwszy złowiony samodzielnie

Widziałem, że trudno mu się z nią rozstać, ale ojciec nauczył go szacunku do złowionych ryb i karpik wrócił do swoich.


Płyń karpiku

Czas na czyszczenie ryb, bo do jutra w tych temperaturach... Przy okazji złoty płyn dodawał okrasy opowieściom, jakie to pstrągi pozrywały zestawy i poszły w nieznane. Czyli tak zwane...


Lanie wody

Później zasłużony i obfity posiłek i rozmowy przy rozweselaczach do pierwszej w nocy. Skończył się jeden dzień. Na jutro według obliczeń bieglych jeszcze okolo 35 kg do wyłowienia.

Dzień drugi

Przybyłem o 7:30. Gerard z właścicielem stawu zrobili już w ciągu godziny następne 5 kg. Nie wiedziałem jeszcze, że to koniec spinningowych łowów. Pierwsze, pełne nadziei, posłania przynęty - nic. Po około godzinie jeden pstrąg. Łaziłem po całej dlugości i szerokości stawu i dalej nic. Zmieniałem przynęty, użyłem wszystkiego, co do głowy mi przyszło i nic. Odmowę współpracy przypisuję temperturze (23°C), ale tak naprawdę to miałem już dość.

Pstrąg co prawda też, ale przyjmował pożywienie w różnej postaci tyle, że siedział sobie w dołkach, pod konarami drzewek rosnących na środku stawu. Największe (nie złowione dotychczas) zagnieździły się przy osłonietym od słońca brzegu, przy doplywie do stawu.


F.O. na stanowisku. Zmęczony Gerard na lawce z żonż F.O.

Po kolei zaczęły zjeżdżać drużyny. Byla już Siła Robotnicza Daniel ze swoją żoną, dalej dołączył w silnej ekipie Yves. Łowiąc na kulę wodną wyciągnął następnych parę kilo.


Yves z częścią Rodziny

Jednak bohaterem dnia został zięć Yves’a. Zlowil na kukurydzę cztery z największych tęczaków. Cierpliwie siedząc w piekącym słońcu, przy dopływie czekał na kolejne brania.


To były te najpiękniejsze

Jeszcze kilka razy biegał od stołu do postawionej wędki, by powalczyć z rybą.


Szybko, bo znowu zerwie zestaw. Musi dobiec do końca stawu

W tym czasie F.O. i reszta O. myslała jakby tu odpocząć, bo jutro do roboty. A sposobów jest parę!


Opadli z sił


Tylko jegomość spedytor czuwa nad wszystkim (Polak z pochodzenia)

Niedzielne przedpołudnie dobiegało końca. Mięcho upieczone, ryby - prawie połowione, lecz nie wszyscy się jednak poddali. Yves po krótkiej lekcji spina ma swojego pstrąga inaczej. Cieszy się i obiecuje poprawę. Do końca imprezy miota blystką. Wiem już, że to On ją połknął.


Yves na chwilę przed złowieniem swojej pierwszej ryby na spinning

Hmm, hmm, hmm. Weekend. Wiem - to nie jest sposób, który wszystkim spodoba się, by nabierać sił przed nowym tygodniem ciężkiej pracy. Cóż w tych klimatach taka moda. Z dwojga złego - siedzenia przed telewizorem, czy spotkania dobrych znajomych - wybieram to drugie!


Drzewo z korzeniem

Byłbym zapomniał! To tutaj kryją się skarby tego stawu. Zostawiłlem tam dwie Aglie, ale co się spod tego drzewa naciągałem to moje. Niewiniątka smakują z pieczonymi ziemniaczkami i cytryną. Wakacyjne pozdrowienia dla wszystkich Pogawędkowiczów.

Robert67







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1154