Niemiecka przygoda dzieci z Białochowa - cz.4
Data: 30-06-2005 o godz. 08:00:00
Temat: Nasza publicystyka


Dzień morza, bo tam go właśnie spędziliśmy.

Dzień Czwarty – 15.06.2005r.:

Tradycyjnie rano i tradycyjnie z Francuzami i Estończykami wyjechaliśmy w drogę, tym razem do Maasholm, skąd mieliśmy wyruszyć kutrem na dorsze. Tu czekała nas kolejna niespodzianka, płynęliśmy kutrem nr 1 „Langeland”, na którym oprócz nas i grupy niemieckiej płynęło szesnastu fotoreporterów i jedenastu VIP-ów (Wijnvoord, Herzsprung, Muller, Jahr, Gotze, Poldi, Weißflog, Peters(Jan), Michalczewski, Kuhne, Vicky).

Poza naszym płynęły jeszcze trzy kutry.

Dieter zajął nam najlepsze miejsca, na rufie.

Była cudna pogoda, świetne towarzystwo, brakowało tylko dobrych połowów, bo humor dopisywał. Po krótkim szkoleniu rozpoczęliśmy naszą przygodę z dorszem, a raczej z doszykami.

To była ciężka, choć pasjonująca walka, na szczęście rybki, które wyciągnęliśmy były akurat, tzn. większe niż wymiar ochronny – 38 cm i na tyle małe, że można je było wyciągnąć.

Wyniki: Krystian – złowionych 4 sztuki, największa 46 cm, Maciej - 8 sztuk (43 cm), Kasia – 2 sztuki (41 cm), Wera – 2 sztuki (42 cm), Kasieńka – 2 sztuki (41 cm), Adaś – Kamyczek – 2 sztuki (41 cm), Patryk – 9 sztuk (45 cm), Ciocia – 3 sztuki (45 cm).

Chłopakom tak się spodobało, że nie chcieli wracać, poza tym szło im coraz lepiej. Zdarzało się, że w naszej ekipie było kilka brań równocześnie, obsługa kutra, Dieter dwoili się i troili, ale i tak było ich za mało. Wtedy pomagały nam gwiazdy telewizyjne i sportowcy.

Na naszej rufie złożył nam nawet audiencję książę Bawarii. Sporo też czasu spędziliśmy z Darkiem Michalczewskim. Rozmawialiśmy o wędkowaniu, karierze i o dzieciach. Omówiliśmy też możliwość wzajemnych odwiedzin i wspólnego wędkowania (może teraz cała reszta dzieciaków, która została w domu uwierzy nam, że poznaliśmy Mistrza). „Tiger” sam z resztą złowił niezłe dorsze. Tak sobie myślimy, że On jak i Wy możecie być z nas dumni – 25 sztuk polskiej reprezentacji. Morze było dla nas łaskawe, dało nam ryby i spokojną wodę.

Po powrocie do Golsmaas ciocia pozwoliła nam wykąpać się w morzu, choć nie było upałów, ale być nad morzem i się w nim nie popluskać – to nierealne. Wieczorem odbyła się impreza, gdzie wszyscy otrzymali puchary i dyplomy, Krystian dostał ogromny puchar, za największą rybę złowioną przez naszą reprezentację.

Sporo śmiechu było przy odczytaniu jego imienia i nazwiska, bo sporo w nim rz, sz i cz. W nagrodę za swoją pracę opiekunowie latali helikopterem (ale mieli miny przy starcie). Na sam koniec doszliśmy do wniosku, że trzeba uczyć się języków, bo fajnie pogadać sobie z takimi ludźmi jak my, tylko z innych krajów. Poznaliśmy ich wielu, tylko od tego naszego mówienia bolały nas ręce.

Dzień Piąty – 16.06.2005r.

Powrót do domu to 1000 km i 12 godzin jazdy.

TEN WYJAZD TO BYŁO COŚ SUPER, JAK TO MÓWIŁ CIĄGLE MACIEJ „BYŁO GITOWO”, REWELACYJNIE, FANTASTYCZNIE.

Dziękujemy wszystkim, którzy przyczynili się do tej wielkiej radości dzieci. Za tę radość i nosy przyklejone do szyb, za dumę bycia Polakiem w Europie. Dziękujemy: Royal Fishing Club, Biurze Okręgu Toruńskiego PZW, p. M. Pużyckiemu, PZW w Grudziądzu, p. Dąbrowskiemu, p. Byczyńskiemu, naszemu fantastycznemu opiekunowi Dieterowi Schumannowi, Darkowi „Tiger” Michalczewskiemu, wujkowi Olkowi - naszemu kierowcy i wujkowi Rafałowi - tłumaczowi. Dzięki Wam przeżyliśmy cudowne, niezapomniane chwile.

Dżąsowa i dzieci

Dżąsowa







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1150