Pierwsze szczupaczenie
Data: 12-05-2005 o godz. 07:00:00
Temat: Wieści znad wody


Coraz mniej ostatnio mam czasu na ryby, więc każdą wolną chwilkę staram się wyeksploatować nad woda do maksimum. Czasem efekty są zadowalające, czasem wracam znad wody bez kontaktu z rybą. Ósmego maja, wracając do domu od rodziców przejeżdżałem obok wyrobisk po glinie w miejscowości Chrzanów. Jako stary pantofel musiałem zadzwonić do żonki i zapytać o pozwolenie spędzenia choć godzinki z kijem w ręku.



Udało się, moja druga, niezwykle wyrozumiała połowa, pozwoliła mi dosłownie przez godzinkę pomachać wędką. Z bagażnika wyciągnąłem kijaszek, dowiązałem wolframowy przypon i założyłem ulubiona wirówkę. Na niebie tężały coraz ciemniejsze chmury zwiastując rychłe nadejście deszczu. Cóż, może przez godzinkę mnie nie zmoczy pomyślałem i biegiem ruszyłem nad wodę.

Gdy tylko stanąłem nad brzegiem mojego niegdyś ulubionego dołka, przestałem odczuwać przeraźliwie zimy wiatr. Pierwsze rzuty w pełnym skupieniu nie przyniosły rezultatów. Przeszedłem więc kilka metrów w bok i znów zacząłem ponowne czesanie wody. Coś uderzyło w wabia, kilka szarpnięć i w powietrze wyskoczył mały szczupaczek. Ależ waleczny rozbójnik. Kręcił młynki niczym rasowy kropek. Niestety wszystkie jego sztuczki zdały się na nic, kotwica nie wypadła z pyska. Wyhaczyłem go więc delikatnie w wodzie a ten nie oglądając się na mnie zniknął gdzieś w głębinie.

Po kilku kolejnych rzutach na błystce uwiesił się kolejny maluszek. Co do licha, pomyślałem, czy w tej wodzie pozostały już tylko takie maluchy? Zdjąłem błystkę i wyszperałem w pudełku mała pokrakę. Bezsterowy wobler zwany sliderem. Malowany na okonia, nowiutki, nigdy nie używany. Czas zawisnąć na agrafce, pomyślałem i niewiele się zastanawiając wyhaczyłem jego kotwice z plątaniny sczepionych ze sobą kotwic innych wabików. Rany jakie te groty ostre i wszędzie się wbijają. No, w końcu się udało, po ciężkiej ranie kłutej palca zostanie tylko wspomnienie zaś na agrafce zawisnął slider.

Podszedłem do wody, zamachnąłem się a wobler poszybował w przestrzeń. Upadł na wodę daleko, bardzo daleko. Ależ te przynęty pięknie latają. W kategorii na najładniej szybującego woblera właśnie zdobył złoty medal. Zwinąłem nadmiar plecionki, kilka szarpnięć i potężne walnięcie o mało nie wyrywa mi kija z ręki. Ryba z ogromną szybkością odpływa w stronę przeciwległego brzegu. Po chwili zakręca i pędzi łukiem w lewo. Kołowrotek prawie non-stop wydaje plecionkę a serce wali jak oszalałe. Matko, jakie emocje, jaki wspaniały przeciwnik na drugim końcu linki. I nagle cisza i beznadziejne i jakże przytłaczające uczucie luzu. Nie, to niemożliwe, a jednak, ryba spadła. Dobrze, że choć pokazała ogon przewalając się pod powierzchnią. Machnął nim jak wizytówką - to ja, zębaty - a niech Ci się wiedzie rzuciłem w duchu. Zwinąłem plecionkę i obejrzałem przynętę. Głęboka rysa po zębie została pamiątką po gwałtownym i jakże emocjonującym holu.

Westchnąłem, zamachnąłem się i puściłem mojego lotnika daleko w przestworza. Potem jeszcze kilka razy aż wędka znów wygięła się i zapulsowała. Niestety, ryba była niewymiarowa. Godzina mijała a ja byłem bez miarowego szczupaka, gdy pod moimi nogami, tuż przed wyjęciem slidera z wody, ładny szczupak spudłował atak. A niech to - spaprałem branie. Koniec, wystarczy tego dobrego. Zdjąłem bezsterowca, choć sprawdził się wyśmienicie postanowiłem założyć flagowca. Rzut i siedzi. Jednak i tym razem mały.

Przeszedłem jeszcze kilka metrów. Ostatnie dziesięć rzutów. Ech każdy z nas to zna, ostanie dziesięć, jeszcze tylko dwa i tak mija pół godziny. Jednak nie udało mi się doliczyć nawet do piątego gdy w biało czerwonego wabika z impetem uderzyła ładna ryba. Przyciąłem a kij wygiął się wspaniale. Plecionka wysnuła się z kołowrotka. Może nie tak gwałtownie i nie w takiej ilości jak chwilę wcześniej ale siedział i na pewno był miarowy. Walczył zaciekle, sprawiał wrażenie dużo większego niż się okazał. Silny i dumny wyłonił się przy brzegu, łypnął na mnie okiem i resztką siły zanurkował jeszcze jeden raz. Po chwili był mój. Piękny, zielonkawy rozbójnik.

- Kochanie, mamy kolację, nie gniewaj się, że tak długo, już do ciebie pędzę - rzuciłem do słuchawki, zrobiłem pamiątkowe zdjęcie i pomknąłem do domu.

Wykrzyknik







Artykuł jest z
www.pogawedki.wedkarskie.pl

Adres tego artykułu to:
www.pogawedki.wedkarskie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=1116